KE przedstawiła w środę propozycję przepisów dotyczących dopuszczania do ruchu samochodów. Proponowane rozwiązania dają jej więcej władzy w procesie homologacji nowych aut i mają zapobiegać takim oszustwom, jak to, którego dopuścił się Volkswagen.
Po ujawnieniu przypadku Volkswagena oczywiste stało się, że Komisja Europejska musi mieć pewne kompetencje nadzorcze, by przeprowadzać audyty i sprawdzać, w jaki sposób organy techniczne i władze krajowe przeprowadzają kontrole samochodów
– mówiła na środowej konferencji prasowej w Brukseli unijna komisarz ds. rynku wewnętrznego, przemysłu i przedsiębiorczości Elżbieta Bieńkowska.
Obecnie to władze krajowe są odpowiedzialne za wydawanie certyfikatów, które poświadczają, że samochód spełnia wszystkie warunki (w tym dotyczące wymogów prawa UE) i może trafić na rynek. Propozycja KE zmierza do tego, by testy samochodów były bardziej niezależne od producentów, a także by kontrolowane były auta będące już w ruchu. Komisja ma mieć większy nadzór nad całością systemu.
Propozycja przewiduje, że unijni kontrolerzy będą mogli nałożyć karę wynoszącą 30 tys. euro od samochodu, jeśli jego producent nie będzie spełniał wymogów uprawniających do uzyskania homologacji. Grzywna taka będzie groziła też za stosowanie urządzeń pomagających oszukiwać w testach (w ten sposób postępował Volkswagen, manipulując pomiarami spalin) lub za składanie nieprawdziwych deklaracji przez producentów. Kara na szczeblu UE miałaby być nakładana tylko w sytuacji, kiedy wcześniej nie wymierzono jej na poziomie państwa członkowskiego.
Komisja podkreśla, że już wcześniej planowała przegląd tych przepisów, ale wybuch skandalu Volkswagena sprawił, że zdecydowano się na przyjęcie szerzej zakrojonych reform.
Obecny system homologacji oparty jest na wzajemnym zaufaniu; samochód, który otrzyma certyfikat w jednym z państw członkowskich, może być bez dalszych formalności sprzedawany na całym unijnym rynku. Projekt nowych przepisów wprawdzie nie zrywa z tą zasadą, ale wprowadza zabezpieczenia, które pozwalają państwom UE na ściślejsze kontrolowanie pojazdów, poruszających się po ich drogach.
To poprawi zaufanie konsumentów do przemysłu motoryzacyjnego
– podkreślał na konferencji wiceszef KE odpowiadający za konkurencyjność Jyrki Katainen.
Jak tłumaczył urządzenia zmniejszające skuteczność testów są zakazane zgodnie z prawem europejskim i władze krajów członkowskich mają stały obowiązek egzekwowania tego zakazu.
Niestety okazało się to niewystarczające
– ubolewał wskazując, że dlatego właśnie trzeba zaostrzyć przepisy i zapewnić ich egzekwowanie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
KE przedstawiła w środę propozycję przepisów dotyczących dopuszczania do ruchu samochodów. Proponowane rozwiązania dają jej więcej władzy w procesie homologacji nowych aut i mają zapobiegać takim oszustwom, jak to, którego dopuścił się Volkswagen.
Po ujawnieniu przypadku Volkswagena oczywiste stało się, że Komisja Europejska musi mieć pewne kompetencje nadzorcze, by przeprowadzać audyty i sprawdzać, w jaki sposób organy techniczne i władze krajowe przeprowadzają kontrole samochodów
– mówiła na środowej konferencji prasowej w Brukseli unijna komisarz ds. rynku wewnętrznego, przemysłu i przedsiębiorczości Elżbieta Bieńkowska.
Obecnie to władze krajowe są odpowiedzialne za wydawanie certyfikatów, które poświadczają, że samochód spełnia wszystkie warunki (w tym dotyczące wymogów prawa UE) i może trafić na rynek. Propozycja KE zmierza do tego, by testy samochodów były bardziej niezależne od producentów, a także by kontrolowane były auta będące już w ruchu. Komisja ma mieć większy nadzór nad całością systemu.
Propozycja przewiduje, że unijni kontrolerzy będą mogli nałożyć karę wynoszącą 30 tys. euro od samochodu, jeśli jego producent nie będzie spełniał wymogów uprawniających do uzyskania homologacji. Grzywna taka będzie groziła też za stosowanie urządzeń pomagających oszukiwać w testach (w ten sposób postępował Volkswagen, manipulując pomiarami spalin) lub za składanie nieprawdziwych deklaracji przez producentów. Kara na szczeblu UE miałaby być nakładana tylko w sytuacji, kiedy wcześniej nie wymierzono jej na poziomie państwa członkowskiego.
Komisja podkreśla, że już wcześniej planowała przegląd tych przepisów, ale wybuch skandalu Volkswagena sprawił, że zdecydowano się na przyjęcie szerzej zakrojonych reform.
Obecny system homologacji oparty jest na wzajemnym zaufaniu; samochód, który otrzyma certyfikat w jednym z państw członkowskich, może być bez dalszych formalności sprzedawany na całym unijnym rynku. Projekt nowych przepisów wprawdzie nie zrywa z tą zasadą, ale wprowadza zabezpieczenia, które pozwalają państwom UE na ściślejsze kontrolowanie pojazdów, poruszających się po ich drogach.
To poprawi zaufanie konsumentów do przemysłu motoryzacyjnego
– podkreślał na konferencji wiceszef KE odpowiadający za konkurencyjność Jyrki Katainen.
Jak tłumaczył urządzenia zmniejszające skuteczność testów są zakazane zgodnie z prawem europejskim i władze krajów członkowskich mają stały obowiązek egzekwowania tego zakazu.
Niestety okazało się to niewystarczające
– ubolewał wskazując, że dlatego właśnie trzeba zaostrzyć przepisy i zapewnić ich egzekwowanie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/279628-volkswagen-narozrabial-kontrolowani-beda-wszyscy