Ukraiński szpagat. Nikt w UE nie ma odwagi powiedzieć Ukrańcom otwarcie: wasze członkostwo we wspólnocie jest w najbliższych dziesięcioleciach wykluczone

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

To było jak podróż do innego świata

- napisał Witalij Kliczko o swym krótkim wypadzie z kijowskiego Majdanu na monachijską Konferencję Bezpieczeństwa. W piątek ten były bokser, dziś jeden z przywódców buntu Ukraińców przeciw wybranym przez nich władzom, odwiedził w szpitalu zmasakrowanego Dmitrija Bułatowa. Po południu siedział w samolocie w drodze do Niemiec. Gdy po wylądowaniu przydzielono mu na lotnisku osobistą ochronę, zaprotestował:

Na Ukrainie czyha na mnie niebezpieczeństwo za każdym rogiem, ale z Niemcami łączę moje dawne bezpieczne życie

- skomentował i odprawił bodyguardów. W Monachium lider Demokratycznego Aliansu na rzecz Reform (UDAR) rozmawiał z wieloma zagranicznym politykami o sytuacji w swej ojczyźnie. I właściwie na tym można by zakończyć relację z jego pobytu w stolicy Bawarii. Po co tam przybył?

Bezustannie powtarzam politykom: to przecież wstyd dla Europy, że taki np. zdymisjonowany premier Azarow może teraz żyć sobie w Austrii w luksusie, za pieniądze ukradzione ukraińskim obywatelom...

- poskarżył się Kliczko. W kwestii formalnej, 67-letni Rosjanin z pochodzenia Mykoła Azarow, szef Partii Regionów, eksminister finansów i dwukrotny szef rządu Ukrainy został zmuszony do ustąpienia ze stanowiska 28 stycznia br. Kliczko ma pretensje do zachodniej Europy nie tylko w jego sprawie. Przede wszystkim żali się na słabe wsparcie protestujących na Majdanie. Irytuje go pasywność UE, a w kraju obarczanie go współwiną za uliczne burdy z policją, choć on sam wzywał ukraińskich „narodowców”, aby „nie niszczyli” trwającej tam rewolucji. Kliczko dwoi się i troi, prosi, wzywa, apeluje... I co? I nic. Już w niedzielę wrócił z „innego świata” do mroźnego Kijowa. Co dalej? Tego nie wie nikt.

Jego cel na dziś brzmi:

Zostaniemy tu dopóty, dopóki Janukowicz nie ustąpi!

- zapewnia. Ustąpi, nie ustąpi, wprowadzi stan wyjątkowy, nie wprowadzi, przeciągnie konflikt do wyborów i przegra, czy znów wygra...?, odpowiedzi na te pytania nadejdą wkrótce. W wyobrażeniach Kliczki miejsce Ukrainy jest w rodzinie Unii Europejskiej. Tyle, że Kliczko, to jeszcze nie cała Ukraina, wielu jego rodaków widzi przyszłość ojczyzny w ścisłym sojuszu z Rosją. A Rosja podsuwa Ukraińcom a to marchewkę, to znów grozi i uzmysławia, jaką katastrofę przeżyliby, gdyby zechcieli zerwać więzy z Moskwą. Ukraińcy mszą dokonać zaiste koszmarnego wyboru między dżumą a cholerą. Ich członkostwo w wymyślonej i krok po kroku tworzonej przez prezydenta Władimira Putina unii euroazjatyckiej uczyniłoby z Ukrainy na powrót państwo satelickie, uzależnione od Kremla. Z drugiej strony, prócz moralnego wsparcia i mglistej nadziei na lepszą przyszłość Unia Europejska nie ma ukraińskim aspirantom niczego do zaoferowania.

Przykra dla Kliczki prawda jest taka, że „inny świat” nie chce Ukrainy we wspólnocie. Nikt jednak nie ma odwagi powiedzieć otwarcie: wasze członkostwo w UE jest w najbliższych dziesięcioleciach wykluczone.

Przyczyn jest kilka. Po pierwsze, zachodniej Europie bardziej zależy i bardziej opłacają się dobre stosunki z Rosją, niż z ukraińskim, relatywnie słabszym bankrutem. Nawet, jeśli w stolicach państw UE nie podobają się autorytarne rządy Putina, robią i będą robiły wielomiliardowe, lukratywne geszefty z jego krajem. Nie bez znaczenia dla UE jest przy tym utrzymanie choćby koślawej, to jednak stabilizacji politycznej w całym regionie euroazjatyckim, z Chinami włącznie; Rosja i Kraj Środka podpisały umowę o partnerstwie strategicznym, szczycą się „najlepszymi w historii” stosunkami bilateralnymi, zawierają gigantyczne kontrakty gospodarcze i handlowe (tylko koncern paliwowy Rosnieft podpisał umowę o wartości ponad ćwierci biliona dolarów), w ubiegłym roku odbyły się również chińsko-rosyjskie manewry na morzu i lądzie... Na tej szali Ukraina ma dla wspólnoty o wiele mniejszy ciężar gatunkowy, ani Berlin, ani Paryż, ani Londyn i inne stolice nie chcą wtykać rąk między drzwi.

Po drugie, Unii po prostu nie stać na finansowe wsparcie ukraińskich przemian; nawet gdyby mogła wysupłać jakieś miliardy, musiałoby to odbyć się kosztem poszczególnych państw członkowskich, w tym przede wszystkim tzw. netto-biorców, a więc także Polski, które same są w potrzebie...

Po trzecie, nawet gdyby była wola przyjęcia Ukrainy do UE, której nie ma, i pieniądze, których też nie ma, nikt nie da gwarancji, że sama Ukraina wytrzyma uciążliwości wynikające z jej hipotetycznej akcesji. Bruksela nie chce składać ukraińskim politykom i proeuropejskim liderom opozycji żadnych obietnic, co do pełnoprawnego członkostwa ich kraju we wspólnocie choćby w dalekiej perspektywie. W swej dyplomatycznej ekwilibrystyce politycy europejscy nie wspominają, co nie znaczy, że nie zdają sobie sprawy z niejako zaprogramowanych problemów, które spowodowałoby zbliżenie z niezależną Ukrainą, jak np. z jej wschodnią częścią ciążącą ku Rosji, nie mówiąc o takich „drobiazgach”, jak zagwarantowana na dziesięciolecia obecność rosyjskiej Floty Czarnomorskiej na terenie tego kraju...

Po czwarte, Unia boryka się z własnymi, poważnymi problemami, w tym z tendencjami dezintegracyjnymi, z wydobywaniem europejskich południowców z finansowej zapaści i kryzysu gospodarczego, czy np. z urzeczywistnieniem kontrowersyjnej koncepcji unii bankowej.

Reasumując, Unia wyraża zaniepokojenie wydarzeniami na Majdanie, a nawet upomina Putina, są to jednak jedynie słowa, słowa, słowa... Na więcej ze strony polityków z „innego świata” aktywny Kliczko nie ma co liczyć. Gesty i propozycje skierowane do Ukraińców, jak przebąkiwana tu i ówdzie możliwość wprowadzenia ruchu bezwizowego, żeby zobaczyli sobie ten „inny świat”, to blichtr. Z pewnością nie byliby to turyści z wypchanymi portfelami, lecz ludzie w potrzebie, a zgodę na zniesienie wiz musiałyby wyrazić wszystkie państwa członkowskie. Na taki konsensus nie ma dziś co liczyć, choćby z uwagi na obawy o wzrost nielegalnego zatrudnienia i strach przed napływem przestępców z importu; rzecz jasna, nie wszyscy Ukraińcy są potencjalnymi kryminalistami, podobnie jak Polacy, ale nie da się ukryć, że za sprawą naszych rodaków o lepkich rękach w niemieckim pasie przygranicznym przestępczość zaczęła bić rekordy. Z tych samych powodów niektóre kraje wspólnoty blokują przystąpienie do układu z Schengen należących przecież już do UE Rumunów i Bułgarów.

Szpagat Ukrainy jest nieznośny dla jej społeczeństwa. Sam Witalij Kliczko miota się, między chcieć i móc - może niewiele, poza np. pisaniem korespondencji na zamówienie „Bilda”, o tym, co słychać na Majdanie. Ten poczytny, niemiecki tabloid ma „story” ze świata, któremu współczuje, ale raczej by nie chciał się z nim dzielić. Jeszcze nie tak dawno „Bild” podziwiał polski przełom i ruch Solidarności, po czym pokrótce, w krzykliwych tytułach ostrzegał Niemców przed „zalewem” milionów polskich bezrobotnych i przestępców...

Współczucie nic nie kosztuje. Jaką można mieć dziś radę dla Ukraińców? Przede wszystkim, muszą dojść sami ze sobą do ładu. W odróżnieniu od Polski, proeuropejski ruch nie skupia całego ukraińskiego narodu, jak niegdyś wielomilionowe członkostwo i społeczne poparcie dla Solidarności. Czy nasi wschodni sąsiedzi będą potrafili zjednoczyć się i obiorą długotrwałą drogę do „innego świata” ze wszelkimi tego dobrymi i ubocznymi konsekwencjami? To pytanie, na które nie zna odpowiedzi nawet tak zdeterminowany w walce na politycznym ringu, były bokser i korespondent „Bilda” Witalij Kliczko...

 

 

 

-----------------------------------------------------

-----------------------------------------------------

Polecamy wSklepiku.pl!

"Unia Europejska"

Unia Europejska

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych