A przecież było już tak pięknie w propagandowym dziele budowania Unii Energetycznej, szło jak po maśle i na koniec zdarzyło się fiasko i to u samej Matki Chrzestnej Europy, kanclerz A.Merkel, która i tak wykazała sporo powściągliwości i dyplomatycznego zrozumienia dla pomysłów Unii Energetycznej premiera D.Tuska.
Po pobycie we Francji prezydent F.Holland zgodził się nawet z polskim premierem na wspólną politykę w sferze wykorzystania energii atomowej tzn: że Francja i francuskie firmy chętnie wybudują nam nad Wisłą elektrownię atomową, jak tylko znajdziemy „drobne” 50-80 mld zł. Najwyraźniej premier D.Tusk nie słuchał pilnie kanclerz A.Merkel w czasie jej niedawnej wizyty w Polsce, kiedy to przecież bardzo wyraźnie i jednoznacznie stwierdziła, że „gaz kupują firmy, a nie rządy i że zawarte umowy handlowe trzeba respektować”.
W piątek w Berlinie nie chcąc widocznie publicznie skompromitować naszego energetycznego Dyzio-Marzyciela przypomniała, że wspólnej infrastruktury energetycznej to w Unii jeszcze nie ma oraz, że zasada jest słuszna, tyle tylko, że trzeba przyjrzeć się szczegółom. Czyli delikatne - pożyjemy, zobaczymy. Ciekawe czy tym razem to polski premier miał dreszcze?
Trzeba być nie lada naiwnym, albo wielkim megalomanem, żeby sądzić, że niemiecki przemysł zatka w ramach solidarności europejskiej rurę idącą po dnie Bałtyku, a Hiszpania i Włochy zgodzą się płacić za 1tys/m3 gazu, tyle co Litwa czy Polska. Nie mówiąc już o Bułgarii czy Austrii, które bardzo liczą na gazociąg South Stream. Trzeba było myśleć o niezależności energetycznej, zawierając w 2010 r. umowę gazową z Rosją z formułą bierz i płać i to aż do 2022 r. Całe szczęście, że w negocjacje wtrąciła się Komisja Europejska, bo nasi dzielni negocjatorzy podpisali by pewnie umowę na dostawę gazu, aż do 2037 roku. Jak to mówią z pustego i Salomon nie naleje, a obietnice europejskiej solidarności, gdy idzie o dziesiątki i setki miliardów euro można włożyć między bajki i zakończyć wyłącznie na uprzejmym poklepywaniu się po plecach. Szkoda tylko, że polski premier udaje, że o tym nie wie.
Tym bardziej dziwne wydaje się to energetyczne tournee polskiego premiera, że Niemcy mają już sprecyzowaną swoją politykę energetyczną w stosunku do własnego kraju w ramach tzw. Energiewende, gdzie stawiają na odnawialne źródła energii, które już dziś stanowią blisko 24 proc. całej puli energetycznej, do 2020 r. 45 proc. energii w Niemczech ma pochodzić z tego źródła. Niemcy sprowadzają ok. 40 proc. gazu z Rosji i zamykają swoje elektrownie atomowe i tego samego żądają od unijnych krajów.
Polski premier powinien natychmiast porzucić wszelkie mrzonki, co do Wspólnej Unijnej Polityki Energetycznej i już dziś stanowczo zabiegać, zarówno w UE, jak i zwłaszcza w Niemczech, o unieważnienie postanowień tzw. Pakietu Klimatycznego i obecnych zasad handlu emisjami, których wdrożenie może wręcz zabić polski przemysł i kosztować nas ponad 100 mld zł nowych wydatków. To by była prawdziwa europejska solidarność energetyczna bogatych unijnych krajów, z Niemcami na czele, z tymi najbiedniejszymi bazującymi na węglu.
Zamiast namawiać Włochów czy Portugalczyków do pokazania gestu Kozakiewicza Gazpromowi, najpierw należałoby się zająć katastrofalną sytuację w polskim górnictwie, któremu grozi zarówno bankructwo jak i wybuch społeczny, tym bardziej, że nie tak dawno jeszcze w ramach wyborczej kampanii premier z PO na Śląsku obiecywał, że nadal stawiamy na węgiel. A przecież Polska kupuje dzisiaj węgiel, nie tylko z Rosji czy Ukrainy, ale nawet z Australii. Unia Energetyczna czyli nowa Wunderwaffe premiera D.Tuska coraz bardziej przypomina, nie tylko obecną „Polskę w Budowie”, ale też budowę II-ej Japonii prezydenta L.Wałęsy czy niedawnej jeszcze II-ej Irlandii premiera D.Tuska.
Oby z tego budowania, opartego na kurtuazyjnych wizytach na szczycie i na Twitterze nie wyszła nam II-a Grecja z niespodziewanie zakręconym kurkiem z ropą i gazem. Prawdziwą niezależność energetyczną nie zdobywa się w ten sposób, że to ciotka robi za nas zakupy. Najlepiej zdobyć ją samemu w oparciu o własne zasoby.
Trzeba było już dawno wdrożyć przepisy i uruchomić wreszcie wydobycie gazu łupkowego, szukać i eksploatować nowe złoża gazu ziemnego - bo je mamy. Na wielką skalę wykorzystać polskie zasoby geotermalne i skończyć wreszcie budowę Gazoportu w Świnoujściu. Ale przede wszystkim trzeba przestać na wielką skalę marnotrawić publiczne pieniądze, lekką ręką wydawać na Olimpiadę w Krakowie, której nie będzie, przeznaczać 100mln zł na premie dla urzędników, 7mln zł na 1 minutowy klip wyborczo - unijny czy wreszcie 200mln zł na 1 km autostrady, bo wtedy na nowe inwestycje energetyczne, samowystarczalność i dywersyfikację na pewno nie wystarczy.
Po solowych występach premiera D.Tuska z tą smutną piosenką Hey Jude, podobnie jak ze wspólną polityką energetyczną może pójść źle. Niewątpliwie każdy śpiewać może, trochę lepiej, lub trochę gorzej, ale nie każdy może słuchać fałszowania i zawodzenia.
Ten nasz energetyczny „Voice of Poland” może zabrzmieć w wielu europejskich stolicach jako wyjątkowy dysonans, zwłaszcza gdy coraz głośniej słychać wojenne pieśni na Wschodzie.
Janusz Szewczak Główny Ekonomista SKOK
——————————————————————————————
Do nabycia wSklepiku.pl: „Matka chrzestna” autorstwa Gertrud Hohler.
Książka ukazuje prawdziwe oblicze współczesnych Niemiec pod przywództwem Merkel.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/192950-glowny-energetyk-kraju-premier-dtusk-unijne-hey-jude-dosc-szybko-zamienil-w-berlinie-na-nie-mniej-energetyczne-help