Cywiński dla wPolityce.pl: Więcej, czyli… mniej. Prawda czasu i „prawda ekranu” o budżecie UE i miliardach dla Polski

fot. PAP / L. Szymański
fot. PAP / L. Szymański

„Yes, yes, yes…!”, premier Donald Tusk przeżył w Brukseli „jeden z najszczęśliwszych dni w życiu”. Dostaniemy więcej niż się spodziewaliśmy, huknęły media, bo „441 miliardów złotych!”, zachłystuje się „Fakt”, „Gazeta Wyborcza” czy rozpromieniony Piotr Kraśko w głównym wydaniu „Wiadomości” TVP. Słowo „sukces” odmieniane jest przez wszystkie przypadki, szampan w lodówce prezydenta Bronisława Komorowskiego już się chłodzi. Krzykliwe tytuły i magia liczb robią swoje. Magia, czyli niezwykła siła oddziaływania i wywierania wpływu, w oparciu o siły nadprzyrodzone, opanowane za pomocą zaklęć i obrzędów…

Nie chcę psuć dobrego nastroju, jednak rzeczywistość nie jest aż tak radosna. Po pierwsze, nie „otrzymamy” 441 mld złotych, gdyż od tej liczby należy odjąć około 125 mld składek, które Polska musi wpłacić do unijnej kasy. Per saldo dostaniemy o około jedną trzecią mniej, ale, „441 mld” na ekranach telewizorów i w gazetowych tytułach wygląda bardziej efektownie… Jest jednak niczym innym, jak tylko manipulacją. Po drugie, według tych samych, entuzjastycznych doniesień, w nowym budżecie UE „uzyskaliśmy o 4,5 mld euro więcej” niż w poprzednim, tyle, że owa kwota de facto nie rekompensuje nawet w połowie straty wnikającej z inflacji, która tylko w ubiegłym roku wyniosła we wspólnocie około 2,5 proc. Łatwo obliczyć, ale kto będzie liczył… Po trzecie, 28,5 mld zł „wywalczonych” dla rolników, to w porównaniu z dzisiejszym poziomem dopłat, notabene niższym od średniej w UE, jeszcze mniej, dokładnie o 7 mld. Reasumując, uzyskaliśmy więcej, czyli mniej.

Jak uspokaja minister rolnictwa Stanisław Kalemba, niedomiar w funduszu dla chłopów można będzie wyrównać poprzez „przesuwanie środków”, znaczy, zabranie pieniędzy przeznaczonych dla innych i na inne cele. Pozostaje kwestia natury ogólnej: jak głoszą multimedialne newsy, „Polska jest największym beneficjentem” unijnego budżetu. To jedynie część prawdy, zamazująca rzeczywistość, bowiem brane są pod uwagę wyłącznie sumy otrzymywane przez tzw. netto-biorców w UE. Polska jest w tej grupie państwem największym, a więc w tym zestawieniu otrzymuje najwięcej pieniędzy. Jednak w przeliczeniu „na głowę”, największymi beneficjentami są kolejno: Węgry, Litwa, Grecja i Łotwa. Nasz kraj znajduje się dopiero na piątym miejscu. Podobnie wygląda lista biorców przy procentowym uwzględnieniu dofinansowania w stosunku do wydajności gospodarek: pierwsze trzy miejsca zajmują Węgry, Litwa i Łotwa. Polska jest czwarta…

Ale, pal sześć tabelki i zestawienia. Premier ma pełne prawo czuć się szczęśliwy, bo co by było, gdyby nie dostał tych trzystu miliardów, które obiecał Polakom w kampanii wyborczej. Szef rządu „zadedykował je bezrobotnym”. Też efektownie, ale sama dedykacja nie wyhamuje rosnącego bezrobocia w naszym kraju, które zmierza już do 15 proc. i nie zagwarantuje zatrudnienia 30 proc. wykształconej, bezrobotnej, polskiej młodzieży. Brukselska manna, jaka by nie była, nie zalepi reformatorskiej bezczynności. Jak przekonuje rządowa spółka PO-PSL, wszystko przez ten kryzys, a w ogóle nie jest u nas tak źle, bo inni mają jeszcze gorzej, taka np. Grecja, Portugalia czy Hiszpania… Czysty machiawelizm, a dlaczego nie porównywać się do lepszych? Średnia bezrobocia w UE wynosi 10,7 proc. Mimo kryzysu, w RFN pracy szuka dwukrotnie mniej ludzi niż w Polsce, bo około 7 proc. obywateli.

„Spodziewaj się najlepszego, ale licz się z najgorszym”, mówi chińskie przysłowie. Unijne pieniądze mogą wspomóc wzrost naszej spowalniającej gospodarki i zatrudnienia, lecz tylko wtedy, gdy dokonane zostaną reformy, o których - cisza. Poza tym, podział unijnych funduszy na najbliższe lata nie jest wcale pewny. Wspólnota dzieli pieniądze, których jeszcze nie ma. Limit wydatków w nowym budżecie określono na 959 mld euro, a do unijnej kasy wpłynie… 908 mld. Niemiecki przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz już zapowiedział, że nie podpisze się pod budżetem z zaplanowanym deficytem. Weto posłów PE różnego kolorytu, od konserwatystów, przez liberałów i zielonych, po czerwonych wisi w powietrzu.

„To dopiero początek procesu, kolejnym krokiem będzie uzyskanie akceptacji Parlamentu Europejskiego”, studzi entuzjazm szef Komisji Europejskiej, Portugalczyk Jose Manuel Barroso. Ale, jeśli nawet frakcje PE przystaną na to, co wynegocjowali szefowie rządów 27 państw, istnieje kolejna niewiadoma: zapowiedź premiera Davida Camerona o przeprowadzeniu referendum w sprawie członkostwa Wielkiej Brytanii. Jeśli do tego dojdzie i wyspiarze opowiedzą się za porzuceniem UE, wtedy brukselskie założenia finansowe będą miały jedynie wartość papieru, na którym zostały spisane.

Budżet „nie jest idealny, ale jest w nim coś dla każdego”, podsumował szef Rady Europejskiej Herman van Rompuy. Zgadzam się, coś w nim jest. Przede wszystkim, przyrzeczenie wielomiliardowych sum bez gwarancji wypłaty. Z brukselskiego pokera premier Tusk wraca szczęśliwy, propagandowo wyszło perfekcyjnie. Euforię, rozdmuchaną przez media, da się wytłumaczyć tzw. głupawką podyżurową - stanem podniecenia wynikającym ze zmęczenia. Jak śpiewał, nomen-omen, Perfect, „gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz”, można spodziewać się bardziej rzeczowych analiz i ocen, w co przynajmniej chciałbym wierzyć…

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych