Święty Franciszek, papież Franciszek, Zofia Kossak-Szczucka. Refleksja Zaremby na święta i życzenia

Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Opisałem na tym portalu moją pierwszą reakcję na wybór nowego papieża. Radość szczególna dotyczyła imienia. Co prawda, ponieważ papieżem został jezuita, byłem przekonany, że chodzi świętego Franciszka Ksawerego. Ale papież szybko rozwiał moje wątpliwości, chodzi o Biedaczynę Bożego. Franciszka z Asyżu, mojego patrona od bierzmowania i ulubioną postać z czasów młodości.

„Gazeta Wyborcza” nazywa go w świątecznym numerze „świętym antyklerykałem”. I trochę tak było: Franciszek naruszał reguły rządzące XIII-wiecznym Kościołem.

Choć prawdę mówiąc, ani jako pierwszy ani jako ostatni, przecież na przykład zakony żebracze, głoszące ubóstwo i pracę, nie raz i nie dwa ważyły na sile przekazu chrześcijaństwa. Wydawały nawet papieży ze swego grona. Ale to prawda: Kościół hierarchiczny, oficjalny, miał z „niesfornością” Franciszka kłopot. I nawet po jego śmierci zmienił regułę jego zakonu na mniej surową. Bardziej licującą z ludzkimi pokusami.

A równocześnie święty Franciszek był jako założyciel zakonu owocem natchnienia papieża Innocentego III, jednego z bardziej upolitycznionych ojców Kościoła, troszczących się o jego ziemską potęgę. To on, podobno  pod wpływem swojego proroczego snu, zatwierdził jego regułę. I on rozumiał, że uwikłanej w sto pokus instytucji tacy ludzie są potrzebni.

Ta opozycja była więc faktem, ale nigdy nie stała się definitywna. Franciszek był w końcu rzecznikiem ubóstwa, ale był też rzecznikiem posłuszeństwa.

Podkreślam to dlatego, że boję się sytuacji, kiedy Franciszka z Asyżu, i również próbującego go naśladować papieża Franciszka, sprowadzi się do jakiegoś teatru, na którego końcu będzie zamiar rozbicia instytucji. W imię triumfu innych wartości, a może raczej antywartości, od których świat nie stanie się lepszy.

Muszę skądinąd przyznać, że sam miałem z postacią tamtego Franciszka na początku kłopoty. Wydawało mi się jako dziecku rzeczą wręcz nieludzką takie apelowanie do rozstania się z dobrami materialnymi. Gdyby wszyscy poszli tą drogą, nic by nie działało, nie byłoby społeczeństwa, próbowałem tłumaczyć swojemu księdzu na lekcjach religii.

To skądinąd druga twarz tego problemu. Racja tych, którzy bronili bogactwa i świeckiej siły instytucji, nawet jeśli i oni brnęli w paradoksy, bo przecież ich kościół bywał bardzo grzeszny, głęboko niechrześcijański.

Do Franciszka z Asyżu, do świętego Biedaczyny Bożego, zbliżyła mnie najbardziej Zofia Kossak-Szczucka. Tę pisarkę uważa się dziś za staroświecką. Kojarzy się ją z tęsknotą za polskimi kresami, z endeckimi poglądami i z pomocą Żydom podczas wojny.

Ja ją poznałem jako pisarkę na wskroś nowoczesną. Jej cykl, właściwie trylogia „Krzyżowcy”, którym zaczytywałem się we wczesnej młodości, odpowiadał na moje wątpliwości.

Kossak-Szczucka nie ukrywa przed czytelnikami, że za krucjatami stały także ludzkie ambicje, chciwość, okrucieństwo. Ale pokazuje również motywy wzniosłe, idealistyczne, nawet jeśli nie całkiem realistyczne. Mówi o dążeniu do Boga ludzi niedoskonałych i grzesznych. Stawia pośrednio pytanie, czy w takim świecie, jaki był, inny Kościół w ogóle by przetrwał. Kapitalna obserwacja, warta refleksji do dnia dzisiejszego.

W trzeciej części „Bez oręża” splata się kilka wątków, ale święty Franciszek, dowcipny, wręcz zabawny, a zarazem przejmujący  w wierności samemu sobie,  jest szansą na odnowę Kościoła. Ale ta odnowa nigdy nie będzie pełna, to raczej dążenie do niej.

Nie wyzbyłem się do końca wątpliwości co do zadekretowanego ubóstwa. Ale zrozumiałem w reakcji na co ją oferował światu. I dostrzegłem inne wspaniałe cechy tej postaci, ważne w każdym rozdziale historii Kościoła.

Na przykład pokora z jaką poszedł do muzułmańskiego władcy namawiając go na chwilowy kompromis z chrześcijanami. Była w tym głęboka ewangeliczna wyrozumiałość i życzliwość wobec ludzi innych kultur i religii. Ale nie było w ani jednym momencie poddania własnych wartości. Uznania, że wszyscy mają jednakową rację. Choć skądinąd o tym, że ludzie mają różne, czasem sprzeczne racje Kossak-Szczucka przypominała w swoich powieściach historycznych nie raz i nie dwa. Tego nas po prostu uczy historia.

Na święta wielkanocne życzę wszystkim, aby dotarli raz jeszcze do tych mądrych, arcychrześcijańskich książek. I wyrażam wiarę, że obecny papież podtrzyma stropy naszej świątyni własnymi plecami, tak jak zrobił to święty Franciszek w śnie Innocentego III.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.