Zielona wyspa tonie. Jeśli rząd nie podejmie stanowczych działań, na jesieni obudzimy się z ręką w nocniku

Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Dziś na konferencji w Sejmie wraz z wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego Ryszardem Czarneckim mówiliśmy o zagrożeniach dla polskiego wzrostu gospodarczego. Nie ulega kwestii, że możemy się pożegnać z szumnie zapowiadanym przez rząd ożywieniem gospodarczym.

Mówi się, że wzrost polskiego PKB w tym roku wyniesie nie więcej niż 3 proc. To o prawie jeden procent mniej niż przewidywano. Inne wskaźniki są równie niepokojące, choćby spadek pozycji przemysłowej Polski i sprzedaży detalicznej. Polskę mogą także spotkać dwa ciosy ze Wschodu i Zachodu.

Pierwszy jest związany z rosyjskim embargiem, drugi z wyraźnym spowolnieniem niemieckiej lokomotywy i recesją w strefie euro. Szczególnie we Włoszech i we Francji. Niemcy mniej importują i eksportują, a więc składają mniej zamówień w firmach polskich, które dostarczają części do niemieckiej produkcji finalnej. To będzie powodować wyraźny spadek zamówień eksportowych dla polskich firm.

Tym bardziej, iż nie ma mowy, byśmy dali rade zjeść wszystkie owoce i warzywa, które ze względu na rosyjskie embargo, wylądują teraz na naszych półkach sklepowych. Trudno sobie wyobrazić, by przeciętny Polak zdołał zjeść 4,5 kg gruszek czy jabłek więcej. Nie wspominając o kapuście pekińskiej.

Dlatego na konferencji podnieśliśmy postulat, który zresztą zgłosił wcześniej PiS, by zawiesić spłaty rat kredytów zaciągniętych przez rolników i przedsiębiorców, którzy zostali dotknięci skutkami rosyjskiego embarga. W myśl tych przepisów mogliby przez rok nie spłacać należnych bankom rat. W innym przypadku grozi im realne bankructwo. Na wyrównanie strat przez Unię Europejską się bowiem tak szybko nie zanosi.

Podobnie należy stworzyć szybki plan ratunkowy jeśli chodzi o przewoźników Polskich. Nasz kraj był gigantycznym spedytorem. Polskie firmy przewoziły produkty żywnościowe, handlowe i maszynowe na Wschód. Ale obsługiwały również Francję, Niemcy i Hiszpanię. Całą Europę praktycznie. A w tej chwili nie mają co wozić. Ponad 150 tys. TIR’ów zostało wziętych na kredyt. Więc spedytorom, podobnie jak sadownikom, grozi bankructwo.

Do tego dochodzi problem drogiego polskiego złotego, wynikającego z wysokich stóp procentowych, których nie chce obniżyć Rada Polityki Pieniężnej.

Kolejną sprawą, o której był a mowa na konferencji, jest fakt, że osławiona „zielona wyspa” tonie. Polacy widzą, że maja coraz mniej w portfelu. Zjawisko deflacyjne, o którym po raz pierwszy mówimy w Polsce, powoduje, że powstaje problem waloryzacji rent i emerytur. Albowiem dotychczas waloryzacja, zazwyczaj w wysokości 10, 15 zł, była uzależniona od wzrostu inflacji.

Na ten rok inflacja, tak przewidywał rząd, miała wynosić 2,4 proc. Tymczasem mamy deflację, czyli -0.5 proc. To jest prawie 3-proc. różnica. Należy cos z tym zrobić, bo według tego modelu obniżka rent i emerytur stanie się konieczna. I tak już skandalicznie niskich. Model waloryzacji musi ulec zmianie.

Rząd na razie jednak udaje, że nie problemu nie ma i szuka alternatywnych rynków zbytu dla polskich warzyw i owoców, włącznie z wręcz kabaretowymi propozycjami, jak sprzedaż naszych jabłek na chińskim rynku, chociaż państwo środka samo produkuje 23 mln. ton jabłek rocznie. To wszystko oznacza, że możemy się ocknąć się na jesieni z przysłowiową ręką w nocniku.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.