Piotr Pacewicz to żaden kontestator czy libertyn, raczej zwykły inżynier Młodziak z „Ferdydurke”. W odpowiedzi Krzysztofowi Kłopotowskiemu

fot.facebook/La finta gardiniera
fot.facebook/La finta gardiniera

W swoim znakomitym książkowym wywiadzie, wydanym pod tytułem „III RP Kulisy Systemu”, którego promocję będę miał zaszczyt jutro prowadzić, prof. Andrzej Zybertowicz oddaje swoisty hołd intelektowi Krzysztofa Kłopotowskiego. Człowieka o nietypowym myśleniu, który często wprowadza na prawicy ferment nie zgadzając się z jej rozmaitymi dogmatami.

Generalnie się z tą pochwałą zgadzam. Często zgrzytam zębami czytając jego teksty, ale nigdy nie ziewam. Jest niezależny, bo idzie pod prąd także mniemaniom środowisk w teorii sobie bliższych. Nie buduje kapliczek. Nie uznaje żadnej poprawności, także tej prawicowej. Co jednak począć, kiedy przekora także chwilami przyrasta do twarzy stając się maską? W felietonie na portalu SDP Kłopotowski skarcił mnie i Anię Sarzyńską z portalu wPolityce, bo nam  się nie podoba pomysł wystawienia w Warszawskiej  Operze Kameralnej  opery o Annie Grodzkiej z librettem Pacewicza. Sarzyńska nieopatrznie wyraziła ubolewanie, że nie starczyło pieniędzy na Mozarta, a starczy na Pacewicza. Kłopotowski  dalejże się naśmiewać przypominając, że i bohater „Don Giovanniego” był libertynem, i autor libretta. Ten ostatni to na dokładkę mason. „Czy koleżanki i koledzy z prawicy już się przeżegnali?” – pyta figlarz z Nowego Jorku.

Wizja, że ja czy Sarzyńska będziemy zgorszeni XVIII-wiecznym libertynizmem czy masońskością kogokolwiek, mógł się narodzić w głowie blogera Azraela, ewentualnie Magdaleny Środy. Którzy prawicę sami sobie wymyślili i dyskutują nie z rzeczywistością, a z własnymi, pracowicie gryzmolonymi obrazkami. Na tak precyzyjny umysł jak Kłopotowski to schemat wręcz prostacki.

Niepotrzebne jest także przypominanie nam, że w operze najważniejsza jest muzyka, a nie tekst. My to doskonale wiemy. Jeśli jednak zabrakło pieniędzy na muzykę Mozarta, o której wiemy już, że jest wybitna, a znajdują się pieniądze na muzykę kogoś, kogo nazwisko nic nie mówi (Kłopotowskiemu  najwyraźniej też nie, kompozytora przecież w ogóle nie wymienia), mamy prawo podejrzewać, że nie o zestawianie walorów muzycznych tu chodzi.

A jeśli nie o to, to o co? Mamy prawo podejrzewać, że ma to być ideologiczny manifest. Z pani poseł Grodzkiej robiono już test na tolerancyjność polskiego parlamentu, teraz być może ma być testem na tolerancyjność widzów polskiej opery. Jeśli to jest sprzeczne z kanonami sztuki operowej, w której chodzi o walory muzyczne przede wszystkim, to nie do nas o to pretensje. Nikt z „tamtej strony” nie anonsuje przecież wybitnej muzyki. Nieprzypadkowo Pacewicz przyćmił kompozytora. Czy atakujemy akt obyczajowej odwagi, dzieło kontestacji, jak sugeruje Kłopotowski? Takie podejrzenia są zabawne w epoce, kiedy bunt i nieobyczajność to element rytuału i poprawności politycznej.

„Odebraliście nam nawet prawo do buntu” – mówi Artur w „Tangu” Mrożka i do tej sytuacji ta uwaga też się pewnie odnosi. Czytuję Piotra Pacewicza i kontestacji nie odnajduję w jego tekstach za grosz. Frywolności także. To autor dziarskich pogadanek o postępie, czasem o seksie, o czym opowiada tonem harcerskiego instruktora.

Skoro przy literaturze jesteśmy, mnie pan autor libretta kojarzy się nie z XVIII-wiecznym buntownikiem, a ze zwykłym inżynierem Młodziakiem z „Ferdydurke” Gombrowicza. Czy promowanie twórczości inżyniera Młodziaka  trzeba zwalczać? Ja nie zwalczam, przypominam tylko o problemie publicznych pieniędzy wspierających te czy inne dzieła. O problemie, który za czasów Mozarta w ogóle nie istniał. Czym mniej będzie pieniędzy na chore dzieci, tym mocniej będziemy się przyglądać każdej złotówce. Czy należy w związku z tym finansować politgramoty inżyniera Młodziaka, do którego ktoś dopisze obojętnie jaką muzykę, żeby nas przeegzaminować z nowoczesności? Ja uważam, że to co najmniej wątpliwe.

Kłopotowski nic nie uważa, bo zagranie na nosie rzekomym świętoszkom jest dla niego w tym momencie celem samym w sobie. Że tak się zachowuje człowiek, który uważał „Dziecko Rosemary” Polańskiego za dzieło stricte satanistyczne, z czego ja się kiedyś nabijałem – to jeszcze dodaje naszemu sporowi smaczku. Ale pytanie, na co oddawać nasze pieniądze, a komu ich odmawiać, jest jak najbardziej poważny.

 

 

---------------------------------------------------------------------

---------------------------------------------------------------------

Uwaga!

Czwarty numer miesięcznika "W Sieci Historii"z nowym dodatkiem już do nabycia w naszym sklepie wSklepiku.pl!

Polecamy i zapraszamy!


Miesięcznik

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.