Kręcą lody na wiatrakach? Stają na gruntach samorządowców. NIK węszy korupcję

Fot. freeimages.com
Fot. freeimages.com

W jednej trzeciej skontrolowanych przez nas gmin wiatraki wytwarzające prąd, znajdowały się na gruntach wójta, burmistrza, radnych czy ich rodzin. Budzi to wątpliwości, mamy wręcz do czynienia z mechanizmem korupcjogennym - mówi PAP szef NIK Krzysztof Kwiatkowski.

Czysta energia musi być wytwarzana na czystych zasadach. NIK skontrolowała, jak dzisiaj rozwija się energetyka wiatrowa w Polsce. (…) Jest rzeczą niedopuszczalną, że dziś w jednej trzeciej gmin, które skontrolowaliśmy, wiatraki powstawały na terenach samorządowców - którzy podejmowali decyzje o lokalizacji tej inwestycji, poprzez zmianę planu zagospodarowania przestrzennego – czy też członków ich rodzin. To musi budzić uzasadnione wątpliwości

— powiedział Kwiatkowski.

Wyjaśnił, że wiatraki powstają na gruntach wójta czy burmistrza, ich najbliższych rodzin, radnych, którzy podejmują decyzje w formie głosowania nad zmianą planów zagospodarowania przestrzennego, czy pracowników urzędów gmin, którzy są zaangażowani w rozmowy z potencjalnym inwestorem.

Takie przypadki trzeba absolutnie wyeliminować i stąd m.in. wniosek o zmianę przepisów prawa

— powiedział.

Jak dodał, przepisy prawne powinny jednoznacznie mówić o tym, że radny nie może podejmować decyzji o zmianie planu zagospodarowania przestrzennego, jeśli na jego gruntach powstaje dana inwestycja.

On powinien się z takich głosowań wyłączyć

— powiedział.

Dodał, że jest również niewłaściwe to, iż obecnie służby dozoru technicznego kontrolują wiatrak w momencie, gdy jest budowany, a kiedy już działa - to taka kontrola jest ograniczona.

Przedstawiliśmy w oparciu o tę kontrolę szereg wniosków właśnie po to, żeby przepisy prawa były bardziej czytelne, bardziej doprecyzowane, wykluczały konflikt interesów, który zawsze może budzić wątpliwości o charakterze korupcjogennym. Po to, żeby decyzja o budowie farm wiatrowych była podejmowana według jasnych, czytelnych, przejrzystych zasad

— powiedział.

Z opublikowanego z lipcu raportu NIK wynika, że decydując o lokalizacji elektrowni wiatrowych władze gmin ignorowały głos mieszkańców. Podczas kontroli, której efektem był raport, ustalono, że żadna ze skontrolowanych gmin, nawet przy licznych protestach, nie zorganizowała referendum w tej sprawie, mimo że zezwalały na to przepisy. Decyzje w imieniu społeczności lokalnych podejmowane były wyłącznie przez radnych. Co prawda gminy umożliwiały mieszkańcom wyrażanie opinii na każdym etapie, ale obawy przeciwników z reguły nie były uwzględniane.

W Polsce odległość elektrowni wiatrowej od zabudowań mieszkalnych warunkowana jest głównie dopuszczalnym poziomem hałasu. Jednak przepisy dotyczące metod pomiaru emisji hałasu nie gwarantowały miarodajnej oceny uciążliwości takich urządzeń. Zgodnie z przepisami pomiary mogły być wykonywane tylko przy słabym wietrze (poniżej 5 m/s), a elektrownie największy hałas generują dopiero przy prędkości wiatru 10-12 m/s. W takich warunkach pomiary nie były już jednak robione.

Najwyższa Izba Kontroli zaleciła zmianę przepisów dot. m.in. prawa budowalnego i zagospodarowania przestrzennego. Wskazała też na: potrzebę opracowania jednolitej metodologii pomiaru emisji hałasu generowanego przez elektrownie wiatrowe, problem ulokowania farm na obszarach przyrodniczo chronionych, a także objęcie nadzorem technicznym eksploatacji turbin wiatrowych.

Informację o wynikach kontroli NIK przekazała m.in. prezydentowi, premierowi, odpowiednim resortom, a także CBA i ABW.

PAP, mt

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.