Jaką bronią banki mogą zniszczyć kredytobiorcę?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. pixabay.com
Fot. pixabay.com

Jakoś tak się dziwnie dzieje, że w sporach sądowych pomiędzy bankiem a klientem, ten drugi niemal zawsze przegrywa z kretesem. Patrz: na przykład pozwy frankowiczów przeciwko kredytodawcom. Tak fatalne statystyki, rzecz jasna, zniechęcają kolejnych śmiałków do wystąpienia na drogę sądową przy ewentualnym sporze z bankiem. Bo to trochę jak przysłowiowe kopanie się z koniem.

Rozpoznajmy ten temat nieco bardziej szczegółowo. Zastanówmy się jaka jest najstraszniejsza broń banków przy ewentualnej walce z niesubordynowanym klientem - kredytobiorcą. To jest z takim gościem, który śmie podważyć – zawsze słuszną – opinię banku w zakresie obsługi zobowiązania. Kiedy tak się dzieje? Na  przykład przy ewentualnej restrukturyzacji zobowiązania: w sytuacji kiedy dłużnik ma problemy z płynnością finansową, bank albo jej odmawia, albo dobrodusznie zgadza się na niższe raty, ale za to znacząco podnosi marżę kredytu. Czyli podaje tonącemu brzytwę zamiast koła ratunkowego.

Wracając do tematu broni jaką bank mógł do niedawna zastosować wobec klienta, który raczył mieć inne zdanie od swego „pana i władcy” – niewątpliwie jest takową bankowy tytuł egzekucyjny (BTE), pieszczotliwie zwany przez bankowców jako „batonik”.

Trujący batonik, czyli nagła śmierć

Na czym polega siła rażenia BTE? To straszliwe narzędzie działa niczym paralizator, a tym bardziej jest groźne i sieje spustoszenie w szeregach wroga (czytaj: klienta-kredytobiorcy), jeśli jest on przedsiębiorcą. Dla tych osób, którym udało się nie mieć do czynienia z BTE, opowiem jak działa ta straszna broń. Otóż, jeśli bank uzna, że klient nie wywiązuje się z umowy kredytowej, może wystawić dokument pod nazwą „bankowy tytuł egzekucyjny” i przedstawić tenże w sądzie. Sąd bez rozpoznania kto ma rację w przedmiotowej sprawie, w terminach zupełnie nieznanych w polskim wymiarze sprawiedliwości (od 3 do 30 dni), opatruje ten dokument klauzulą wykonalności. A to pozwala wierzycielowi udać się do komornika. Opisane działanie bank może wykonać potajemnie. Czyli ten nędzny dłużnik, mający czelność przeciwstawić się woli kredytodawcy, dowiaduje się o tej akcji od komornika. Który informuje klienta, że tenże ma zajęte wszystkie konta; często nie tylko firmowe, ale także prywatne. Na dodatek komornik ma prawo wejść do firmy i do miejsca zamieszkania dłużnika i wynieść wszystko co daje szansę na spieniężenie. Jak się Państwo domyślają, prowadzenie działalności gospodarczej w tak niesprzyjających warunkach, jest niezwykle trudne. Nie mamy bowiem dostępu do uczciwie zarobionych środków, co wcale nie zwalnia nas z regulowania zobowiązań. Najczęściej kończy się to szybką pacyfikacją przedsiębiorcy. Taka nauczka odpowiednio działa na innych klientów, którzy – jeśli planowali iść na wojnę ze swoim bankiem – odstępują od tego zamiaru. Bo wiedzą, że w tej nierównej grze są całkowicie bez szans.

Państwo prawa, czy Państwo prawa banków?

Pewnie nasuwa się czytelnikowi tejże publikacji następująca wątpliwość: przecież dłużnik może iść do sądu. I jeśli racja jest po stronie kredytobiorcy, to pewnie sytuację da się odwrócić. No to przyjrzyjmy się, jak działa w takich sytuacjach nasz wspaniały system prawny.

Otóż, aby pozbyć się komornika, musimy złożyć do sądu pozew przeciw-egzekucyjny. Od razu dodam: szansa na wygraną jest nie większa niż kilka procent. Ale … to kosztuje. Trzeba znaleźć prawnika, który będzie próbował obalić BTE (koszt nie mniejszy od 5 tys. zł + VAT), na dodatek trzeba uiścić opłatę sądową, która do końca listopada ub. roku wynosiła 5% wartości przedmiotu sporu. Czyli, jeśli był to kredyt na kwotę 500 tys. zł, trzeba było wysupłać na koszty sądowe 25 tys. zł. Przypominam: mamy zablokowane wszystkie konta… Te kwoty należy pomnożyć razy dwa: z założenia przegramy w pierwszej instancji, więc w drugiej raz jeszcze ponosimy wymienione opłaty. Może prawnik się zlituje nad naszym losem i zrobi rabacik.

Aha, nie wspomniałem nic o czasie oczekiwania na kolejne postanowienia sądów. O ile przy wydaniu BTE szybkość wymiaru sprawiedliwości przypomina pendolino, to w drugą stronę – kiedy próbujemy obronić się przez niechybną zgubą – praca sądu przypomina tempo leniwego żółwia poruszającego się w bardzo gęstym mule, z licznymi przeszkodami po drodze.

Dwie wiadomości: dobra i wiadomo jaka…

Jeśli czytelniku zupełnie się załamałeś powyższą wizją, jak Twój ukochany kraj broni cię przed bankowymi nadużyciami - bo bardzo często racja jest po stronie kredytobiorcy – mam dla Ciebie dobrą wiadomość. Otóż BTE, po blisko 20 latach funkcjonowania w naszym systemie prawnym, został unicestwiony ustawą z września 2015 roku, która weszła w życie 27 listopada ub. roku.

