Ofiary pojednania. Czy premier Tusk porozmawia z kanclerz Merkel o reparacjach dla Polonii w RFN zanim niemieckie bezprawie ulegnie przedawnieniu?

fot. pap/epa
fot. pap/epa

O sytuacji Polonii w Niemczech napisano i powiedziano już wszystko: że miała w III Rzeszy status mniejszości narodowej, że zlikwidowano ją na mocy rozporządzenia hitlerowskiego feldmarszałka Hermanna Göringa z 1940r. (sic!), że jej działaczy wymordowano w obozach koncentracyjnych i skonfiskowano jej majątek, że powojenna Republika Federalna podtrzymała te decyzje, że podtrzymały je też polskie władze, które w zawartym w 1991 r. „Traktacie o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy” przystały na zastąpienie terminu „polska mniejszość” erzacem „osób w RFN polskiego pochodzenia, albo przyznających się do języka, kultury lub tradycji polskiej”…

Wszystko to miało brzemienne skutki, gdyż w konsekwencji mniejszość niemiecka w naszym kraju korzysta z rozlicznych przywilejów i wielomilionowych dopłat z Polski i RFN, a polskie organizacje w Niemczech zdane są na łaskę i niełaskę lokalnych władz, dziadują i żebrzą o każdego centa na swą działalność.

Choć rozporządzenie Göringa o likwidacji polskiej mniejszości uznano za nieważne, nie przywrócono stanu prawnego sprzed jego wydania. Niemieccy Polacy zostali zdradzeni aż pięciokrotnie: przez władze III Rzeszy, przez władze powojennej Niemieckiej Republiki Federalnej (NRF), przez władze PRL, przez władze zjednoczonej RFN oraz już niepodległej RP. Temat nienaprawionych krzywd doznanych przez niemiecką Polonię wraca jak bumerang przy różnorakich okazjach: a to np. przed obchodami 70 rocznicy napaści Niemiec na Polskę, gdy przed przyjazdem kanclerz Angeli Merkel na Westerplatte polskie organizacje w RFN wystąpiły z wspólnym apelem do obu rządów o anulowanie nazistowskiego rozporządzenia, to znów przed obchodami dwudziestej rocznicy zawarcia przez nasze kraje traktatu dobrosąsiedzkiego.

Dopiero groźba zbojkotowania tych ostatnich uroczystości przez Polonię i jaskrawe łamanie traktatowego zapisu, który rzekomo miał gwarantować takie samo traktowanie Niemców w Polsce i Polaków w Niemczech, zmusiła rządy RFN i RP do utworzenia „okrągłego stołu”, którego celem było zrównanie „istniejących dysproporcji”. Efekty przeciąganych rozmów są mizerne, ale jubileuszowa feta w 2011r. mogła się odbyć...

Dziś, na kilka dni przed wizytą kanclerz Merkel w Warszawie, Polacy w RFN po raz kolejny przypomnieli o swym istnieniu. Berliński adwokat Stefan Hambura, przewodniczący „Grupy Roboczej na rzecz likwidacji skutków rozporządzenia Ministerialnej Rady Obrony Rzeszy o organizacjach polskiej ludności w III Rzeszy z dnia 27 lutego 1940r.” wystąpił oficjalnie do federalnego ministra finansów Wolfganga Schäuble`go o rekompensatę za zagrabione im mienie.

Mecenas Hambura powołuje się w swym piśmie na podjętą niespełna trzy lata temu i niedokończoną dyskusję w Bundestagu na temat rehabilitacji polskiej mniejszości i wyrównana poniesionych przez nią strat z tytułu zajęcia przez nazistów jej kont w bankach i nieruchomości o równowartości „kilkuset milionów euro”.

Szanowny Panie Ministrze, w imieniu Związku Polaków w Niemczech wzywam Pana do podjęcia rozmów o wyrównaniu szkód (wyrządzonych) polskiej mniejszości w Niemczech

- apeluje Hambura.

Czy premier Donald Tusk wesprze zdelegalizowaną podczas wojny polską mniejszość w RFN i podejmie temat uzasadnionych roszczeń polonijnych organizacji, zanim niemieckie bezprawie ulegnie przedawnieniu? Za kilka dni gościć będzie w Warszawie kanclerz Merkel. To ostatni już dzwonek do podjęcia tej kwestii, albowiem:

Czas nagli, gdyż roszczeniom Związku Polaków w Niemczech grozi przedawnienie z końcem 2014r.

- podkreśla w piśmie do ministra Schäuble`go pełnomocnik istniejącego notabene od 1922r. Związku Polaków w Niemczech.

Dlaczego Niemcy nie chcą zrehabilitować i przywrócić polskiej mniejszości odebranego statusu? Nie chodzi bynajmniej o pieniądze (w tym te, które przysługiwałyby wówczas polskim organizacjom na ich działalność obligatoryjnie), lecz przede wszystkim o ewentualny wzrost ich wpływów politycznych w RFN. Znaczenie około dwumilionowej Polonii mogłoby np. przerosnąć indukcję sztucznie podtrzymywanej przy życiu dzięki rządowym kroplówkom quasiparti - Związku Wypędzonych (BdV), którego członkami stali się… imigranci ekonomiczni i prawnuki wysiedleńców.

Co ma swą wymowę, podczas gdy polskie organizacje w RFN nie mogą przebić oporu w swej osamotnionej walce o odzyskanie przedwojennego statusu, w 1995r. prawa mniejszości zdołali uzyskać w Niemczech potomkowie Synti i Romów, choć ich lud przywędrował na te tereny z Półwyspu Indyjskiego. Polacy nie znaleźli się za Odrą z wycieczką „Orbisu”, wiele miast i miasteczek na wschodzie RFN to dawne, słowiańskie osady, by nie wspomnieć o polskiej ludności włączonej do Niemiec w czasach zaborów…

Niemieccy Polacy stali się zakładnikami i ofiarami złożonymi na ołtarzu niemiecko-polskiego pojednania. Tylko, czy prawdziwe pojednanie i prawdziwie dobrosąsiedzkie stosunki można budować na fundamentach krzywdy i bezprawia? Czy tym razem, w ślad za wystąpieniem mecenasa Hambury i Związku Polaków Niemczech do ministra Schäuble`go, polski rząd udzieli poparcia naszym rodakom w RFN?

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych