Czy jesteśmy wolnym krajem? Dlaczego od pewnego czasu śpiewamy „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”

Rys. Rafał Zawistowski
Rys. Rafał Zawistowski

Uważam, że podążanie za prawdą wymaga odwagi, a jednocześnie - że jest obowiązkiem dziennikarza. Z drugiej strony nie mam w sobie przesadnych skłonności do nadmiernego radykalizmu. Dlatego staram się mówić i pisać odważnie, a jednocześnie rozważnie. Jeszcze niedawno byłem więc skłonny bronić w dyskusjach poglądu, że Polska – ta po 1989 r. - jest krajem wolnym, choć źle rządzonym.

Jednak im więcej czytam o mechanizmach, które rządzą III RP, tym wyraźniej widzę, jak wielkiemu złudzeniu ulegliśmy w 1989 r. i latach następnych. Patologie prywatyzacyjne, brak polityki przemysłowej itp., nakazują pytać o naszą suwerenność gospodarczą. „Grzech pierworodny” III RP w postaci okrągłego stołu oraz to wszystko, co się później działo (z brakiem lustracji i dekomunizacji na czele), aż się proszą o pytania o naszą suwerenność w polityce wewnętrznej (ostatnio Telewizja Trwam powtórzyła „Nocną zmianę”; po raz kolejny można się było przekonać, że nocna narada u Wałęsy to było spotkanie politycznych gangsterów).

Serwilizm rządzących wobec „wielkich” tego świata (z wyjątkiem okresu rządów PiS) czy zachowanie platformerskiej władzy po katastrofie smoleńskiej, prowokują pytania o naszą suwerenność w polityce zagranicznej. Kłamstwa mainstreamowych propagandystów udających dziennikarzy, a także aktorów i celebrytów, zaklinających rzeczywistość i gotowych łgać jak w okresie PRL, byle tylko na ich ukochaną platformerską władzę nie padł żaden niedobry cień, wymuszają pytania o suwerenność myślenia naszych, pożal się Boże, elit. Ba! Nawet sprawa multipleksu dla Telewizji Trwam, gdzie z kilometra pachnie grubym szwindlem, pokazuje, w jakim punkcie jako kraj się znajdujemy.

Ostatnio najwięcej dało mi do myślenia to, co zobaczyłem na własne oczy 10 kwietnia ub.r. na Krakowskim Przedmieściu (pisałem o tym zresztą na tym portalu). Wróciły obrazy jakby wyjęte ze stanu wojennego, których w III RP – mimo wszystko – nie spodziewałem się już ujrzeć. Zrozumiałem wtedy, że od PRL-u odeszliśmy bliżej niż przypuszczałem.

Nagromadzenie bolesnych faktów, którymi codziennie raczy nas III RP, jest tak wielkie, że – gdyby zacząć je przytaczać – wyszłoby z tego grubaśne tomisko. Wszystkie one razem spowodowały, że od pewnego czasu „Boże coś Polskę” śpiewamy wraz z żoną w wersji „podziemnej”, z frazą „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. Ostatnio zrobiliśmy tak w Boże Ciało, na zakończenie centralnej procesji ulicami Rzeszowa. Moja żona stała tuż obok kleryków z rzeszowskiego seminarium i śpiewała na tyle głośno, że słyszeli. Stojący najbliżej odwrócił się w jej stronę i popatrzył na nią z wyraźną dezaprobatą.

Niby nic. A jednak nie takie nic. Czy ten bardzo młody człowiek, gdy już zostanie kapłanem, będzie miał intelektualną odwagę zobaczenia rzeczywistości taką, jaka jest naprawdę? Czy formacja seminaryjna mu to ułatwi? Czy też raczej będzie wolał święty spokój i „potiomkinowską wioskę” wolności, jaką oferuje III RP? Czy nie powie, że krytykanci ulegają grzechowi małoduszności?

Wiem, kapłan ma przede wszystkim głosić Dobrą Nowinę w każdych warunkach. Ale nie może zamykać oczu na rzeczywistość, bo jest także polskim obywatelem.

Co niniejszym dedykuję owemu klerykowi z czwartkowej procesji.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych