Byliśmy tam by oddać hołd ludziom, których duża część solidarnościowych elit, z Wałęsą na czele, zdradziła po 1989 roku. ZOBACZ ZDJĘCIA sprzed willi Jaruzelskiego

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Ludzie, którzy zapomnieli o tym czym był dla Polaków komunizm i ci, którzy dzięki niemu do dziś siedzą na szczycie drabiny społecznej, z pewnością tego nie zrozumieją. Bo po co przychodzić w środku nocy, w zimnie, pod dom Wojciecha Jaruzelskiego by wykrzyczeć słowa niezgody na narodową amnezję? Dla tych, którzy przychodzą jest to jednak jasne: by przy każdym nazwisku ofiary stanu wojennego (i lat późniejszych) zaświadczyć, wspólnie powiedzieć: „zginęli za wolną Polskę”. By oddać hołd ludziom, których duża część solidarnościowych elit, z Lechem Wałęsą na czele, zdradziła po 1989 roku. Pozwoliła by ich ofiara stała się w większości mediów śmieszna, niepotrzebna… By cierpienie Polaków, zwichnięte kariery, przymusowa emigracja, pokolenie skazane na kolejną dekadę peerelowskiego syfu zostało sprowadzone wyłącznie do zabawnych gagów z „Misia”.

Cóż jeszcze można zrobić? Zaśpiewać hymn narodowy, zaintonować „Boże coś Polskę”, oddać głos niezłomnym działaczom „S”. Mało? Możliwie, ale jest dramatem naszej niepodległości, że na tle bezkarności sprawców, ciężkiego losu ludzi „Solidarności” i luksusów w jaki do dziś opływają komunistyczni aparatczycy, gest ten pozostaje najgłośniejszym corocznym przypomnieniem tej niesprawiedliwości.

I tak też było w tym roku.

kam

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych