Dlaczego nie powiedzieć głośno, że Łuczywo i Rapaczyńska się kochały? Że to już starsze panie? A ile lat mieliby bohaterowie „Kamieni na szaniec”?

Kadr z filmu "Akcja pod Arsenałem", Fot. Youtube.pl
Kadr z filmu "Akcja pod Arsenałem", Fot. Youtube.pl

Zgodnie z moimi przewidywaniami „Wyborcza” nie odpuszcza. Punkt pierwszy to wykładnia książki „Kamienie na szaniec” autorstwa Elżbiety Janickiej. Wykładnia  przefiltrowana przez dwie obsesje ponowoczesnych elit: dopatrywanie się we wszystkim antysemityzmu (także poprzez zaprzeczenie: kto nie pisze o problemie, ten wróg), oraz opis wszystkiego przez pryzmat seksu. Ta wykładnia jest sprzedawana jako coś może i „kontrowersyjnego” (ukochane słowo wytrych), ale twórczego. Bo wszak, dlaczego mamy nakładać swojej myśli wędzidła?

Punkt drugi to konieczność opublikowania paru protestów i zastrzeżeń. Weterani tamtej wojny się na taką interpretację nie zgadzają? Ależ mają prawo, my publikujemy głosy ze wszystkich stron. Polemiki są kulturalne, próbujące objaśnić doktor Janickiej, że czarne nie jest białe. Gdyby widziała krasnoludki na cudzych ubraniach, też byśmy się brali za rozkoszną sztukę konwersowania?

Ale natychmiast pojawia się punkt trzeci: głos ludu. Któż powie ci prawdę, jak nie dziecko? Może nie dziecko, ale uczennica, która pojawia się jak na zawołanie i oznajmia, że ona tak właśnie odczytała „Kamienie na szaniec”. Przecież mówili, że się kochają, chcieli razem mieszkać. Kto? Zośka i Rudy.

No a skoro ktoś twierdzi, że tak to odczytał, to najwyraźniej tak też można. Wprawdzie list owej uczennicy roi się od nonsensów. Z jednej strony opowiada ona, że wtedy o uczuciach homoseksualnych nie mówiono kiedyś głośno. A skoro nie mówiono, dziś można dopowiedzieć za ówczesnych ludzi wszystko. Z drugiej, zauważa, że Zośka mówił do Rudego w sposób, w jaki dziś jej kolega do innego kolegi by nie powiedział. No więc nie mówiono, czy mówiono bardziej otwarcie?

Ta panienka nie pojmuje, że trzeba się dopiero umówić, aby pewne rzeczy znaczyły „a” a nie „b”. Na tej zasadzie ktoś, kto kiedyś głaskał dziecko po głowie, popełniał najniewinniejszą rzecz ma świecie. Dziś każdy się dwa razy zastanowi, czy nie zostanie uznany za pedofila. Kiedyś pewnym czynom nie nadawano zabarwienia seksualnego. Dziś się nadaje.

Naturalnie wśród mężczyzn, który brali innych mężczyzn za ręce, mogli się też trafić ci o skłonnościach homoseksualnych. Naturalnie przyjaźnie mogły być zabarwione czymś więcej. Tyle że po dziesiątkach lat nie da się tego stwierdzić. Kto twierdzi inaczej, albo jak owa gąska-uczennica nic nie rozumie. Albo, jak redaktorzy „Wyborczej” z rozmysłem kłamie. Kłamie w dziwacznej intencji. Owo rozpychanie się świata homoerotycznego, który wszystko i wszystkich chce zaanektować, ma w sobie coś żałosnego.

Skoro chcemy aby wszyscy byli tacy jak my, próbujemy ich ściągnąć do swojego poziomu. Ergo, przyznajemy, że jest z nami (i z nimi) nie w porządku.

W tym przypadku jest w tym jeszcze coś dodatkowo groteskowego. Janicka próbuje być krytyczna. Przypomina więc na przykład o endeckich afiliacjach bohaterów „Kamieni na szaniec”. To w oczach środowiska czytelników „Wyborczej” okoliczność wybitnie kompromitująca. Afiliacje homoseksualne odgrywają mimowolnie podobną rolę. Na miejscu „Wyborczej” zastanowiłbym się, czy nie wyrządzam swoim przyjaciołom z seksualnych mniejszości krzywdy.

Nota bene owa łatwość ponowoczesnych elit do swobodnej galopady myśli, przy pewnych tematach jednak się kończy. Owszem na dowolne dekonstrukcje skazana jest większość literatury polskiej. Ale czy tematyka żydowska także?

Wygrażanie doktorowi Jasiewiczowi za wywiad dla „Focus Historia” nie ma w sobie nic z owego luzu, z owego pochylania się nad każdym stwierdzeniem jako prawdopodobnym, więc prawomocnym.

Ale dlaczego ograniczać się tylko do literatury? Pamiętam, jak w roku 2004 publiczność śledząca przesłuchania komisji Rywina była zaskoczona zabawnym szczegółem: oto prezes Agory Wanda Rapaczyńska miała ten sam adres co wicenaczelna „Wyborczej” Helena Łuczywo. A skoro uczennica wyprowadza wnioski z chęci wspólnego zamieszkania…

Że to nieprawda? Że Helenę Łuczywo i Wandę Rapaczyńską łączył tylko wspólny adres? Ale wszak daliście do tytułu myśl uczennicy „Ja też myślałam, że oni się kochali. Miłość jest zła?”

Dlaczego więc nie powiedzieć głośno, że Łuczywo i Rapaczyńska się kochały. Czy ich miłość jest gorsza? Że to już mocno starsze panie? A ile lat mieliby dzisiaj bohaterowie „Kamieni na szaniec”?

Zdzierajcie dalej zasłony, zdzierajcie. I patrzcie końca. Swojego.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych