O gospodarczych tezach Komorowskiego: zdecydowanie więcej powodów do niepokoju niż entuzjazmu

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Kilka dni temu obchodziliśmy 25 rocznicę wolnych w 35% wyborów do sejmu okrągłostołowego, kreowanych przez główny nurt medialno-polityczny na substytut 11 listopada. Jedną z najważniejszych części obchodów tego wydarzenia było zebranie się Zgromadzenia Narodowego, które wysłuchało orędzia prezydenta Bronisława Komorowskiego.

Co ciekawe, przemówienie głowy państwa bardziej przypominało prezentację programu politycznego czy expose, niż rocznicową mowę wspomnieniową. Przemówienie prezydenta zostało podzielone na pięć części, dotyczących następujących obszarów – bezpieczeństwa narodowego, gospodarki, rodziny, jakości stanowionego prawa oraz patriotyzmu.

Mnie, jako przewodniczącego sejmowej komisji gospodarki, w szczególności zainteresowała druga część, dająca nam zdecydowanie więcej powodów do niepokoju niż entuzjazmu.

Zasadniczym fragmentem gospodarczego fragmentu prezydenckiego „expose” jest kwestia przyjęcia przez Polskę euro, co Bronisław Komorowski uznaje za prędzej czy później niezbędne, powtarzając przy tym frazesy o konieczności znalezienia się w głównym nurcie polityki europejskiej. Likwidacja złotego – zdaniem prezydenta – jest m. in. szansą dla polskich przedsiębiorców, czynnikiem otwierającym polską gospodarkę na świat, a także kluczem do znalezienia się wśród państw współrządzących Europą.

Mnie tymczasem zastanawia, jak ktokolwiek po doświadczeniach krajów śródziemnomorskich może stawiać takie tezy w odniesieniu do polskiej gospodarki. Przypomnę, że gdy w 2000 r. Unia Europejska przyjmowała tzw. strategię lizbońską zakładano, iż waluta euro doprowadzi do rozkwitu konkurencyjności gospodarek Europy. Brak wahań kursowych miał praktycznie zlikwidować bezrobocie, przyczyniając się do wzrostu zatrudnienia o około 60-70% w skali całego kontynentu.

Czas pokazał, iż waluta euro w istocie stanowi przedłużenie marki niemieckiej, pozwalając Berlinowi na zwiększanie własnego eksportu kosztem słabszych gospodarek. Z racji, że za dominacją ekonomiczną zawsze podąża dominacja polityczna, kraje śródziemnomorskie zmuszone są dzisiaj zaakceptować status niemieckiego protektoratu.

Drugą kwestią poruszoną przez prezydenta, pozostającą w nierozerwalnej łączności z pierwszą, jest sprawa innowacyjności oraz konkurencyjności polskiej gospodarki. Bronisław Komorowski jako pierwszy z ekipy rządzącej zwrócił uwagę na zagrożenie, o którym Prezes Jarosław Kaczyński mówi już od ponad roku, jakim jest możliwość popadnięcia w tzw. „pułapkę średniego rozwoju”, nie potrafiąc jednak sformułować żadnej recepty na ten stan rzeczy.

Przykra prawda jest taka, że o ile nie znajdziemy dopuszczalnego w ramach prawa Unii Europejskiej sposobu na zmianę struktury własnościowej polskiej gospodarki, będziemy skazani na status gospodarczych peryferiów Europy. Jak trafnie wskazał prof. Kieżun w swojej książce pt. „Patologia transformacji”, znajdujemy się w tej sytuacji w dużej mierze na skutek zachwalanego przez mainstream, w tym również przez prezydenta, planu Balcerowicza.

Przypomnę, iż na około sześćdziesiąt działających w naszym kraju banków, jedynie trzy są polskie. Spośród wspomnianych trzech, jedynie Bank Gospodarstwa Krajowego jest kapitałowo  w 100% polski. Generujący obecnie 15 mld zł rocznie zysku system bankowy został wyprzedany praktycznie za darmo, bo za około 25 mld zł. Podobnie rzecz się ma z wielkim handlem i przemysłem, który ledwie szczątkowo pozostał polski. Nie da się przekształcić naszej gospodarki w innowacyjną i opartą o nowoczesne technologie, gdy dominujący u nas kapitał zagraniczny widzi w Polakach przede wszystkim tanią siłą roboczą.

Niestety, jak pokazał popularny w internecie spot rządowy kierowany do zagranicznych inwestorów, ekipa PO-PSL  w istocie uważa to za „zaletę” naszej gospodarki. Mówiąc o innowacyjności, prezydent Komorowski powrócił do sprawy zachwalanej przez siebie strefy euro, zastanawiając się co mogłoby zastąpić tak skuteczne jak własny pieniądz narzędzie makroekonomiczne. Jak udowodnił casus Grecji, Hiszpanii, Portugalii, Irlandii i Włoch, samodzielna polityka gospodarcza prowadzona przy pomocy własnej waluty przez suwerenny bank centralny to konieczny warunek konkurencyjności. Miejmy nadzieję, że w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych zwycięży opcja, która doskonale to rozumie, czyli Prawo i Sprawiedliwość.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych