Kilka najprostszych uwag na wybór Franciszka I. Poczułem się członkiem społeczności wielkiej, największej

Fot. PAP / EPA
Fot. PAP / EPA

Nie pretenduję do roli znawcy Kościoła Katolickiego i patrzę na niego z perspektywy starego grzesznika. Choć zdaje się, że mądrych specjalnie nie ma. Słuchając najmądrzejszych rozważań przez ostatnie dni, nie słyszałem ani razu nazwiska kardynała Bergoglio jako kandydata. A to będzie on!

Kiedy to się stało, poczułem się nagle członkiem wielkiej społeczności. W moim telewizorze dzwoniły dzwony i odgłos dzwonów dobiegał też zza okna. Obok mojego domu jest Kościół, w lecie ludzie narzekają nawet trochę na te dzwony. Teraz miałem poczucie jakiejś magnetycznej więzi między tym, co obok mego domu i tym co na ekranie.

Patrzyłem na rozradowane twarze wszelkich narodowości. Na zakonnice o ciemnych twarzach. Nie ma większej uniwersalnej społeczności! A zwłaszcza nie ma drugiej tak wielkiej wciąż społeczności, która przy wszystkich potknięciach i błędach jej reprezentantów, przy wszystkich paradoksach i pytaniach o poszczególne kawałki nauczania, skrzykuje się ciągle na rzecz dobra. Na rzecz tego, aby ludzie sobie pomagali. Aby się miłowali.

Nowy papież nie ma aktorskiego daru Jana Pawła II, ani wizerunku ascetycznego intelektualisty, który budził respekt u Benedykta XVI. Zarazem pewna jego nieśmiałość kojarzy się od razu z naturalnością. Jest bliski wiekiem poprzednikowi, kiedy on zostawał papieżem. To musi budzić obawy. Uzdrowiciele Kościoła na własną modłę już snują wizje przyszłych manifestacji na Placu Świętego Piotra. Wiek, stan zdrowia Ojca Świętego, to świetne preteksty.

Franciszek I jest z Argentyny i wnosi wigor nowego kontynentu, siłę żywej tam wciąż religii. Niewątpliwie najwyższy był czas, aby stara Europa się posunęła. Równocześnie może Europejczyk jako nowy papież z jednego jedynego powodu budziłby nadzieje. Bo byłby niejako z pierwszej linii frontu. Tu procesy gnilne zaszły najdalej, a nie ma powodu sądzić, aby nie zawędrowały w przyszłości i na drugą półkulę, wszędzie. Stąd może najlepiej widać zagrożenia.

Ale dziś wydaje mi się to mniej istotne. To zaledwie przypuszczenia, obawy, może nawet omamy. Kolegium kardynalskie działało szybko i precyzyjnie, to z kolei element nadziei. A ten papież Jezuita z tak pięknym imieniem (choć on ma na pewno na myśli Franciszka Ksawerego, ja myślę o Franciszku z Asyżu) może nas zadziwić. Dokonać wielkich rzeczy?

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.