Rechot marszałka Karapyty. Zarząd województwa, uważając wystąpienie Edwarda Brzostowskiego za śmieszne, sam się ośmieszył

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP / D. Delmanowicz
fot. PAP / D. Delmanowicz

W piątek miałem wątpliwą przyjemność uczestniczyć w nadzwyczajnej sesji sejmiku województwa podkarpackiego, podczas której grupa radnych koalicji PO-PSL-SLD, rządzącej województwem, złożyła wniosek o odwołanie marszałka Mirosława Karapyty w związku z zarzutami korupcyjnymi, które postawiła mu prokuratura. Marszałek dzień wcześniej wyszedł z aresztu po wpłaceniu 60 tys. zł poręczenia majątkowego. Jego obecność na sesji zogniskowała uwagę mediów, także ogólnopolskich, przebieg obrad był relacjonowany w mediach, więc ten opis pominę. Chciałbym natomiast opisać epizod z sesji, który dla mnie był na niej największym wstrząsem.


Ale po kolei: w toku burzliwej dyskusji radny Czesław Łączak (PiS) dosłownie w jednym zdaniu przypomniał problemy z prawem jednego z przedstawicieli koalicji: Edwarda Brzostowskiego (SLD).
W odpowiedzi Brzostowski, wiceprzewodniczący podkarpackiego sejmiku, w okresie PRL wiceminister rolnictwa i twórca potęgi „Igloopolu” w Dębicy, a w latach 2002-2006 burmistrz tego miasta, przez kilka minut „wyżywał” się słownie na radnym Łączaku w sposób, który uwłaczał powadze sejmiku. Najpierw rozwodził się nad swoimi prawdziwymi czy domniemanymi zasługami dla rolnictwa i Dębicy, po czym, zwracając się do swego adwersarza, stwierdził:

Panie Łączak, daleko panu do mnie. U mnie nie byłby pan nawet portierem, bo jest pan za słaby. W mojej firmie nawet portier musiał być mądry. Niech pan na przyszłość nie „jeździ” po mnie, bo to nic dobrego nie przyniesie. (…) Jeśli pan teraz chce porównywać, że w tej koalicji jest taki marszałek i jest Edward Brzostowski i trzeba to wszystko rozwiązać, i oczywiście pan chciałby zostać marszałkiem, to mówię z całą odpowiedzialnością, że się pan nie nadaje. I nie wiem, kto tu będzie, na pana nikt nie zagłosuje. (…) Panie Łączak, mam dziś 78 lat i jak wystartuję na burmistrza Dębicy, to wygram wybory, nie pan. Ojciec Święty miał 86 lat i rządził całym światem, to ja mogę rządzić Dębicą. (…) Jestem związany ze środowiskiem małopolskim i podkarpackim, tam dużo pracowałem. I oświadczam wam dzisiaj: cieszę się, że naród mnie wybrał, mimo że miałem sprawę w sądzie. Naród, nie pan. Pan będzie pluł, pluł i pluł i co z tego plucia wyjdzie? A ja coś robię, żeby się coś dobrego działo w Dębicy, w województwie podkarpackim i całym moim kraju, mojej kochanej ojczyźnie.

Cóż, styl to człowiek, a ów styl w przypadku Edwarda Brzostowskiego do nazbyt wyszukanych nie należy. Najsmutniejsze było jednak coś innego: reakcja członków zarządu województwa na to wystąpienie radnego SLD. To był rechot. Obleśny chichot. Ludzie, którzy od 2,5 roku rządzą województwem, znakomicie się podczas tej tyrady Brzostowskiego bawili. Także marszałek Karapyta, który dzień wcześniej opuścił areszt.

Chcę tylko powiedzieć, że sala oceniła pańskie wystąpienie jako śmieszne

– replikował Brzostowskiemu Łączak.

A że naraża pan na śmieszność tę koalicję, to jest ten poziom.

Buta, arogancja, poczucie, że bez względu na to, co się dzieje w urzędzie, to my jesteśmy „królami życia”… Oto podkarpacka samorządowa władza wojewódzka Anno Domini 2013.
Ten rechot powiedział mi o niej, o jej morale więcej niż 3-dniowy pobyt marszałka w areszcie.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych