Kampania „Gazety Wyborczej”, a potem innych mediów, wokół fotek dotyczących funkcjonariusza CBA Tomasza Kaczmarka to mieszanina tabloidalnej hucpy i nihilizmu.
Hucpy, bo niezdrowa ekscytacja wywoływana przez tzw Agenta Tomka bez koszuli nie ma nic wspólnego z troską o dobro publiczne. Ciężko się dowiedzieć, co właściwie, poza pewną groteskowością jego pozy, ma być w tym sławnym już zdjęciu złego czy sensacyjnego. A jednak Wyborcza i TVN rozpętują wobec tej postaci zupełnie takie emocje jak tabloidy wobec ministra, którego podpatrzono w knajpie z kieliszkiem wina, albo wobec rzekomo zarabiających zbyt dużo (w stosunku do zwykłego emeryta) polityków.
Przy okazji narusza się ostatnie pokutujące jeszcze w polskich mediach standardy. Część rzekomo istotnych dla stanu naszej demokracji zdjęć uwiecznia całkiem prywatne imprezy. Czy ludzie z Czerskiej chcieliby aby na ich temat debatować na podstawie fotek z imienin dostarczonych cichcem przez nielojalnego redakcyjnego kolegę? Przecież to absurd.
A dlaczego nihilizm? Bo jest to jednak wojna z instytucją stojącą na straży praworządności. Były premier Miller może mówić o „policji politycznej”. Ja odnoszę wrażenie, że chodzi raczej o komfort rzekomych ofiar CBA, na przykład rodziny Kwaśniewskich. Ale jeśli już nawet przyjmujemy konwencję walki z „tamtymi” przeciw „naszym”, to róbmy to za pomocą argumentów merytorycznych, a nie idiotycznych figli. Na miejscu redaktora Czuchnowskiego zamiast grozić Kaczmarkowi sądem, za jego emocjonalne reakcje, wstydziłbym się, że tak łatwo wyprzedałem resztki wizerunku poważnego dziennikarza.
Ale jest coś jeszcze. Od poniedziałku mieniące się poważnymi media debatują o przygodach Agenta Tomka i o jego jedwabnych slipach na samym początku, przed wszelkimi innymi tematami. TVN posuwa się do tego, że czyni główny temat z niepoważnych przepychanek z dawnym funkcjonariuszem CBA na sejmowych korytarzach. W tym czasie ciśnie się pytanie za pytaniem, o stan państwa, o sprawy społeczne. Choćby o robiącą bokami służbę zdrowia.
W czwartek wieczorem będzie debatowany w Sejmie, a w piątek rano być może głosowany, tak zwany pakiet demokratyzacyjny. Rzecz w tym, że PiS domaga się pewnej liberalizacji regulaminu sejmowego. Zniknęłaby tak zwana zamrażarka, gdzie grzęzną opozycyjne projekty, każdy klub miałby prawo do skutecznego zgłoszenia na posiedzeniu jednego punktu porządku dziennego, nie można by blokować prac podkomisji, ani odrzucać w pierwszym czytaniu obywatelskich projektów ustaw.
To wzmacniałoby prawa opozycji, a do pewnego stopnia i samych obywateli. Jest to zgodne z tendencjami światowymi – w takich państwach jak Francja., gdzie rząd i rządowa większość całkowicie panowały nad porządkiem dziennym, daje się ostatnimi laty więcej praw politycznym mniejszościom. Chodzi o to aby parlament nie był tylko maszynką do głosowania, ale miejscem realnej debaty. I o to aby nie przenosiła się ona do mediów, gdzie przypomina popkulturowe igrzyska.
PO zwalcza tę inicjatywę, twierdząc, że my Polacy nie dojrzeliśmy do takiej pełnej demokracji. W komisji pakiet został poparty przez ludowców, ale Donald Tusk nie tylko skrytykował publicznie tę inicjatywę, ale naciskał i naciska nadal na Janusza Piechocińskiego aby ją odrzucono. Uważam to za groźną perspektywę.
Ja wiem, że to nie brzmi tak efektownie jak debata o slipach posła Kaczmarka, ale jest realnie ważne dla równości szans różnych stron politycznych sporów. Po prostu dla naszych praw, bo kontrolować rządzących może przynajmniej do pewnego stopnia dysponująca kompetencjami opozycja.
W „Wyborczej” na ten temat ani słowa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/145980-prawa-opozycji-kontra-slipy-agenta-jak-popkulturowy-cyrk-zastepuje-polityczna-wolnosc-czyli-wyborcza-przebija-tabloidy