Kant na orlikach. Samorządy żądają niemożliwego, a nieuczciwi wykonawcy im tego dostarczają. Jest to polityka z lat minionych: „przyjeżdża generał -malujmy trawę”

fot. PAP/Wojciech Pacewicz
fot. PAP/Wojciech Pacewicz

Samorządowcy nie grają fair, narzucając podpisanie umów, które z równym traktowaniem stron nie mają nic wspólnego. Ale przedsiębiorcy też mają swój repertuar nieuczciwych chwytów – mówi Grzegorz Zych, prezes firmy Saltex, działającej na rynku budowy boisk w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”.

Na urzędników jak płachta na byka działa hasło „wziąć odpowiedzialność”. Przetargi samorządowe są prowadzone w taki sposób, by odpowiedzialność inwestora była zupełnie wyeliminowana. Szczególnie w cenie jest święty spokój

—twierdzi Zych. Według niego co roku ogłaszane są tysiące przetargów na wykonawstwo inwestycji, m.in. orlików, które zawierają poważne błędy projektowe.

Z dużą dozą prawdopodobieństwa można nawet stwierdzić, że nie ma takiego, który ich nie zawiera. Często są to błędy istotne, ale na etapie analizowania dokumentacji przetargowej nie do wychwycenia. Wychodzi to w trakcie realizacji i wtedy zamawiający nie kwapi się do tego, by odpowiedzialność za naprawę takiego błędu wziąć na siebie

—podkreśla prezes firmy Saltex. Koszty za opóźnienia w oddaniu obiektu do użytku wynikające z urzędniczych zaniedbań ponoszą według niego głównie przedsiębiorcy.

To co robią samorządowcy jest zabijaniem firm. W 2009 roku średnia kara za dzień opóźnienia wynosiła 0,03-0,05 proc. wartości kontraktu. [..] Teraz te kary są zazwyczaj dziesięciokrotnie większe! Spotkałem się nawet z postępowaniem przetargowym, gdzie kara za każdy tydzień zwłoki wynosiła jeden procent wartości kontraktu

—dodaje Zych. Jak twierdzi stosunek urzędników do przedsiębiorców cechuje arogancja.

Nie oczekuje od samorządowca, że będzie alfą i omegą w zakresie budownictwa. Ale powinien wykazywać determinację do tego, by rozwiązywać problemy i szybko podejmować decyzję. Trudności często zaczynają się już na etapie projektowym

—mówi przedsiębiorca. Jednocześnie przyznaje, że także i przedsiębiorcy mają „swój repertuar ciosów poniżej pasa”.

Wielokrotnie spotkałem się z tym, że firmy posługują się dokumentami nawierzchni zawierającymi parametry, które są nierealistyczne. Na polskim rynku działa co najmniej czterech producentów takich nawierzchni, których raport z badań jakości jest kompilacją nawet trzech różnych oddzielnie badanych próbek

—tłumaczy Zych. Według niego producent zleca specjalistycznemu laboratorium wykonanie badań na zgodność z normą europejską EN 14877, podczas których sprawdza się grupę parametrów, które przy okazji są ze sobą skorelowane, tzn. „jeżeli jeden ulega poprawie, to drugi ulega pogorszeniu.”

Jeśli więc po pierwszym badaniu kilka parametrów jest bardzo dobrych, kilka osiąga kiepskie wyniki. Aby podrasować wartości, zleceniodawca dostarcza nowe – specjalnie przygotowane próbki i zleca temu samemu laboratorium dodatkowe badanie. Tym razem już tych słabych parametrów

—ciągnie przedsiębiorca dalej. Efektem końcowym jest, jak zaznacza, raport, który stanowi kompilację najlepszych wartości parametrów z jednego i drugiego badania.

Nieuczciwy producent (handlowiec) trafia do projektanta lub inwestora, przekonując go, że jego nawierzchnia jest najlepsza. Pokazuje wyniki badań swoich oraz tych konkurencji. Te nierealistyczne parametry trafiają do specyfikacji przetargowej i potem oferty składają już tylko wybrane firmy, z którymi dany producent blisko współpracuje. Dochodzi więc do sytuacji, ze zamawiający otrzymuje „nieistniejący” produkt i na skutek ograniczonej konkurencji płaci za niego więcej

-przekonuje Zych. Według niego samorządowcy tego nie wiedzą, albo nie chcą wiedzieć. Samorządy przekonywane przez producentów żądają niemożliwego, a nieuczciwi wykonawcy mówią, że im to dostarczą.

W orlikach dobre było to, że tam powierzchnia poliuretanowa musiała tylko spełniać wymagania normy europejskiej. Niestety brak obowiązku badań specjalistycznych nawierzchni po wykonaniu oraz ogromna presja cenowa zaowocowały tym, że duża liczba wykonanych nawierzchni nie spełnia nawet wymagań normy europejskiej EN 14877

—tłumaczy przedsiębiorca. Jak twierdzi, wykonawca zamiast zalecanych przez producenta 20 proc. poliuretanu względem granulatu, stosuje tylko 15 proc. albo nawet i mniej. Po dwóch latach taka nawierzchnia kruszy się w rękach.

Innym obszarem nieuczciwości jest ten dotyczący boisk piłkarskich z trawy syntetycznej. […] Z moich obserwacji wynika, że do częstych przekrętów dochodziło przy oszukiwaniu na włóknie

—zaznacza Zych. Według niego wyeliminować problem nieuczciwości przy budowie boisk sportowych można sprawdzając to, co zostało zbudowane oraz zaprzestać praktyk kończenia inwestycji za wszelką cenę, aby zdążyć wydać pieniądze w danym roku budżetowym.

Jest to polityka z lat minionych: „przyjeżdża generał -malujmy trawę”

—przekonuje przedsiębiorca.

Ryb, DGP

Przeczytaj: Orliki pod lupą CBA

Oraz: Samorządy przed sądem za wybudowanie orlików z naruszeniem praw autorskich

Przeczytaj także: prof. Bugaj o wzroście korupcji m.in. przy przetargach

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.