Haratnąć w fotoradary. Prof. Aleksander Nalaskowski specjalnie dla wPolityce.pl o cynicznym przykrywaniu łupienia obywateli

Prof. Aleksander Nalaskowski. Fot. wPolityce.pl
Prof. Aleksander Nalaskowski. Fot. wPolityce.pl

Trawestując słowa autora czy współautora nowych zasad  stosowania fotoradarów i generalnie wzmożenia opresyjności tzw. „drogówki” mógłbym powiedzieć, że mógł to wymyślić tylko facet, który do domu lata samolotem albo przemieszcza się konwojem przekraczającym wszystkie normy drogowe, bo ubezpieczonym przez BOR-owskie limuzyny z kogutami na dachu.

 

Stosowanie retoryki, że idzie o bezpieczeństwo na naszych drogach jest cyniczną kpiną i bezwstydnym (bez wysilania się na wiarygodność) przykrywaniem łupienia obywateli na wszystkie możliwe sposoby. A teraz będzie w punktach. Będę nas czasem porównywał z sąsiadami z Zachodu.

1. W Polsce jest ok. 2500 km dróg szybkiego ruchu, z których połowa wyczerpuje kryteria autostrad. W Niemczech jest prawie 13000 dróg szybkiego ruchu z czego ponad ¾ to autostrady. To cywilizacyjna i techniczna przepaść. I chociażby z tego powodu porównywanie śmiertelności w wypadkach drogowych nie ma najmniejszego metodologicznego sensu. Powtarzam: to nieporównywalne! Wyświetlane przez rozmaite stacje telewizyjne mapki i procenty mające porównywać nas z innymi krajami (w tym Czechami czy Węgrami) nie ma sensu. To dyskusja o tym czy auto jest sprawne czy srebrne.

2. Budowa autostrad, mimo retoryki „modelowego” ministra infrastruktury pod jego wodzą została spowolniona, a niemal ustała. Pod Toruniem od pewnego czasu (bodaj od pół roku) już spory odcinek takiej budowy „obsługują” złomiarze i inni specjaliści od demontażu. Nie pilnuje jej już firma, która całe miesiące temu zeszła z budowy i nie pilnuje jej nikt inny. Nie należy bowiem ta niedokończona droga do nikogo.

3. W retoryce premiera i jego rządu pojawia się nowy element mający stanowić grunt dla wizerunku „nowego Polaka”. Do naszego wrodzonego antysemityzmu, do naszej powszechnej homofobii, do naszej moherowej tożsamości i odradzającego się faszyzmu dorzuca się kolejną paskudną wadę – jesteśmy drogowymi kretynami traktującymi auta jak narzędzia zbrodni. Ot, naród debili.

4. Tymczasem - statystyki wypadków (za cały 2012 rok jeszcze nie są podane), ale za okres 10 miesięcy czyli styczeń-październik 2012 mają się tak: było w Polsce 30.970 wypadków, w których zginęło 2920 osób. Natomiast Niemcy podają w tym samym okresie 2012 r. liczbę 330.863 wypadków i 3089 zabitych we wszystkich landach łącznie. Przy takiej liczbie autostrad i legendarnej wręcz kulturze jazdy! I nie ma sensu argumentacja, że tam jest więcej aut i ludzi, bo jest tam nade wszystko brak ograniczenia prędkości na autostradach i sześciokrotnie więcej najbezpieczniejszych dla ruchu autostrad, a ludzi jest ledwie dwa razy więcej. Jak na tę liczbę aut, autostrad i ludzi- Niemcy są w porównaniu z nami drogowymi samobójcami. A gdyby mieli takie drogi jak nasz „tuskoland”, to w ciągu kilku lat by się bodaj wszyscy pozabijali.

5. Dodam, że według (jeszcze nieoficjalnych) danych policyjnych za cały rok 2012, w Polsce doszło do 36,5 tys. wypadków drogowych. Zginęło w nich wyraźnie mniej niż w 2011r. i bodaj najmniej od 1989 roku. Po prostu – oddano do użytku parę odcinków szybkiego ruchu i autostrad. Zatem nieco więcej stłuczek, ale mniej trupów bo więcej autostrad. Proste? Proste.

6. Chciwość rządu wymierzona w kierowców może mieć swoje określone skutki gospodarcze. Ograniczy w sposób istotny wolę obywateli do poruszania się własnymi pojazdami (mandaty, punkty karne, wszechwładza drogówki), a to znaczy, że mobilność społeczna (niezbędna przy narastającym bezrobociu) ulegnie redukcji, a tym samym ulegnie redukcji istotne narzędzie w walce z bezrobociem. Ale Vincent się za to ucieszy.

7. Polacy nie jeżdżą źle! To mit wmawiany nam od kilku lat mający uzasadnić udręczenie kierowców i wyrwanie im z kieszeni kolejnego, ukrytego tym razem podatku. Jak w każdym kraju za kierownicą siadają czasem idioci, ale miażdżąca większość polskich kierowców to ludzie uprzejmi, rozsądni i całkowicie normalni w tej nienormalnej zupełnie sytuacji drogowej Polski.

Poprawa bezpieczeństwa na polskich drogach (a mamy tu szansę być europejską „zieloną wyspą”!) winna mieć zupełnie inny porządek gdyby istotnie o nią chodziło, gdyby nie była fasadową retoryką rządu, gdyby nie była kolejną drwiną z Polaków.

I znowu w punktach.

1. Rozbudować, a może po prostu dokończyć (!?) sieć autostrad. Spowolnienie (ustanie) tego procesu jest absolutną kompromitacją rządzących. Kwestia lotniska w Modlinie to przy tym pryszcz! Jak można patrząc prosto w kamerę opowiadać brednie o konieczności pomnożenia fotoradarów jednocześnie taktycznie milcząc o poprawie drogowej infrastruktury. Jest to możliwe wyłącznie przy poczuciu absolutnej bezkarności.

2. Oczyścić Polskę z wszechobecnych reklam, banerów, tablic ogłoszeniowych od których roją się polskie drogi. Mają one ewidentny wpływ na bezpieczeństwo jazdy. Na drodze i przy niej winny się znajdować wyłącznie znaki drogowe! A przede wszystkim wydać absolutny i bezwzględny zakaz stosowania reklam świetlnych (odmiana telebimów), które błyszcząc na czerwono, żółto czy zielono, albo niebiesko nadużywają barw stosowanych d ruchu drogowym (sygnalizacja świetlna i pojazdy uprzywilejowane). Powinno dotyczyć to także miast. Dość tej tandety i kiczowatego, niebezpiecznego drogowego show!

3. Zrewidować, ale uczciwie i faktycznie (jedno i drugie dla władzy raczej niedostępne), samowolkę w ustawianiu znaków „teren zabudowany”. Dość już sytuacji gdy jadąc między kukurydzą a żytem widzimy wyskakującego z lizakiem policjanta, który nas informuje, że jadąc 69 km/h byliśmy na terenie zabudowanym.

4. Bezwzględnie eliminować z ruchu nietrzeźwych kierowców. Minimum na 10 lat. Bez względu na skutki jazdy po głębszym.

5. Uelastycznić reakcje policjantów. Winni nareszcie nauczyć się odróżniać wykroczenie drogowe od stworzenia sytuacji niebezpiecznej na drodze. Od tego winna być zależna sankcja. Ale tu trudność –trzeba by im zbadać IQ… No i nie przyuczać do fachu, ale wykształcić. Vincent na to nie da.

6. Zmienić strategię profilaktycznego działania policji. Winna być ona obecna tam gdzie istotnie dochodzi do wypadków i zdarzeń drogowych, A nie czaić się w buraczanych zagonach co jest wciąż powszechną praktyką.

A najprościej byłoby ogłosić narodową zrzutkę po 200 zł rocznie od obywatela na „kreatywną księgowość” rządu miast wmawiając nam, że idzie o bezpieczeństwo ograbiać kierowców za pośrednictwem mówiących fatalną polszczyzną gliniarzy. Wprowadzić „tuskodatki” i zlikwidować fotoradary.

I tyle

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.