Cóż, tak się składa, że zgadzam się w sprawie polowań z profesor Środą. Jest jedno „ale”. Duże „ale”

fot. sxc.hu
fot. sxc.hu

W naszym dzisiejszym świecie, gdzie życie umysłowe polega na wojennych okrzykach i odgrywaniu gotowych, czysto plemiennych ról, to niewątpliwie zła wiadomość. Człowiek czyta felieton Magdaleny Środy, w „Gazecie Wyborczej” na dokładkę,  i odkrywa – nie po raz pierwszy  -  że mógłby się pod nim podpisać.

Chodzi o wczorajszy felieton „Piękna tradycja” poświęcony polowaniu i myślistwu. Profesor Środa nie była mi potrzebna aby dojść do podobnych przemyśleń, ale nie da się ukryć, że są one podobne. Od dzieciństwa nie trawiłem polowań i kultury myśliwskiej. Nie pojmowałem co w niej jest fajnego, a ludzi którzy ją afirmowali i praktykowali, podejrzewałem o zwykłą niewrażliwość. Nie zmieniłem tu zdania.

Rozumiem, że polowania to mocna tradycja, wywodząca się z czasów, kiedy człowiek zdobywał w lesie jedzenie. Że niełatwo z nią walczyć, bo jest, jak to mówią mądrzy ludzie, „uwarunkowana kulturowo”.  Niemniej, nie zamierzając całkowicie polowań zakazywać, nie rozumiem, jak można mazać się zwierzęcą krwią, wieszać sobie skórę czy poroża (czyli kawałek trupa) na ścianie i uznawać się za człowieka wrażliwego. Być może to moje niezrozumienie świadczy o tym, że jak z kolei jestem mięczakiem, ale nie zamierzam się wstydzić.

W cyklu filmów poświęconych seryjnym mordercom usłyszałem ostatnio myśl jednego ze specjalistów, że znęcanie się nad zwierzętami poprzedza bardzo często mordowanie ludzi. Naturalnie amatorzy myślistwa natychmiast zaczynają recytować, jak to oni zwierzęta kochają i jak się o nie troszczą, ale układanie ich na poboczu drogi i „gawędzenie z nimi” (a to jeden z myśliwskich rytuałów) jawi mi się jako czyste wariactwo. Psychopaci też często mówią do swoich ofiar.

To samo myśli Magdalena Środa, wyraża swoje emocje tymi słowami co ja. I trudno – trzeba z tym jakoś żyć. To samo czuje i myśli skądinąd na przykład Jarosław Kaczyński. Okazuje się, że jest to jedyna międzynarodówka ponad podziałami ideologicznymi w innych sprawach.

Tyle że te podziały nie tylko nie znikają, ale nabierają dzięki temu ostrości. W poprzednim swoim felietonie we „Wprost” ta sama wielce wrażliwa profesor Środa rozprawiała się z Kają Godek, działaczką pro life i matka dziecka z zespołem Downa, przemawiającą ostatnio w Sejmie,  oskarżając ją naturalnie o „język nienawiści”. Myśl, że w tym sporze tym nie o język chodzi, i nie o recytacje na temat praw kobiety, a na przykład o selekcjonowanie nowych ludzkich istnień według eugenicznych kryteriów, nawet nie zaświta w głowie wielce oświeconej pani profesor. Współczucie? W tym przypadku nieobecne. Wyłączone. Wystarczy prosta operacja językowa, nazwanie „tego” inaczej.

Nie tylko tego. Nigdy nie zapomnę bardzo odległej w czasie, bo z początku lat 2000 wypowiedzi Kingi Dunin z pewnej debaty z przedstawicielami prawicy na łamach miesięcznika „Nowe państwo”. Ktoś, bodajże Ludwik Dorn, pytał, czy oddawanie dzieci parom homoseksualnym, nie grozi ich krzywdą. Pani Dunin, ideowo bliźniacza wobec profesor Środy, odpowiedziała coś takiego (nie cytuję dokładnie, ale oddaję sens): Trzeba zaryzykować, bo chodzi o prawo do szczęścia. Dodajmy, szczęścia homoseksualnych par, a nie owych dzieci.

Podejrzewam, że dla tych pań, i jakże licznych ludzi lewicy, myślistwo warte jest potępiania i zwalczania, bo jest stare i symbolizuje patriarchalną kulturę. Sympatia dla zwierząt zapewne istnieje, ale jest wtórna. Aborcja (lub raczej przyzwolenie na aborcję) jest nowoczesna i symbolizuje prawo kobiet do szczęścia, trzeba więc ją wesprzeć. Znika wrażenie, że mamy do czynienia z ludźmi wrażliwymi.

Temat to ważny, może nawet podstawowy, i to nie z mojej woli. Lewica czuje, że przynajmniej w Polsce trochę traci kontrolę nad narracją, więc podejmuje walkę o język. I zarzucając kręgom konserwatywnym, że to one mają obsesje, poświęca tej walce każdą wolną chwilę, każdy skrawek okładki w kolejnym „Newsweeku” czy w „Polityce”. W tym ostatnim tygodniku zajawiając  tekst Adama Szostkiewicza, wymieniono szereg przedmiotów sporu z Kościołem od aborcji po eutanazję i stwierdzono, że tenże Kościół chce mieć prawo do ludzkiego ciała. Rzecz w tym, że przynajmniej w przypadku aborcji nie chodzi przecież o prawo do własnego ciała, a o uzurpowanie sobie możliwości wydawania wyroku śmierci. Można go nie nazywać „zabijaniem”, ale problem nie zniknie.

Reasumując, mogę wraz z profesor Środą, i z prezesem Kaczyńskim domagać się większej ochrony zwierząt (przypomnijmy niedawny spór o ubój rytualny), ale to ja i prezes Kaczyński staramy się być konsekwentni we współczuciu. Profesor Środa serce ma twarde. I tak już chyba zostanie.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.