Teraz czas na wiadomość numer 2. Jeśli myślisz, że bank – po zdelegalizowaniu BTE – stracił zęby, jesteś w wielkim błędzie. Cały czas przy ewentualnym sporze z bankiem jesteś w  podobnym położeniu jak Dawid w walce z Goliatem, przy czym olbrzym ten zabrał ci wcześniej procę. No i dochodzimy do najbardziej nieoczekiwanego wniosku z mojej konstatacji, że  w sporze z bankiem stoimy na z góry przegranej pozycji. Jedną broń banki musiały z ogromną niechęcią schować do lamusa (najgłośniej z tego powodu biadolił prezes Związku Banków Polskich), ale została druga straszna siła po stronie instytucji finansowych. Co mam na myśli?

Konia z rzędem stawiam przeciwko zapałkom

że nikt nie zgadnie jaka potworna broń, wciąż pozostaje w rękach potencjalnych oprawców (czytaj: bankowców). Tą bronią są … Twoje pieniądze. Bo przecież zdecydowana większość z nas trzyma kasę w jakimś banku, na rorze lub na bezpiecznej (chłe, chłe, chłe – taki mały żarcik z mojej strony: przyp. aut.) lokacie. Z tych wpłat, naszych rodaków i podmiotów gospodarczych, rodzi się ogromny wielomiliardowy kapitał. Taką kasą banki mogą zniszczyć każdego przeciwnika. A Ty, czytelniku, raczej na pewno takich środków nie posiadasz. W sporach sądowych z finansowym gigantem bez poważnej kasy daleko nie zajedziesz.

Różnica jest taka, że Ty inwestujesz własną w ewentualny proces, a bank może na koszty sądowe brać, do woli, środki swoich klientów. Także, jeśli trzeba będzie ściągnąć najlepszych i najdroższych prawników z Ameryki, czy też napisać pismo procesowe na 600 stron - taką akcję niedawno wykonał Bank Millennium w procesie vs. klientowi frankowemu. Nie swoje pieniądze się przecież wydaje bardzo łatwo. Taka strata nie boli.

Jak przegrasz proces przeciwko instytucji finansowej – znowu płacisz swoimi pieniędzmi. Jeśli nawet wygrasz, bank także się specjalnie nie przejmie, bo na poczet odszkodowania płaci środkami swoich deponentów.

Dlaczego frankowicze są na przegranej pozycji?

Pamiętaj także o tym, że bank – znowu dzięki oszczędnościom naszych rodaków pozostawianym na lokatach – może odpowiednio zabezpieczyć się przed przegranymi procesami. Jak? Słyszałeś może coś na temat lobby bankowego? Jest to zdobywanie, oczywiście za kasę, przychylności polityków, dziennikarzy, czy też sprzedajnych ekonomistów. Przykład, jak to działa mamy z „wojny frankowej”. Lobby bankowe, do którego dołączyli w pierwszym szeregu wspominany już Związek Banków Polskich i także – o zgrozo – Przewodniczący KNF we własnej osobie, niszczą w zarodku każdy pomysł rozwiązania problemu frankowiczów, który choć troszkę naruszyłby interesy instytucji finansowych.

Odpowiedzialność banków za frankowe szaleństwo jest bezdyskusyjna, podobnie jak każdego wytwórcy i zarazem sprzedawcy, toksycznych produktów. Ale właśnie dzięki lobbingowi, bankom udało się wmówić społeczeństwu, że prawo ochrony konsumenta, a także inne akty prawne, w tym ustawa zasadnicza, nie mają zastosowania, jeśli stroną postępowania jest instytucja finansowa.

I ty możesz zostać bankowym trollem!

Bankowy lobbing to nie tylko wpływ na polityków, instytucje nadzoru finansowego, które na pewno nie zrobią bankowcom krzywdy, stosowne wypowiedzi niby-poważnych ekonomistów suto dokarmianych przez banki, czy też kupione publikacje w mediach jako teksty redakcyjne. W skład tych działań wchodzi także zmasowana akcja w Internecie z udziałem wynajętych przez bankowców trolli. Z punktu widzenia tegoż: świetna robota, człowiek się nie narobi, a nieźle zarobi. I właśnie dzięki wytężonej pracy tak szerokiego grona opłacanych ludzi przez bankowych lobbystów oraz wielu „kanałów przekazu”, obecne opinie Polaków na problem frankowiczów, są bliższe stanowiska sprawców, niż ofiar - naszych rodaków.

Jedenaste: Nie pożądaj krzywdy bliźniego swego

Szanowny Czytelniku, jeśli dotrwałeś do tego miejsca w lekturze tejże publikacji, zadaj sobie następujące pytanie: czy uważasz się za  patriotę? Od razu powiem, iż nie mogę uznać za wystarczający dowód na powyższe, że walnąłeś trzy piwa podczas meczu naszej reprezentacji na EURO 2016. I cały czas trzymałeś kciuki za „naszymi”. Jeśli czujesz związek emocjonalny z naszym krajem, pomyśl właśnie o tym, jak zagraniczni bankowi niegodziwcy, niszczą życie Twoich rodaków. A Ty być może to popierasz czynem, opatrując raz po raz artykuł o frankowiczach komentarzem „widziały gały co brały”.

Skoro taki z Ciebie chojrak i spec od kredytów hipotecznych, broniący instytucji finansowych, mam do Ciebie pytanie. Gdybyś znalazł się w podobnej sytuacji i groziłaby Ci brutalna egzekucja komornicza ze względu na problem ze spłatą kredytu, czy mógłbyś liczyć na wsparcie jakiegokolwiek banku?


Polecamy „wSklepiku.pl”: „Banksterzy. Kulisy globalnej zmowy” - Janusz Szewczak.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych