Czy rzeczywiście trzeba z Niemcami albo z Rosją? Zychowicz strzela, Szczepan Twardoch kule nosi. "Kaczyński awansuje w tej sytuacji do roli nowego Becka"

Logicznie rozumował pewien polityk PO, który powiedział mi ostatnio: „Rozumiem, że jeśli panowie Zychowicz i Ziemkiewicz chcieliby iść z Hitlerem w roku 1939, to chcą też iść z dzisiejszymi demokratycznymi Niemcami”.

W  sobotniej „Rzeczpospolitej” pojawił się tekst Szczepana Twardocha „Polskość wymyślona na nowo”. Autor to już znany (choć wciąż umieszczany w kategorii „młody”) pisarz. Kiedyś lansowany mocno przez takie pisma jak „Najwyższy czas” czy nawet „Arcana”, ale dziś chyba jeszcze mocniej przez „Politykę”. A w realiach śląskich sojusznik RAŚ w rozmaitych sporach dotyczących tego regionu.

Twardoch podsumowuje debatę o książce Piotra Zychowicza „Pakt Ribbentrop-Beck”. Konkluzją, że gdyby Polacy byli zupełnie innym narodem, mniej sentymentalnym, a bardziej politycznym, nie wyszliby z Polski tak przegrani.

Nawet Zychowicz nie twierdzi z pewnością, że współdziałanie z Hitlerem dałoby mam cokolwiek więcej niż uniknięcie wielkich strat biologicznych. Twardoch zdaje się wierzyć, że wyszlibyśmy z wojny mocniejsi także politycznie. Choć przyznajmy, nie pisze tego wprost.

Józefowi Beckowi Twardoch zarzuca, że wepchnął nas w wojnę z dwoma mocarstwami naraz: Niemcami i Rosją. Przypomnę, że w 1939 roku właściwie nikt z liderów ówczesnej polityki europejskiej akurat paktu Ribbentrop-Mołotow nie przewidział, więc atakowanie za to polskich polityków jest mocno niehistoryczne. Powiem mocniej: jest manipulacją na rzecz założonej z góry tezy.

Ale w tekście Twardocha nie o to tak naprawdę chodzi. Opowiadając się otwarcie za całkowitą „pierekowką” polskiej duszy, pisze on o przyszłości.

„Dlatego książka Zychowicza, chociaż w warstwie narracyjnej koncentruje się na przeszłości, wydaje się być postulatem na przyszłość. Przestrogą: patrzcie dokąd prowadzi głupota” – deklaruje.

I dalej:

„Z jednej strony politycznego sporu wierzy się żarliwie, że skoro jest NATO i UE, to kwestia spokojnego bytu naszego państwa zagwarantowana i załatwiona jest na zawsze. Z drugiej strony pokutuje mit jeszcze gorszy: miarą polskiej niepodległości i podmiotowości miałoby być prowadzenie agresywnie nastawionej wobec dwóch wielkich sąsiadów. Jakby w przeciwieństwie do II RP dzisiejsza Polska nie leżała już między Niemcami i Rosją, tylko gdzie indziej. I można odnieść mocne wrażenie, że ciągle nikt tam nie zrozumiał tego, z czym zgodziliby się chyba i Cat-Mackiewicz i Dmowski: że Polska albo będzie w sojuszu z Rosją, albo z Niemcami, albo nie będzie jej wcale”.

Te wypowiedź dedykuję jakże licznym zwolennikom PiS, którzy niczym karpie witające Boże Narodzenie wiwatowali na cześć książki Zychowicza: bo antyrosyjska, bo antykomunistyczna, bo szargająca polityczną poprawność. Naturalnie to Twardoch jest logiczny, chociaż moje wnioski z całej tej dyskusji są dokładnie odwrotne niż jego.

Nie da się „Paktu Ribbentrop-Beck” nie czytać jako przyczynku do współczesnych sporów o politykę zagraniczną. I nie da się uniknąć takich wniosków, nawet jeśli komuś wydadzą się zwulgaryzowane. Właśnie tak: albo z Niemcami, albo z Rosją.

Kaczyński awansuje w tej sytuacji do roli nowego Becka. Godnego pogardy i potępienia. To w istocie jego opisuje Twardoch jako zwolennika agresywności w relacjach z obydwoma państwami ościennymi.

I choć swoje twierdzenia wygłasza tonem niepoprawnego twardzielstwa, a nie słodkiej politycznej poprawności, autor takich porównań w ostateczności musi się zgodzić z polityką Radosława Sikorskiego. Co w moich oczach nie jest zbrodnią, ale co warto wiedzieć.

Logicznie rozumował także pewien polityk PO, jeden z tych najważniejszych, i wpływających na politykę zagraniczną, który powiedział mi ostatnio: „Rozumiem, że jeśli panowie Zychowicz i Ziemkiewicz chcieliby iść z Hitlerem w roku 1939, to chcą też iść z dzisiejszymi demokratycznymi Niemcami”.

Przesadne wydają mi się twierdzenia Krzysztofa Czabańskiego, który w ostatnim „Uważam Rze” przedstawił zwolenników tez tej książki jako rzeczników jakiejś nowej prawicy, nie tylko finansowanej przez establishment, ale też zorientowanej na Niemcy. Czym innym są ambicje takich ludzi jak Roman Giertych, a czym innym popieranie takiej czy innej intelektualnej tezy. Zwłaszcza sam Zychowicz wydaje się być w tej sprawie przede wszystkim historykiem. Moim zdaniem gruntownie się mylącym, ale nie prowadzącym politycznych gier.

Niemniej udawanie, że te spory nie mają współczesnego kontekstu to chowanie głowy w piasek. Michał Karnowski wychwalając ostatnią książkę Rafała Ziemkiewicza „Myśli nowoczesnego endeka”, napomknął, że nie zgadza się z jej rozrachunkami z tradycją powstańczą. Książkę ledwie zacząłem, ale dyskutując z całą myślą polityczną Ziemkiewicza, trudno to potraktować jako jakiś dygresyjny problem. To tak jakby powiedzieć: lubię socjalistów, gdyby tylko nie proponowali wysokich podatków i redystrybucji dochodów.

I nie chodzi to o stosunek do tego czy innego powstania z dalekiej przeszłości, a o konkluzje, z którymi w ostatnim „Uważam Rze” celnie polemizuje Bronisław Wildstein. Przedstawianie polskich dziejów jako jednego wielkiego ciągu frajerstw, wynikających z niechęci Polaków do przystosowania się (jednym  z nich ma być także postawienie się III Rzeszy w 1939), prowadzi do bardzo jednoznacznych wniosków teraźniejszych. Choćby takich, o których pisze Twardoch. Ziemkiewicz może to okraszać tyradami atakującymi współczesną mentalność kolonialną – to tylko dowód na ekscentryczność jego myślenia. Bo dziś to ta mentalność ułatwia przystosowanie się. Inni więc wyciągną wnioski bardziej nasuwające się, wręcz oczywiste.

Co nie oznacza poprawne w sensie intelektualnym. To się niekoniecznie domyka, tak jak nie domykają się argumenty za opcją niemiecką w roku 1939. Przykład pierwszy z brzegu: czy rzeczywiście wybieramy dziś między Niemcami i Rosją? A może - tylko głośno myślę -  to zbyt ścisłe, bezwarunkowe związanie się z polityką niemiecką oznacza również pośrednie przyzwolenie na rosyjską ekspansję w naszym regionie, naturalnie polityczno-ekonomiczną a nie zbrojną, bo, jak zauważa również Twardoch, czasy się zmieniły. Nie jest to więc równanie zero-jedynkowe. Ale może się nim stać, jeśli tylko będziemy ulegali mitom. Pragmatyzm absolutny staje się swoim zaprzeczeniem: aktem czystego doktrynerstwa.

Chcę być zarazem dobrze zrozumiany. Nie jestem przeciw grze z Niemcami. Wolę Jarosława Kaczyńskiego, który w roku 2007 dzięki współpracy z Merkel uzyskał w Samarze poparcie Unii Europejskiej przeciw Rosji niż tego, który zrezygnował z korzyści płynących z przynależności PiS do EPP w Parlamencie Europejskim (dziś ta sprawa wraca w wewnątrzpisowskich dyskusjach).

Jeśli coś mnie razi w gromkich wezwaniach do „realistycznego myślenia”, to ten ton żelaznych praw historii, mechanicznego determinizmu, który cechuje słabych. I w tym sensie ja bym nie chciał aby Polacy się zmieniali. A w każdym razie nie na modłę Twardocha. Który próbuje nosić kule, które wystrzeliwują Zychowicz z Ziemkiewiczem.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.