Stanisław Cat-Mackiewicz odnotował kiedyś pojawianie się w londyńskiej gazecie pewnej fotografii. Przedstawiała ona gęstą mgłę nad Kanałem La Manche (oczywiście – przez Anglików zwanym wyłącznie Kanałem Angielskim), a podpis pod nią brzmiał „Świat odcięty mgłą”. Właśnie nie „Wielka Brytania odcięta od świata”, lecz – świat odcięty od Wielkiej Brytanii.
Dla Brytyjczyków takie postawienie sprawy było jak najbardziej naturalne. Wielka Brytania, kraj o powierzchni znacznie mniejszej niż Polska. Lecz w przeciwieństwie do wychowanych przez media PRL-u i III RP Polaków – dla mieszkańców tego kraju to właśnie on jest najważniejszy. Najważniejszy, gdyż jest ICH krajem.
Co pomyślą inni
Istotą mentalności prowincjonalnej jest skupianie zainteresowania na tym, co o nas myślą inni. Prowincjusz jest przekonany, że prawdziwe życie toczy się gdzieś indziej. W tej mentalności jego życie nabiera jakiejkolwiek wagi dopiero wtedy, gdy jest dostrzegane przez tych, którzy żyją w tym „prawdziwym, pierwszoplanowym świecie”. Sposobem prowincjusza na to, by zacząć istnieć, jest przypodobanie się tym z „prawdziwego pierwszoplanowego świata”. Jakakolwiek zła ocena – potrafi go doprowadzić do rozpaczy. Ocena dobra powoduje niemal euforię.
Tam to jest życie!
Właściciele PRL-u usilnie przekonywali naród, że centrum świata znajduje się w Związku Sowieckim – ojczyźnie ustroju wyznaczającego kierunek rozwoju ludzkości. Zadaniem narzucanym mieszkańcom (bo przecież nie obywatelom) PRL-u było dostosowywanie się do standardów obowiązujących w tym pępku świata, jakim miał być przodujący kraj komunistycznego raju. Jedni w to wierzyli, inni nie. Niestety – ci drudzy też, choć nieświadomie, często byli ofiarami tej samej tresury umysłów. Oczy kierowali na Zachód i mentalność swoją budowali na przekonaniu, że "my tu, w Polsce jesteśmy jedynie dalekim, nieistotnym obrzeżem świata, a świat pierwszoplanowy, ten naprawdę prawdziwy – jest gdzieś tam..., w Londynie, Paryżu i Nowym Jorku...".
Ugruntowana przez propagandę PRL-u mentalność prowincjonalna została podchwycona przez propagandę III RP. I to ze skutkiem stokroć większym, niż to osiągnęła propaganda swej krewnej – peerelowskiej poprzedniczki. Zalecenia, by troszczyć się przede wszystkim o to, co pomyślą o nas Niemcy, co pomyślą (jeju, jeju!) Francuzi, co pomyślą Amerykanie (oj, rety, co oni o nas pomyślą!?) do serc, umysłów i sumień większości Polaków trafiły niezwykle celnie.
Musimy się podporządkować
Zastanówmy się, dokąd prowadzi ten sposób myślenia. Po pierwsze – przebiegle przemyślaną ścieżką wprowadza do świadomości człowieka przekonanie, które gdyby podane zostało innym sposobem, na pewno tak skutecznie akceptowane by nie było. Przekonanie o tym, że jesteśmy gorsi, że musimy się dostosować, że musimy ze swoich nawet najbardziej niezbywalnych interesów często zrezygnować, że MUSIMY SIĘ PODPORZĄDKOWAĆ.
