Piotr Zaremba: Jesteśmy między wódką i zakąską. Polska prawica powinna być prozachodnia, ale będzie o to coraz trudniej

PAP/Artur Reszko
PAP/Artur Reszko

Rosja nas nie podbije. Błędem wielu prawicowych komentatorów jest przedstawianie państwa Putina jak prawie niezmienionego Reaganowskiego „imperium zła”. I nie te czasy, i nie te możliwości.

Zarazem ja ciągle się obawiam wciągnięcia nas przez Rosję w swoje grząskie gry: polityczne i biznesowe. Obawiam się też wciągnięcia części polskiej prawicy: przypomnijmy sobie ten obóz w latach 90., przed erą dominacji Kaczyńskich, kandydatów do tworzenia uległej wobec rosyjskich interesów prawicy było sporo. Takie tony brzmiały wtedy i w Radiu Maryja, zanim go nie zmienił sojusz z PiS.

Atmosferę polsko-rosyjskiego politycznego: kochajmy się uważam za wciąż przedwczesną. Niech tamten system  trochę się jeszcze zmieni. Z tego punktu widzenia nawet przesadnie antyrosyjski obóz prawicy jest dziś zaporą przeciw różnym dwuznacznym zjawiskom. Przykładowo: dziś politycy PO wciąż obawiają się tu wpuścić rosyjski kapitał, choć w kancelarii obecnego prezydenta takie ciągoty się już pojawiały. Z tym kapitałem przyszłyby do nas rosyjskie interesy i kiepskie rosyjskie standardy. Czy w obliczu tańca godowego pojednania będziemy się mogli przed nimi bronić równie skutecznie jak dziś? Mam wątpliwości.

Z tego punktu widzenia księżą biskupi źle rozegrali tę partię. Nie dlatego, że podjęli rozmowy kościoła z kościołem. Dlatego, że pozwolili nadać mu aż tak bardzo polityczne zabarwienie. Deklaracja na zamku, udział w tym wszystkim prezydenta, to wszystko pokazuje, że nie chodzi tylko o ludzkie, w szczególności modlitewne pojednanie. W przyszłości kordon sanitarny będzie tworzyć trudniej. Pomógł w tym, zapewne w najlepszej wierze, arcybiskup Michalik.

Nie warto też było płacić ceny w postaci de facto  antysmoleńskiej wstępnej deklaracji księdza arcybiskupa. Z powodów praktycznych: smoleński elektorat to dziś najwierniejsza, choć zapewne czasem kłopotliwa, część polskiego Kościoła. A Episkopat żyje już w epoce liczenia szabel. Ale i z powodów moralnych.  Arcybiskup Michalik ma naturalnie racje, że niestworzone teorie na temat katastrofy raczej szkodziły tej sprawie. Ale takim słowom powinny towarzyszyć równie mocne słowa protestu wobec jej niewyjaśnienia, wobec upokarzania rodzin ofiar, wobec deptania godności polskiego państwa.

Nie towarzyszyły i to była zapewne cena patriarchy Cyryla za to, że do deklaracji doszło. Nie jest tak, że polscy biskupi nie mają za sobą żadnych argumentów. Rozumiem, choć nie podzielam wymuszonego entuzjazmu Tomasza Terlikowskiego, i widzę też nieco ukradkowe, ale kwaśne miny liberałów, którzy woleliby, wyłożył to wprost Adam Michnik w weekendowym komentarzu, pojednanie z udziałem gejów i ateistów (swoją drogą jakie są granice  śmieszności niegdyś jednak sprawnych intelektualnie osób?).

Polska prawica powinna się trzymać Zachodu, ale co począć, kiedy Zachód staje się dla drogich jej wartości coraz bardziej macochą niż matką? Jesteśmy między wódką i zakąską, przepraszam za ten mocno kolokwialny język w opisywaniu sprawy tak poważnej, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy. Spektakl ze zwaleniem krzyża na Ukrainie pokazał nam, jak łatwy jest przeskok z wymuszonego postkomunistycznego konserwatyzmu do oczywistego antychrześcijańskiego zdziczenia. Ale przecież już parę lat temu w mateczniku najstarszej córy chrześcijaństwa sprofanowano katedrę Notre Dame. Na tym tle szukanie sojuszników, nawet w proputinowskich dostojnikach, jawi się jako naturalne. Tylko to przeklęte ale…

Przykro mi, że jak zawsze nie zadowolę tych, którzy szukają odpowiedzi łatwych: winny, niewinny, wspaniały, przeklęty! W tej sprawie takich prostych zero-jedynkowych równań po prostu nie ma. Ciarki mnie po plecach przechodziły, kiedy pan ambasador Ciosek deklarował się w Polsacie News jako przeciwnik nihilizmu, który chce nagle zwalczać razem z Cerkwią. Ale odpowiedź tych, którzy równie nagle przypomnieli sobie, że oto są papiery na arcybiskupa Michalika, była tyleż niegodna, co śmieszna. Śmieszna, bo zdradzająca histerię w obliczu porażki.

Na tym tle trochę zabrakło głosu oficjalnego partyjnego PiS. W pierwszej chwili miałem wrażenie, że to może i słuszna postawa, bo całą historię wyreżyserowano od początku do końca jako zwróconą przeciw prawicowej opozycji, więc wdawanie się w polemiki w tej sprawie mogły tylko ową reżyserię wzmacniać. Cóż ja jednak poradzę, że na konto PiS i tak poszły najbardziej niemądre komentarze internetowe (i nie mówię tu o poważnym głosie Anny Fotygi). Postarali się o to wspólnie „Gazeta Wyborcza” ze Zbigniewem Ziobrą. W tej sytuacji może lepiej było sformułować własną interpretację, zamiast oddawać panowanie nad narracją do samego końca innym, Choć pytany, co radziłbym powiedzieć, miałbym z tym kłopot.

Przykro mi, komentator nie jest cudotwórcą. Choć wielu za takich się uważa.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.