To, czego 11 listopada zeszłej jesieni nie udało się Hannie Gronkiewicz-Waltz, w tym roku będzie próbował zrobić prezydent Bronisław Komorowski. Rozbić patriotyczną, pokojową, masową manifestację z okazji Święta Niepodległości, poprzez zawłaszczenie, upozorowane na święto obchodzone przez państwo. Z całym bagażem sztuczności, drętwoty i upolitycznienia.
Jestem prawie pewien, że sabotaż przygotowywany przez Kancelarię Prezydenta nie powiedzie się. Że nie będzie w stanie ani liczebnością uczestników„ ani pseudopatriotycznymi gestami prezydenta zakłócić, ani zmniejszyć znaczenia prawdziwej, spontanicznej demonstracji warszawiaków i gości z całego kraju, którzy ściągną do stolicy, jak zakładam, podobnie licznie, jak to miało miejsce we wrześniowej demonstracji w obronie Telewizji TRWAM.
Prowokacje
Rok temu prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz wydała zgodę –jak to nazwano – „na pokojową blokadę marszu przez środowiska skupiające m.in. antyfaszystowskie Porozumienie 11 Listopada.
To właśnie pod egidą Porozumienia zorganizowano wiec „Kolorowa Niepodległa”. Organizatorom wiecu, czego nie ukrywali, wnosząc do władz Warszawy prośbę o własną imprezę, chodziło jedynie o zablokowanie Marszu Niepodległości, który startował z pobliskiego do miejsca wiecu Placu Konstytucji.
Zgoda dla „Kolorowej Niepodległej” z góry zakładała, że musi dojść do konfliktu uczestników Marszu z kontrmanifestantami lub broniącymi ich policjantami.
W ten sposób ludziom z „Kolorowej” wyznaczono rolę prowokatorów, których sama obecność plus ich zachowanie miały doprowadzić do zamieszek.
Jeszcze bardziej aktywną postać wszczynających burdy wzięli na siebie policjanci. W tłumie zamaskowanych demonstrantów Marszu zainstalowali swoich zamaskowanych agentów właśnie w roli prowokatorów, którzy swoją „agresją” wobec policji, mieli obciążać nacjonalistyczne i faszystowskie nurty idące w Marszu. Obnażać ich prawdziwą twarz, skrytą pod maskami.
Prowokacja udała się w minimalnym zakresie, a całe ogromne burdy, trwające około pół godziny rozegrały się w obrębie ok. 20 m w rogu Placu Konstytucji i fragmentu ul. Koszykowej, gdzie w sile kilku plutonów stała policja, zagradzająca naturalny kierunek Marszu, ul. Marszałkowską do Alei Jerozolimskich.
Rola mediów
Tym krótkim starciem z policją – powtarzam, przy lwim udziale prowokatorów policyjnych – media publiczne i mainstreamowe straszyły przez kolejne dni całą Polskę, jak niebezpieczne jest wyjście na ulicę narodowców, kiboli i faszystów. Jak te pseudopatriotyczne środowiska zamieniają kraj w pole bitwy – trąbiono powszechnie.
Jednocześnie te same media pominęły udział prawdziwych faszystowskich bojówek, ściągniętych do Warszawy na ten jeden jedyny dzień z Berlina.
Bojówkarze ci, pod przybraną na tę okazję barwą anarchistów, liczący razem ponad 100 osób, przyjechali na zaproszenie młodych polskich komunistów, działających pod szyldem „Krytyki Politycznej”.
Niemieccy bojówkarze, uzbrojeni w pałki i kije bejsbolowe, już w południe, na kilka godzin przed rozpoczęciem Marszu, zaatakowali maszerująca w szyku wojskowym tzw. grupę rekonstrukcyjną, imitującą wojsko polskie z 1918 roku, która szła, by wziąć udział w defiladzie wojskowej.
Nie dało jednak ukryć się tego, że podczas interwencji policji bojówkarze z Niemiec znaleźli schronienie w siedzibie Krytyki Politycznej, gdzie się następnie zabarykadowali.
Inicjatywa Kancelarii
Zeszłoroczna intryga uknuta przez Platformę, zmierzająca do zdyskredytowania społecznego, niekontrolowanego przez władze Marszu Niepodległości, była tak prymitywna, że widoczna nawet dla ślepca.
Toteż w Kancelarii Prezydenta, po wielkich bólach (by nie mówić „bulach”), wysmażono niemal kabaretowego potworka. Ma on zastąpić Marsz Niepodległości, o którym już dziś można snuć realne prognozy.
Godnie manifestować
Z pewnością wobec rozwoju sytuacji politycznej, a głównie w związku z wychodzącą wszystkimi szparami demoralizacją i arogancją władzy, manifestacja będzie o wiele większa niż zeszłoroczna. To będzie kolejna dobra okazja do społecznego zrecenzowania rządzącej partii. Ale też organizacja będzie o wiele sprawniejsza.
Aby zachować prawdziwe intencje Marszu, musi on przebiegać bez awantur, w godności i radości. Radość ma zaś wynikać z poczucia siły. Ze świadomości, że zbliża się koniec tragicznych w skutkach dla Polski i milionów szarych Polaków rządów Platformy Obywatelskiej.
Warunkiem pokojowego przebiegu musi być dobra i liczna służba porządkowa. Jej zadaniem będzie czujne wyłuskiwanie z tłumu prowokatorów, których celem będzie rozbuchanie okrzyków i najróżniejszych działań, zmierzających do skompromitowania Marszu.
Namiastka
Obawa rządzących zmusiła ich do wymyślenia substytutu. Jak twierdzi prof. Tomasz Nałęcz, zwany „ustami pana prezydenta”, „idea wzięła się z przykrych doświadczeń – awantur na ulicach Warszawy”.
Pochód pod egidą prezydenta został nazwany „Razem dla niepodległej”. Jego uczestnikami mają być pracownicy Kancelarii Prezydenta, kombatanci, pewnie dołączy – na rozkaz – trochę wojska, w tym tajne służby wojskowe, jak wiadomo zaprzyjaźnione z prezydentem.
Prof. Nałęcz, jak sądzę, zadeklarowany ateista, do projektu pochodu niespodziewanie wprowadza elementy teologii chrześcijańskiej, co naprawdę w tym wydaniu brzmi karykaturalnie.
„Byłaby to narodowa procesja”, podczas której przy różnych pomnikach stojących na trasie, prezydent będzie składał wieńce. „W imieniu wszystkich Polaków” – mówi Nałęcz. Czy nie za daleko posunięta uzurpacja? – warto zapytać.
I znów w duchu ekumenicznym Nałęcz dodaje: – „Kolejne pomniki byłyby stacjami narodowej wdzięczności”.
Na koniec wyszło szydło z worka, pokazujące prawdziwe oblicze ludzi zatrudnionych w Pałacu Prezydenckim, kiedy prof. Nałęcz mówi, że wyraźnie brakuje pomnika, który honorowałby zasługi polskiego niepodległościowego socjalizmu.
Czyżby za rok Kancelaria Prezydenta przywróciła hasło: socjalizm – tak, wypaczenia – nie?
Jerzy Jachowicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/142667-jachowicz-prezydent-wypacza-11-listopada-obawa-rzadzacych-zmusila-ich-do-wymyslenia-substytutu