Ileż razy w minionym dwudziestoleciu rządzący Polską stwierdzali, że skoro „lepsi” od nas czegoś wymagają, to my – MUSIMY. Co musimy? Ano – zgodzić się na reformę Parlamentu Europejskiego, skutkiem której głos Polski znaczył będzie znacznie mniej. Zgodzić się i nie odwoływać się od decyzji, która de facto likwiduje polski przemysł stoczniowy i nawet nie pytać, dlaczego znajdujący się w identycznej sytuacji przemysł stoczniowy niemiecki i francuski nie tylko ocaleje, ale też przejmie wszystkich klientów naszego, likwidowanego przemysłu. Zgodzić się na „pakiet klimatyczny”, choć wiadomo, że skutkiem tego nikt nie poniesie strat porównywalnych do naszych i że rozwój naszej gospodarki za sprawą tegoż „pakietu” zostanie być może całkowicie zdławiony. Itd., itp...
Kto kogo poucza
Bez wątpienia – wiele w naszym kraju trzeba zmodyfikować, zmodernizować, zapewne bardzo wiele warto u obcych trzeba podpatrzeć, z pożytkiem dla siebie – we własnym kraju zastosować. Ale czy zawsze? Do Polski zjeżdżają np. eksperci Unii Europejskiej wyspecjalizowani we wdrażaniu zasady większej obecności kobiet na wysokich stanowiskach. Wszyscy oni pochodzą z krajów, w których kobiet na wysokich stanowiskach jest proporcjonalnie znacznie mniej, niż w Polsce. Ale to nie my ich uczymy, lecz – oni nas.
Druga grupa ekspertów przybywa, by wdrażać projekty przeciwdziałające przemocy wobec cudzoziemców. Wszyscy członkowie tej grupy to obywatele krajów, w których przypadków takiej przemocy jest nieporównanie więcej, niż u nas. Jednak nie przyjeżdżają dowiedzieć się, jak to osiągnęliśmy. Przyjeżdżają – nas uczyć.
Kolejna ekipa to ludzie uczący nas roli edukacji w życiu społecznym. Ojczyzna żadnego z tych ekspertów nie ma tradycji edukacji porównywalnej z naszą. Ale to my mamy u nich pobierać nauki.
Przykłady takie można wymieniać bardzo długo. Ludzie z krajów, które swój pierwszy uniwersytet założyły o całe stulecia później, niż my – uczą nas o roli uniwersytetów. Polska jako jedna z pierwszych na świecie dała prawa wyborcze kobietom, ale jest pouczana przez tych, które do podobnych praw dorosły zaledwie parę dziesięcioleci temu. Rzeczpospolita z liczącą ponad pół tysiąclecia tradycją parlamentarną sadzana jest do oślej ławki przez „mentorów” z kraju, którego cywilizacyjny dorobek składa się przede wszystkim z bandyckich napadów, wyjątkowej kreatywności w technologiach masowego zabijania, wszelkich możliwych odmian satrapii, z budowania obozów zagłady. Itd., itp., itd...
A jednak to nie oni, lecz my mamy się dostosowywać, podporządkowywać, „słuchać mądrzejszych”. W tym przypadku ciągle nas pouczająca i zawstydzająca propaganda Trzeciej RP robi z nas już nie prowincjuszy, lecz – mentalnych niewolników.
Co ludzi pomyślą...
Skupiając się nadmiernie na tym, „co inni o nas pomyślą”, najpierw przestajemy dbać o własny narodowy interes. Czyli o przyszłość naszą, naszego kraju, naszych dzieci. Podporządkowujemy wtedy nas, nasz kraj i nasze dzieci interesom nie własnym, lecz cudzym. W imię cudzego interesu zrezygnowaliśmy z posiadania dużej części przemysłu (nie tylko stoczniowego). By przypodobać się innym – zmniejszamy nauczanie historii, rezygnujemy z upamiętniania ważnych fragmentów naszych dziejów, z oddawania czci dużej części naszych przodków, z kultywowania części naszej tradycji.
Niewolnik to ktoś przystosowany do rezygnacji z części swoich interesów, z części własnej tożsamości. Rękami i nogami brońmy się, żeby dystans dzielący nas od tego stanu zaczął rosnąć.
Grażyna Ślęzak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/155075-erupcja-mentalnosci-niewolniczej-mamy-sie-dostosowywac-podporzadkowywac-sluchac-madrzejszych