"Poseł Lechistanu jeszcze nie przybył”… Po ukraińskiej lekcji Polska powinna zawrzeć strategiczne partnerstwo z Turcją

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.wikipedia
fot.wikipedia

„Choć zapewne nie spodobałoby się to w Berlinie, nasz kraj powinien zacieśniać stosunki z Turcją, z zawarciem strategicznego partnerstwa włącznie, i z równym zaangażowaniem co na Ukrainie wspierać unijne aspiracje Ankary”.

W miniony piątek nad Morzem Czarnym miało miejsce osobliwe zdarzenie: gdy piloci samolotu tureckich linii lotniczych przygotowywali się do lądowania w Symferopolu, usłyszeli nagle w słuchawkach, że mają wrócić do Istambułu. Powód? Zaogniona sytuacja na Krymie. W tureckich mediach wieści z Ukrainy i Rosji zajmują tyle samo miejsca, co u nas. Nie bez przyczyny; Turcja stoczyła w swej historii aż jedenaście wojen z Rosjanami, a sam Krym był pod jej wpływami aż do XVIII wieku. Mimo sowieckiego ludobójstwa i wywózek spokrewnionych z Turkami Tatarów Krymskich, pozostała na tym terenie spora, bo licząca bez mała 300 tys. tatarska mniejszość. Ankara nie rości sobie dziś żadnych pretensji do tego półwyspu, po rozpadzie ZSRS Turcja nawiązała i rozbudowywała kontakty gospodarcze z Ukrainą, a ta uważała ją za swego strategicznego partnera; po przejęciu przez szefa parlamentu Ołeksandra Turczynowa obowiązków zbiegłego prezydenta Wiktora Janukowiycza, pierwszym gościem z zagranicy był w Kijowie turecki minister spraw zagranicznych Ahmet Davutoğlu.

Ankara apeluje do Tatarów krymskich o rozwagę i zachowanie spokoju, równocześnie jednak ostrzega Rosję i wzywa do zaprzestania wojskowych działań na Ukrainie, podobnie jak większość szefów państw na świecie, z Polską włącznie. Minister Davutoğlu omawiał też rozwój wydarzeń na Ukrainie z Radosławem Sikorskim, a w przyszłym tygodniu do Ankary ma udać się prezydent Bronisław Komorowski. To dobry ruch, lecz sprowokowany przez okoliczności i niewystarczający, bowiem naszym stosunkom bilateralnym z Turcją dawno już powinno być nadane znaczenie priorytetowe.

Co prawda premier Recep Tayyip Erdoğan nie uchodzi we własnym domu za wcielonego demokratę i co bardziej postępowi rodacy zarzucają mu autorytarne ciągoty, jest to jedna kwestia drugoplanowa. Turcja należy od 1952r. do NATO, od 1963r. była stowarzyszona z EWG, a od 2005r. toczą się negocjacje dotyczące jej pełnoprawnego członkostwa w UE. Należy dodać, ślamazarnie się toczą, gdyż na przeszkodzie przeciw tureckiej akcesji stoją przede wszystkim Niemcy. Oficjalnym powodem „nein” Berlina, który oferuje islamskiej Turcji erzac członkostwa, tzw. uprzywilejowane partnerstwo, mają być chrześcijańskie korzenie i tradycje Zachodu, co akurat w niemieckim wydaniu brzmi dość osobliwie. Po prawdzie nie chodzi o tureckie innowierstwo, lecz o ewentualne, poważne osłabienie znaczenia głosu RFN w razie pełnoprawnego członkostwa tego kraju w UE.

Choć zapewne nie spodobałoby się to w Berlinie, nasz kraj powinien zacieśniać stosunki z Turcją, z zawarciem strategicznego partnerstwa włącznie, i z równym zaangażowaniem co na Ukrainie wspierać unijne aspiracje Ankary. Tym bardziej, że w tej ostatniej kwestii ma ona poparcie zarówno Komisji Europejskiej jak i europarlamentu, i - co nie jest całkiem bez znaczenia - wsparcie USA. Ponadto Turcja, o liczbie ludności i powierzchni ponad dwukrotnie większej od Polski, wchodzi (w przeciwieństwie do nas) w skład grupy G-20.

My, Polacy, mamy także wobec Turków zobowiązania historyczne i moralne: Imperium Osmańskie nigdy nie uznało rozbiorów Polski i wymazania Rzeczpospolitej z mapy. Mimo, że walnie przyczyniliśmy się do obrony chrześcijańskiej Europy przed ordami, właśnie w Turcji znaleźli oparcie nasi powstańcy, emigranci z naszego rozparcelowanego przez sąsiadów kraju mogli utworzyć nad Bosforem istniejącą do dziś polską wieś Adampol (Polonezköy), a w 1853r. nasi przodkowie walczyli u boku Turków, Brytyjczyków i Francuzów przeciw Rosji w wojnie krymskiej.

Polska się odrodzi, kiedy turecki żołnierz w pogoni za wrogiem w polskiej rzece Horyni swego konia napoi

głosiła przypowieść ukraińskiego kozaka Wernyhory. Gdy terytorium dawnej Polski okupowały Rosja, Prusy i Austria, przy przedstawianiu tureckiemu sułtanowi zagranicznych ambasadorów należało podobno do tradycji zdanie: „Poseł Lechistanu jeszcze nie przybył”. Proroctwo Wernyhory się nie sprawdziło, dziś Horyń to rzeka na Ukrainie i Białorusi., czasy mamy inne, zmieniły się kontury granic na mapie, lecz uwarunkowania geopolityczne pozostały te same. Poseł z Polski w końcu przybył do Turcji, ma biuro w Ankarze przy Bulwarze Atatürka, tylko Warszawa coś, niestety, małomówna i jakby go nie było...

 

 

 

 

 

 

----------------------------------------------------------------

----------------------------------------------------------------

Siódmy numer miesięcznika "W Sieci Historii" cały czas do nabycia w naszym sklepie wSklepiku.pl.

W tym wydaniu dołączona została płyta DVD z filmem "Czarny Czwartek".Polecamy!

Miesięcznik

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych