Trochę przełom, trochę czarny dzień, taki jest finał publikacji „Rzeczpospolitej”. Ale przy okazji warto postawić pytania o postępowanie samej prokuratury

fot. PAP/Rafał Guz
fot. PAP/Rafał Guz

Dzisiejszy dzień nie przyniósł przełomu, w tym sensie Michał Karnowski i ja słusznie wzywaliśmy do ostrożności. Ale może być kolejnym krokiem w kierunku przełomu.

W końcu ze skądinąd pokrętnych wywodów prokuratora Szeląga wynika, że teoria zamachowa jest dopiero teraz badana na serio przez polski wymiar sprawiedliwości (tak przynajmniej wynika z jej formalnych kroków). I że pobrane „próbki” mogą ją potwierdzić.

Z drugiej strony w jakiejś mierze był to dzień czarny. Przerysowania tekstu w „Rzeczpospolitej” (podejrzliwi będą podejrzewali prowokację informatorów gazety) prowadziły do szczególnego efektu: najpierw poranna eskalacja napięcia, potem nagłe spuszczenie powietrza z balona. Dla przekonanych widzów, obserwatorów, wyborców to tylko potwierdzenie ich podejrzeń. Ale dla reszty? Zwłaszcza dla wahających się, a jest ich skądinąd coraz więcej.

Z tego punktu widzenia teza Jarosława Kaczyńskiego o „zbrodni” (pojawiła się tak naprawdę z taką siłą po raz pierwszy) może się jawić jako wciąż przedwczesna. Mogę uznać, wręcz wiem, że Kaczyński ma wiedzę szerszą, ale formalnie reagował przecież na ów artykuł „Rzeczpospolitej”.

Jeśli przyniesie to w najbliższym czasie obniżenie szans wyborczych PiS (a kampania medialna jest wciąż bardzo silna), tak naprawdę zadziała na rzecz tych, co chcą całą sprawę gmatwać. Nie ma bowiem lepszego sposobu zmuszenia różnych ludzi (w tym prokuratorów) aby się przykładali i niczego ze śledztwa nie ukrywali, jak perspektywa wyborczego sukcesu opozycji. Czym zaś opozycja słabsza, tym więcej zachęt do mataczenia w Polsce. Czysto ludzkie emocje liderów PiS naturalnie rozumiem, ale polityczne skutki takiego falstartu mogą być (choć nie jest to automatyczne) opłakane.

Ale zarazem przy okazji na konferencji Szeląga pokazano nam lub przypomniano kilka szczegółów dotyczących samego prokuratorskiego śledztwa. Przywołajmy niektóre z nich.

- Dlaczego prokuratura wojskowa dokonała takich oględzin wraku tak późno? Z wywodów prokuratora Szeląga można się było dowiedzieć (choć nie były one jasne), że dopiero teraz zaczęto sobie stawiać pytania śledcze, które wymagały takich badań. To by oznaczało, że przez dwa i pół roku prokuratorzy nie brali serio hipotezy zamachu. Przecież w przypadku, gdy rozbija się samolot wypełniony politykami to czysty absurd. Realny powód to oczywiście niedopuszczenie polskiej prokuratury na to lotnisko przez tak długi czas. Żeby to ukryć, wprowadza się opinię publiczną w błąd.

- Dlaczego do dziś nie poddano badaniom laboratoryjnym próbek ze zwłok Janusza Kurtyki i Przemysława Gosiewskiego pod kątem wykrycia ładunków wybuchowych? Od ich ekshumacji upłynął już ponad rok. Prokurator Szeląg tłumaczył, że biegli chcą dokonać oceny „kompleksowej” Przecież to się jawi jako kolejny absurd. I każe zapytać o możliwość prowadzenia przez prokuraturę gry na zwłokę, jeśli nie obstrukcji.

- W jaki sposób prowadzono poprzednie badania na obecność ładunków wybuchowych – te na które powoływał się i MAK i komisja Millera? Jakiej technologii do nich używano, jak długo były prowadzone realne prace, skoro biegłym polskiej prokuratury ma to zająć co najmniej pół roku?

O tym, że cała ta historia przesłoniła niesłychanie ponurą historię samobójstwa chorążego Remigiusza Musia i jego zeznań kłopotliwych dla strony rosyjskiej, i niemniej smutny efekt sekcji kolejnych zamienionych ciał, przypominam już tylko z obowiązku. Dedykuję to tym wszystkim, którzy z pasją zawodowych adwokatów wykazują, że rzecz cała jest jedynie polityczną grą. Mówicie o sytuacji, gdy giną świadkowie, a kolejne rodziny doznają cierpień trudnych do wyobrażenia.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych