Kurica nie ptica. W percepcji Putina Polska wciąż znajduje się w strefie wpływów Rosji

facebook.com
facebook.com

Dwukrotny Bohater Związku Sowieckiego, generał Iwan Czerniachowski zapewne nigdy nie przypuszczał, że stanie się „bohaterem” po raz trzeci. Tym razem nie chodzi jednak o upamiętnienie frontowych zasług tego niedoszłego marszałka ZSRS, lecz o jego wkład w podstępne aresztowanie, mordowanie, wywózkę i tępienie dowódców oraz żołnierzy Armii Krajowej. Oto decyzją radnych Pieniężna, ma być rozebrany monument z podobizną Czerniachowskiego. Na ratunek pomnikowi generała na polskiej ziemi ruszyli Rosjanie…

Wojna o relikty sowieckiej okupacji trwa nie od dziś i nie tylko w Polsce. Kilka lat temu usunięcie jednego z pomników żołnierzy Armii Czerwonej z centrum Tallina oraz o przeniesienie ich prochów na cmentarz wojskowy wywołało ostre protesty rosyjskiej ambasady oraz brutalne zamieszki uliczne w estońskiej stolicy. W starciach policji z  przedstawicielami mniejszości rosyjskiej (to ponad jedna czwarta społeczeństwa Estonii), śmierć poniosła jedna osoba, około 150 odniosło obrażenia, a - według różnych źródeł - zatrzymano od trzystu do tysiąca demonstrantów. Ówczesny minister obrony Jaak Aaviksoo, obecnie minister edukacji, był nieugięty. Co więcej, na tablicy umieszczonej na cmentarnym murze umieszczono napis, że jest to pomnik rosyjskiego okupanta.

Rosjanie, którzy nie mają się za okupantów, lecz wyzwolicieli Europy, poczuli się dotknięci do żywego. Lawina ruszyła: posłowie Dumy złożyli wniosek do rządu o nałożenie sankcji gospodarczych wobec Estonii, a rosyjskie MSZ wezwało UE, NATO, OBWE i Radę Europy do interwencji. Minister Siergiej Ławrow określił demontaż pomnika jako „świętokradztwo i bluźnierstwo”, zaś sam Władimir Putin osobiście zadzwonił do… kanclerz Niemiec Angeli Merkel z prośbą, aby przywołała Estończyków do porządku - uznał najwidoczniej, że dziś ta była republika ZSRS jest w niemieckiej strefie wpływów. Jak zwykle, stanowisko Kremla poparli „niezależni” rosyjscy handlowcy, którzy wycofali swe produkty z estońskich sklepów…

W odpowiedzi rząd w Tallinie wydał oświadczenie, iż zmiana lokalizacji pomnika jest wewnętrzną sprawą Estonii. Wyrazy poparcia dla urzędującego do dziś, notabene już trzecią kadencję z rzędu, premiera Andrusa Ansipa wyraził wtedy polski prezydent, śp. Lech Kaczyński. Przeniesienie sowieckiego „Brązowego żołnierza” było następstwem ustawy uchwalonej przez estoński parlament, która nakazywała usunięcie z przestrzeni publicznej symboli gloryfikujących sowiecką okupację.

Pokomunistyczne relikty wzbudziły także sprzeciwy w łotewskim społeczeństwie. Gdy na jesieni ubiegłego roku minister sprawiedliwości Jānis Bordāns stwierdził, że także z centrum stolicy jego kraju należy usunąć pomnik sowieckich „wyzwolicieli”, reakcja Moskwy była natychmiastowa:

Takie prowokacje są kolejnym dowodem zaangażowania Rygi w próbę fałszowania historii wybuchu II Wojny Światowej, co związane jest z inicjatywą rządu łotewskiego, dążącego do osiągnięcia "pojednania" weteranów koalicji antyhitlerowskiej z łotewskimi legionistami z Waffen-SS

- huknął rzecznik MSZ w Moskwie Aleksander Łukaszewicz. Petycję w sprawie przeniesienia pomnika w Rydze podpisało kilkanaście tysięcy obywateli. Choć Rosjanie stanowią 27 proc. łotewskiego społeczeństwa, dwa lata temu upadł w referendum projekt uznania języka rosyjskiego za drugi język państwowy. Politycy obawiają się, że eksmisja „wyzwolicieli” z centrum miasta może wywołać podobne rozruchy jak w Estonii. Jednym z ostatnich pomysłów jest zmiana jego nazwy z Pomnika Żołnierzy Radzieckich Wyzwalających Łotwę na np. „pomnik pokonania nazistów”.

A propos „wyzwolicieli” - już po rozebraniu pomnika czerwonoarmisty w centrum Tallina, gazeta „Moskowskij Komsomolec” ostrzegała, że jest to „zły i zaraźliwy przykład”, zaś dziennik „Kommiersant” doprecyzował:

W ślad za Estonią wojnę pomnikom radzieckich żołnierzy-wyzwolicieli gotowa jest też wypowiedzieć Polska.

Od czasu upadku komunizmu kamienne i brązowe symbole sowieckiej dominacji stały się zarzewiem nowych konfliktów z Rosją. Co dla Rosjan ma animizować zwycięski koniec, w państwach wcielonych siłą do byłego tzw. bloku socjalistycznego uchodzi za krwawy początek nowego rozdziału półwiecza ich zniewolenia. Podczas, gdy Rosjanie oczekują wdzięczności okupowanych przez nich narodów, te ostatnie walczą o przebicie się z prawdą historyczną. Nawiasem mówiąc, tuż po plajcie komunizmu i rozpadzie ZSRS także w Rosji zlikwidowano wiele pomników „władzy radzieckiej”. Było to m.in. tematem grudniowej konferencji prasowej Putina, który opowiedział się… przeciw ich odbudowie, bo mogłyby „wysadzić mózgi i wywołać społeczne napięcia”, ale z drugiej strony bronił tych pozostałych. Za przykład właściwego podejścia wskazał Brytyjczyków i statuę Olivera Cromwella w Londynie:

Czym odróżnia się ten krwawy dyktator od Stalina? Tym, że Cromwell żył na długo przed wciąż żywą i boleśnie wspominaną epoką Stalina

– snuł prezydent Rosji.

Symptomatyczne porównanie i uzasadnienie. Zgodnie z tą filozofią, rozbiórka jednego z pomników Feliksa Dzierżyńskiego w Moskwie była pochopna… Poza tym, jak stwierdził prezydent, decyzje o pomnikach „należą do kompetencji odpowiednich urzędów”.

Jak można sądzić, odpowiednie rosyjskie urzędy uważnie śledzą też sprawę zdemontowanego na czas budowy metra w Warszawie Pomnika Braterstwa Broni, tzw. czterech śpiących - jednego z pierwszych monumentów ku czci sowieckich „wyzwolicieli” naszej stolicy i kraju, zlokalizowanego tuż obok siedziby wybitnie zasłużonego w zaprowadzaniu „porządku” komunistycznego, zbrodniczego NKWD (Narodnyj Komissariat Wnutriennich Dieł). Te same odpowiednie urzędy trzymają też pewnie pieczę nad monumentem Czerniachowskiego. W kwestii formalnej, generał został pochowany w Wilnie, lecz po wyrwaniu się Litwy z orbity wpływów ZSRS jego zwłoki ekshumowano i pochowano na cmentarzu w Moskwie. W Pieniężnie jest tylko jego obelisk.

Już po burzliwym przeniesieniu pomnika czerwonoarmisty w Tallinie holenderski dziennik „Handelsblad” skomentował:

Estoński premier, który zdobył się na złożenie wieńca przy pomniku w nowym miejscu jego lokalizacji zachował się wzorcowo. W przeciwieństwie do Putina, który podczas obchodów rocznicy zakończenia wojny nie omieszkał skrytykować jego przeniesienia.

Prawda o rosyjskim „wyzwoleniu” powoli dociera także na Zachód. Komentator szwedzkiego dziennika „Sydsvenskan Dagbladet“ Tobias Lindberg napisał bez ogródek o „podwójnej moralności Moskwy”: skrytykował rzekomą bezradność rosyjskich służb wobec kremlowskiej młodzieżówki, oblegającej wówczas estońską ambasadę w Moskwie, mera stolicy za jego apele o bojkotowanie „faszystowskiej” Estonii, i podsumował:

Rosja jest często i nie bez racji krytykowana przez resztę świata, na przykład za jej deficyty w demokracji czy za wojnę w Czeczenii, co Kreml zawsze odrzuca jako próby mieszania się w jej wewnętrzne sprawy, ale Moskwa najwyraźniej nie widzi problemu w mieszaniu się w to, co jednoznacznie jest wewnętrzną sprawą Estonii.

Powodów tej sytuacji jest kilka: winę ponoszą same państwa środkowo-wschodniej Europy, które nie zdobyły się na wspólne, oficjalne uznanie komunistycznego systemu za zbrodniczy, ergo – uznania obnoszenia się z symbolem sierpa, młota i gwiazdy za tak samo karalne jak w przypadku symboli nazistowskich, winą ponoszą także państwa zachodniej Europy, do których wciąż nie dotarło, jaką tragedią i mentalnym okaleczeniem była rosyjska strefa wpływów dla dzisiejszych członków UE, winę i to w największym stopniu ponosi sama Rosja, gdzie nikt nawet nie usiłuje tłumaczyć przyczyn rozbiórek pomników obłudy w jej byłych krajach satelickich.

Jedną z nielicznych gazet, która potrafiła trafnie zdefiniować nie tylko przyczyny i skutki, był francuski dziennik „Le Monde”. W nawiązaniu do rusofobii imputowanej państwom byłego ostbloku, komentator tej gazety napisał:

Te kraje wnoszą do UE własne doświadczenia z ich stosunku do Moskwy, ukształtowanego przez półwiecze rosyjskiej dominacji. Ta szczególna wrażliwość, której nie mają zachodni Europejczycy, czyni wschodnich Europejczyków bardziej sceptycznymi i mniej naiwnymi wobec zamiarów Rosji.

Czy w sprawie przeniesienia pomnika „Braterstwa broni” w Warszawie, rozebrania monumentu gen. Czerniachowskiego w Pieniężnie i kilku innych tego rodzaju „upamiętnień” w Polsce starczy nam determinacji, jaką wykazała się mała, była sowiecka republika - Estonia? W swej istocie wojna nie toczy się o trupy, lecz o prawdę historyczną, własną godność i poszanowanie.

Polska jest krajem katolików i nikt nie musi pouczać nas, a już w żadnym wypadku Rosjanie, co do zachowania się w obliczu śmierci; jak obchodziły się ze swymi ofiarami komunistyczne władze w naszym kraju z nadania Moskwy - dość wspomnieć potajemne grzebanie wymordowanych, polskich patriotów, którzy nie mają mogił i których miejsc pochówku szuka się do dziś, czy masową, planową likwidacje niemieckich i żydowskich cmentarzy... Po upadku komunizmu, w wolnej Polsce na powrót zgromadzono w wielu miastach macewy i upamiętniono żydowskie nekropolie, powstały lapidaria poległych niemieckich żołnierzy, choć byli to najeźdźcy i okupanci. Nigdzie na świecie, tylko w naszym kraju 1 listopada Polacy za własnej woli zapalają znicze na ich grobach, w tym również na mogiłach rosyjskich żołnierzy... Czym innym jest jednak szacunek wobec majestatu śmierci, także poległych, prostych żołnierzy, czym innym zaś pomniki ich rozkazodawców, którzy ponoszą odpowiedzialność za ludobójstwo, zbrodniczą politykę i lata zniewolenia. Pomniki wznoszone są ku chwale, czy należy czcić i upamiętniać komunistyczny imperializm oraz siłą narzuconą dyktaturę?

Prezydentowi Putinowi nie chodzi bynajmniej o obronę czci i godności rosyjskiego żołnierza. W dziejach Rosji żołnierz był de facto od zawsze „mięsem armatnim”, postkomuniście Putinowi, niegdyś agentowi KGB z zamiłowania i wyboru chodzi obecnie o coś więcej: o obronę systemu, śladów dawnej wielkości ZSRS, którego upadek określił jako „największą katastrofę w dziejach Rosji” i uporczywie dąży do odbudowania dawnej strefy wpływów Moskwy.

Dzięki tej właśnie „największej katastrofie w dziejach Rosji” wiele narodów może dziś znów czuć się gospodarzami we własnym domu. „Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica…”, mawiali o Polsce sowieccy przywódcy podziwiani przez Putina. Widać w percepcji prezydenta nasz kraj wciąż znajduje się w strefie wpływów Rosji, bo jak inaczej wytłumaczyć samowolę w organizowaniu pikiet pod pomnikiem gen. Czerniachowskiego przez Rosjan, bez złożenia podań w lokalnych urzędach o wydanie zezwolenia na organizowanie manifestacji, czy wysyłanie bez uzgodnienia do Polski rosyjskich „restauratorów” do odnowienia monumentu…?!

Nie oczekuję, że pojmie to betonowa głowa komunistycznego ideologa do chwili upadku PZPR, dziś posła SLD Tadeusza Iwińskiego. Jego zdaniem, decyzja władz Pieniężna godzi w polsko-rosyjskie stosunki, czyli w polską rację stanu…, więc prosi szefa MSZ Radosława Sikorskiego o interwencję. Nieco wcześniej Iwiński sprzeciwił się rozpamiętywaniu zakatowanego na śmierć przez milicję 19. letniego Grzegorza Przemyka. Kilka dni przed jego śmiercią została też dotkliwie pobita matka Przemyka, antykomunistyczna działaczka, zaangażowana m.in. w Prymasowskim Komitecie Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom.

Jestem przekonany, że gdyby w naszym kraju rządzili umiłowani przez Iwińskiego komuniści, nie zawahałby się poprosić o wysłanie stosownych służb przeciw radnym z Pieniężna… Ale dziś mamy już inne czasy, dziś postkomunistyczny sejmita Iwiński broni minionej epoki, w której miał swój aktywny wkład i równocześnie marzy o mandacie europosła na tym „zgniłym” zachodzie. Strzeż nas panie przed takimi „politykami” i „reprezentantami” naszego narodu!

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.