Po 11 latach znowu chodzi

Fot.Facebook/Krzysztof Cegielski
Fot.Facebook/Krzysztof Cegielski

Okazuje się, że najważniejsza jest siła woli i cierpliwość. A wtedy można wyjść z najtrudniejszych życiowych opresji.

Krzysztof Cegielski to wychowanek Stali Gorzów i były żużlowiec. 3 czerwca 2003 r. Cegielski miał tragiczny wypadek w meczu ligi szwedzkiej. Kraksa wydawał się niegroźna, ale jak się okazało w plecy zawodnika uderzył motocykl Amerykanina Ryana Fishera. Żużlowiec doznał bardzo poważnego urazu kręgosłupa. Rokowania były dla niego fatalne. Lekarze mówi wprost, że resztę życia spędzi na wózku... Lecz on nie poddał i walczył o zdrowie i sprawność. Przeprowadził się do Krakowa, gdzie codziennie ćwiczył i się  rehabilitował. Niedawno, po 11 latach, stanął na własnych nogach. Niezwykła historię Krzysztofa Cegielskiego opisuje Gazeta Lubuska.

Były zawodnik nadal porusza się głównie na wózku inwalidzkim, ale czas, gdy był do niego przykuty i bez niego zupełnie bezradny, to już przeszłość. Wielkie poruszenie były żużlowiec wywołał 22 lutego w Lesznie, podczas balu "Tygodnika Żużlowego”. Były uczestnik cyklu Grand Prix poruszał się tam przy pomocy specjalnego balkonika.

Cegielski przyznał, że leczenie przebiega na tyle dobrze, że już od dawna stara się jak najczęściej poruszać w pozycji pionowej.

Wiem, że bardzo ciężko zauważyć postępy w rehabilitacji u osoby, która cały czas poruszała się na wózku inwalidzkim. Od 11 lat intensywnie pracowałem i  codzienne żmudne zajęcia zaczynają przynosić coraz większe efekty. Owszem, stojąc podczas meczów potrzebuję balkonika, ale staram się w tej pozycji pokonywać coraz dłuższe odległości -

mówi były żużlowiec.

Jego determinacja zaskoczyła lekarzy, którzy nie spodziewali się, że rehabilitacja przyniesie tak dobre efekty.

Nigdy, nawet w najtrudniejszym momencie, nie wolno się poddawać. Od mojego wypadku w Szwecji minie 11 lat. Słuchając tego, co mówią specjaliści, mogłoby się wydawać, że postępy jakie zrobiłem, teoretycznie w ogóle nie były możliwe -

podkreśla Cegielski i dodaje

Nigdy nie straciłem wiary, że kiedyś wstanę i po prostu pójdę. Po to wykonuję ciężką i  żmudną pracę. Nie myślę o tym każdego dnia, nie oczekuję, że może to  nastąpić w każdej chwili, ale jestem na to przygotowany. Coraz więcej czasu poświęcam na utrzymywanie pionowej pozycji i chodzeniu. Wiem, jak to jest stać na własnych nogach.

Były żużlowiec nigdy nie zerwał też ze sportem. M.in. komentuje zawody i angażuje się w działalność sportową. Ma także plany na przyszłość i niedługo założy rodzinę.

Podziwiamy i gratulujemy.

ann/gazetalubuska.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych