W Niemczech zawrzało - we wtorek, w siedzibach chadeckiej Fundacji Konrada Adenauera w Petersburgu i bliskiej lewicy Fundacji Friedricha Eberta w Moskwie pojawili się o poranku rosyjscy rewizorzy, zabrali komputery, dokumenty, a zostawili wezwania dla pracowników tych organizacji do prokuratury.
Powód? Oficjalnie, chodzi o „kontrolę”, czy używane przez nich oprogramowanie komputerowe ma licencje i nie jest pirackie oraz, czy sumiennie płacą podatki i inne należności wynikające z działalności tych przedstawicielstw na terenie Rosji.
Każdy pretekst jest dobry. W oczach niekoronowanego cara Rosji Władimira Putina zagraniczne organizacje pozarządowe to siedliska szpiegów.
W poniedziałek podobny nalot urządzono nawet na moskiewskie biuro Amnesty International. Wcześniej takie działania doprowadziły do ochłodzenia stosunków Wielkiej Brytanii z Rosją. Dziś także w berlińskich kuluarach mówi się o „epoce lodowcowej” w relacjach niemiecko-rosyjskich. Rewizja w fundacjach KAS i FES w Moskwie i Petersburgu ma jednak szczególny wydźwięk, gdyż Niemcy były do tej pory uważane za najbliższego, mimo różnorakich turbulencji, partnera Rosji w Europie.
Kanclerz Angela Merkel odbiera kolejną lekcję od Putina. Pierwszej udzielił jej przed sześciu laty w Soczi. Były agent KGB w Dreźnie musiał wiedzieć, że była w młodości pogryziona przez psy i ma do nich uraz. Podczas spotkania z Merkel wpuścił do sali kominkowej swą wielką, czarną labradorkę „Koni” i spytał z uśmiechem po niemiecku: „Mam nadzieję, że panią nie wystraszy?” Merkel zesztywniała w fotelu...
Aby dobrze to sobie zapamiętała, na odchodne wręczył jej jeszcze pluszową maskotkę czworonoga; niech wie, że „carowi” Rosji nie wchodzi się paradę i nie zadaje głupich pytań, jak np. wówczas o szantaż energetyczny, embargo na towary z importu, czy śmierć Anny Politkowskiej.
Merkel nie cierpi „macho”- Putina, notabene z wzajemnością. W imię, jak to określano w RFN, „nowego rozdziału niemiecko-rosyjskiej przyjaźni” kanclerz Helmut Kohl pocił się z Borysem Jelcynem w łaźni, a jego następca Gerhard Schröder awansował Rosję na „strategicznego partnera Niemiec”, jeździł do Putina na noworoczne sanny z pochodniami, zaś ten przywoził mu na urodziny do jego domu w Hanowerze chór kozaków śpiewających po niemiecku. Gdy przyjaciel „Gierd” stracił władzę, został najlepiej opłacanym na świecie cerberem Putina przy budowie bałtyckiego gazociągu.
Lekcja udzielona Merkel w Soczi zbiegła się z imprezą, którą Schröder zorganizował wraz z doradcą prezydenta Rosji Igorem Szuwałowem w Berlinie: panowie zaprosili do luksusowego hotelu „Adlon” pod Bramą Brandenburską kilkuset prominentnych gości. Były kanclerz potępił w czambuł politykę Merkel, rozpływał się natomiast nad przymiotami „kryształowo-czystego demokraty” Putina, po czym utopił gości w rosyjskim szampanie i kawiorze.
Po tej szampańsko-kawiorowej zażyłości nie ma dziś śladu. Wychowaną w komunistycznej NRD kanclerz i byłego rosyjskiego agenta-prezydenta łączą przede wszystkim wspólne interesy gospodarcze - pecunia non olet. Na terenie Rosji zakotwiczyło kilka tysięcy niemieckich firm, coraz większe wpływy, zwłaszcza w sferze energetyki, mają rosyjskie koncerny w RFN.
Na niwie polityki międzynarodowej między oboma krajami wieje syberyjski chłód. Krótko po przejęciu władzy następczyni Schrödera odbudowała zrujnowane przez niego stosunki transatlantyckie, co dla Putina z wielkomocarstwowymi ambicjami było dostatecznym powodem do znienawidzenia Merkel.
Unia Europejska, to według niego „mizerny twór”, silnym byłaby „unia euroazjatycka” - wielka strefa wpływów, którą chciałby współtworzyć i podzielić z Niemcami, oczywiście jako „przeciwwagę dla USA”. Merkel, która stara się uzmysłowić Putinowi, że UE to coś więcej niż strefa wolnego handlu, okazała się bezużyteczna, a nawet szkodliwa, czego dowodzą wydarzenia z ostatnich dni; to ją Kreml uważa za głównego sprawcę „złodziejstwa” - jak określił premier Dmitrij Miedwiediew - części rosyjskich lokat bankowych na Cyprze, szacowanych na 24 mld euro.
Czy Putinowi puściły nerwy? Czy rewizje w niemieckich fundacjach w Moskwie i Petersburgu były odpowiedzią na postawę Merkel w kwestii cypryjskiej? Oficjalnie nikt tego nie potwierdzi. Pewne jest tylko to, że oboje darzą się szczerą antypatią. Niekoronowany car Rosji dałby dziś wiele za porażkę pani kanclerz we wrześniowych wyborach i powrót lewicy do władzy.
Zaledwie kilka godzin po wizycie rosyjskich rewizorów w biurach niemieckich organizacji, szef dyplomacji RFN Guido Westerwelle wezwał do siebie w Berlinie wysłannika Moskwy, by przekazać mu wyrazy „zaniepokojenia rządu federalnego”. Przeceniać tych zdarzeń jednak nie należy.
Niemców i Rosję łączy coś, co w języku Goethego określa jeden wyraz: Hassliebe, czyli silny stosunek emocjonalny, balansujący między odrazą a uwielbieniem…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/153918-epoka-lodowcowa-miedzy-rfn-i-rosja-skandaliczna-rewizja-w-niemieckich-fundacjach