Janusz Szewczak: "Polskie władze są szantażowane przez lobby lichwiarsko-bankowe". WYWIAD

fot. Wpis
fot. Wpis

Zwykły obywatel w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy, a media wspomagane systematycznie przez drogie reklamy bankowe w ogóle nie zamierzają mu tego objaśniać. Czy w innych krajach też istnieją takie zapisy?

Polska jest jednym z nielicznych krajów na świecie, w którym bank centralny nie posiada zakupionych bezpośrednio przez siebie obligacji własnego państwa, choć NBP ma np. obligacje amerykańskie, szwajcarskie, niemieckie… Kupiliśmy tylko tych amerykańskich obligacji za ok. 100 miliardów dolarów, a nabywanie bezpośrednio obligacji własnych jest w Polsce zabronione. Za granicą jest to normalne działanie państwowych banków centralnych.

Musimy jednak wyjaśnić Czytelnikom, w jakim celu Narodowy Bank Polski kupuje obligacje np. u Szwajcarów lub Amerykanów?

Oczywiście coś się na tych obligacjach zarabia, są oprocentowane, mają jakąś rentowność, są dość bezpiecznym źródłem inwestowania itd. Ale stanowią też i ryzyko, bo dziś rentowna obligacja może być za rok warta tylko 50 proc. – i to jest właśnie przypadek Grecji. Regułą jest, że banki centralne poszczególnych państw mają przede wszystkim obligacje własnego państwa. (…)

Choć pieniądze na to w NBP są?

Tak, są. Mimo że nasze rezerwy Narodowego Banku Polskiego są duże, wynoszą 100 mld dolarów, to polski budżet nie pożycza pieniędzy w banku centralnym.

A skąd Narodowy Bank Centralny ma pieniądze?

Bo emituje własny pieniądz. Drukuje. I każdy bank centralny może takiej emisji dokonywać. (…) NBP może co prawda kupić również obligacje emitowane przez polskie Ministerstwo Finansów, ale nie bezpośrednio w ministerstwie, tylko za pośrednictwem banków komercyjnych, które, jak wiemy, w Polsce są na dodatek głównie zagraniczne. Wykupując te obligacje, daje się im zarobić krocie, zarabia pośrednik. Ten straszny lament bankowych lobbystów, do których niestety trzeba również zaliczyć media publiczne, jaki się teraz podniósł, tak naprawdę ma na celu zakamuflowanie bogacenia się zagranicznych banków komercyjnych kosztem polskiego społeczeństwa i polskiego państwa. Boją się, że PiS to ukróci i powie społeczeństwu prawdę.

Słusznie się boją, bo tak się zaczęło dziać. Również nasza rozmowa jest elementem odsłaniania finansowych mechanizmów strzyżenia społeczeństwa.

Oczywiście, że trzeba narodowi wyraźnie powiedzieć, kto i na czym w tym kraju zarabia. Niedobrze jest, że nie możemy zmienić Konstytucji, tego artykułu 220, bo na razie nie mamy większości konstytucyjnej. Powtarzam: to jest absurdalny, głupi, szkodliwy zakaz, który wiąże państwu ręce i uniemożliwia szybszy rozwój. Przez to mamy głód monetarny, towaru wszędzie pełno, ale ludzie pieniędzy na te towary nie mają, bo mają bardzo niskie płace, skandalicznie niskie świadczenia emerytalne, rentowe, socjalne. Skoro tak jest, musimy tę przeszkodę, ten artykuł, obejść w jakiś legalny sposób. Dlatego uważam, że zamiast nacjonalizacji jest inna metoda – stopniowego wykupienia tych podmiotów finansowych, głównie banków i firm ubezpieczeniowych, i stworzenia Narodowej Grupy Finansowej, jak ją roboczo nazwałem… Byłaby to grupa składająca się z banków, które dzisiaj są zagraniczne, a kiedyś były polskie, w których mamy dzisiaj tylko 30 czy nawet 20 procent udziałów. Zacząć można przykładowo od PKO BP, który państwowy jest już tylko w 30 procentach.

Ale trzeba by mieć bardzo duże pieniądze, żeby je wykupić.

Nie do końca tak jest. Neoliberałowie tacy jak Petru, Balcerowicz i inni lamentują, że spadają ceny bankowych akcji. A można powiedzieć: niech spadają. Będzie je można wtedy taniej kupić, a niektóre z nich może nawet za przysłowiową złotówkę. Dlaczego? Bo ceny te nie spadają z powodu przejęcia władzy przez PiS, tylko z powodu tego, co te banki same sobie narobiły z powodu oszukańczych zysków, a raczej z powodu wcześniejszych grabieży. Chodzi tu głównie o poliso-lokaty i tzw. kredyty frankowe, ale nie tylko. Chodzi o podwyższone wymogi kapitałowe, które akurat wchodzą w życie, czyli o potrzebę zgromadzenia większego kapitału przez banki dla ich bezpieczeństwa; to tzw. dyrektywa BRRD, wg której za upadające banki zapłacą w pierwszej kolejności ich udziałowcy i posiadacze obligacji. Maleją też zyski banków – a Polska jest w tym względzie wyjątkiem – mamy światowy kryzys sektora finansowego. To wszystko powoduje, że wartość banków znacząco spada. A im one będą tańsze, tym taniej i łatwiej my będziemy mogli je wykupić i przejąć.

Czyli chodzi o ich spolonizowanie poprzez wykupienie przez państwo udziałów? Byłby to zatem jakby odwrotny proces od tego, który występował w przypadku polskiej prywatyzacji; poprzez różne czynniki cena za państwowe firmy była doprowadzana do kwot symbolicznych i dopiero wtedy firmy te sprzedawane były za grosze.

Dokładnie tak. Tym sposobem przywróci się nie tylko banki pierwotnym właścicielom, czyli Polakom. Gdyby taka Narodowa Grupa Finansowa składała się z kilku wymienionych przeze mnie banków i instytucji finansowych, dysponowałaby naprawdę sporymi pieniędzmi. Skoro teraz np. samo PZU chce kupować za kilkanaście miliardów złotych udziały w bankach zagranicznych, jeśli byśmy do tego dodali PKO BP, Bank Ochrony Środowiska, który jest jeszcze państwowy, tak samo jak Bank Gospodarstwa Krajowego, Bank Pocztowy, to mielibyśmy potężną Narodową Grupę Finansową. Potężną, dysponującą szybko nawet 100 miliardami złotych.

Ale co robić, gdy obecni właściciele nie będą chcieli sprzedać udziałów w swych bankach?

Będą chcieli, już chcą. BPH i Alior Bank zostały wystawione na sprzedaż, Millenium Bank część akcji już sprzedał, Raiffeisen Bank, który jest poza giełdą, też chce się sprzedać – zorientowali się, że nie będzie już kokosów. Jeśli spada wycena, jeśli wartość firmy zaczyna lecieć na łeb na szyję, a indeksy bankowe na giełdzie spadają o kilkanaście czy kilkadziesiąt procent, to wszyscy mówią: dobra, możemy sprzedać, i tak już sporo zarobiliśmy.

Czy jednak opłaca się kupować bankruta?

Nam tak. Im ta wycena jest niższa, tym bardziej nam się opłaca. Najlepiej byłoby kupić za przysłowiową złotówkę, są takie przypadki na świecie, np. hiszpańska Bankia została kupiona za jedno euro. Nie każdy oczywiście mógł to kupić, trzeba spełnić wiele warunków, a państwo je spełnia.

Znów jednak zapytam: skoro kupujemy coś, co bankrutuje, jaki państwo ma w tym interes?

Taki, że otrzymujemy tę instytucje z powrotem do własnych rąk. Całą gotową firmę z wszystkimi strukturami, wyposażeniem, fachowcami, klientami itd. Twoje pytanie jest oczywiście uzasadnione, bowiem banki wystawione do kupienia nie są wolne od różnych obciążeń i zobowiązań, z którymi nowy właściciel będzie musiał sobie poradzić. Do nich należą właśnie poliso-lokaty, opcje walutowe dla przedsiębiorstw, tzw. kredyty frankowe itp. Ale tu właśnie pomóc może emisja pieniądza przez bank centralny.

Czyli innymi słowy dodrukowanie pieniądza.

Tak, choćby taki program LTRO Europejskiego Banku Centralnego, tyle że w polskim wydaniu.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

« poprzednia strona
1234
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.