Niestety ten tytuł został mi wykradziony. „Dzieje głupoty w Polsce” to tytuł książki antypatycznego prawicowca Aleksandra Bocheńskiego, który atakami na tradycję insurekcyjną uzasadniał swoją kapitulację wobec komunistów po drugiej wojnie światowej. Gdybym chciał naprawdę zakładać cykl „Z dziejów głupoty w Polsce”, sugerowałbym powinowactwo z tamtą myślą. Której, z uwagi na okoliczności, nie lubię, nawet jeśli Bocheński czasem miewał rację.
Ale śledzenie głupoty nie wymaga dziś w Polsce wielkiego wysiłku. Wystarczy sięgnąć po gazety i brać garściami.
W „Rzeczpospolitej” Robert Mazurek przesłuchuje księdza Lemańskiego, którego jakiś lokalny spór z własnym biskupem uczynił ulubionym duchownym „Gazety Wyborczej”, „Newsweeka” i innych „przyjaciół Kościoła”.
Ksiądz Lemański w jednym zdaniu oznajmia, że mógłby pisywać do „Wyborczej” (inaczej niż na przykład do „Nie”), w następnym twierdzi, że nie może zawartości „Wyborczej” oceniać, bo jej nie czyta (skąd więc to rozróżnienie ze zdania poprzedniego?), a w jeszcze następnym, że Katarzyna Wiśniewska jest lepszą katoliczką od Roberta Mazurka (skąd to wie, jeśli nie czyta?). I tak jest cały czas. Chciałoby się szanować przeciwnika, ale się nie daje. Znajdźcie sobie, na miły Bóg, liberalne gazety lepszego emisariusza! Ale niby dlaczego mają szukać?
Ksiądz Lemański przekonuje, że trudno być dobrym katolikiem nie będąc blisko poglądów Janiny Paradowskiej. Wynika z tego, że kwestionuje już nie tylko jakość religijności Mazurka, ale całego Episkopatu i ogromnej większości swoich kolegów po fachu. I dlatego właśnie wróżę mu dużą przyszłość. Jeśli wspomniana Wiśniewska z Tomaszem Lisem zaczną zakładać polską odmianę austriackiego ruchu „My jesteśmy kościołem”, mają już wymarzonego lidera.
W samej „Wyborczej” Mazurek pojawia się także – jako temat. Grzegorz Sroczyński postanowił zapytać o jego słynny już tekst o lemingach pisarza Mariana Pilota, reklamowanego jako autor chłopski i pozostający na bakier z modami. Na pytanie, czy czytał ów artykuł, Pilot odpowiada: „Coś o tym tekście słyszałem. Podobno są tam lamenty, że naród zamiast do Smoleńska woli latać na wakacje do Egiptu”.
Naturalnie takich lamentów tam nie ma, ale nie przeszkadza to ani wywiadowanemu, ani wywiadującemu. Dalej Sroczyński dość topornie streszcza kawałki z tekstu Mazurka, a Pilot raz gani, raz się zgadza. Głupota takiej konwencji rozmowy jest porażająca, ale każdy z panów ma najwyraźniej poczucie dobrze wykonanej pracy.
Pilot to jeden z jakże licznych ponurych staruszków, którzy kokietują czytelnika „Wyborczej” swoim lekceważeniem świata, którego wypada nie lubić. Sroczyński, cóż… Najpierw proponował wywiad na ten sam temat samemu Mazurkowi, deklarując po raz tysięczny swoją otwartość i ciekawość obcych światów. Gdy Mazurek się nie zgodził (jak widać zrobił dobrze, to jak randka z bzykającym komarem), zajął się tematem w taki właśnie sposób.
Zarazem moda na komentowanie czegoś, czego się nie zna, pleni się w zastraszającym tempie. I narażę się tu na zarzut tkwienia okrakiem na barykadzie, nie tylko po tamtej stronie. To wręcz epidemia. Dlaczego nie skorzystać z okazji aby być głupszym, skoro można?
I na koniec profesor S., trochę wcześniejszy i tylko internetowy. Profesor S. nazwał mnie „neurastenicznym nudziarzem”. To jednak część większej połajanki wobec naszego portalu na portalu króla połajanek, redaktora L.
Pogląd dobry jak każdy inny, choć zmartwił mnie, jak przystało na neurastenika. To typowa opinia, która często ciśnie nam się na usta, a jednak jej nie wypowiadamy, bo wszelka rozmowa byłaby na dłuższą metę niemożliwa. Jeszcze kilka lat temu pisano, że ktoś mówi niemądrze, a nie że jest durniem. Dziś profesorowie ruszają raźno obrzucać innych tortami.
Tak się złożyło, że rzeczony profesor (brzmi to jak ksywka z gangsterskiego filmu) już raz po jakimś wściekłym ataku, przepraszał mnie mailem. Teraz najwyraźniej przyszła znowu groźniejsza faza. Po mojej stronie neurastenia, tam… Cyklofrenia? Schorowany z nas naród.
Ale ów światowy, elokwentny profesor S. pewnego sympatycznego blogera nazwał z kolei „tłuściochem z niskim czółkiem” To czółko to chyba jakiś szczątek teorii Lombroso w wersji dla ubogich. Ale tłuścioch? To nawet mnie zaskoczyło, choć czytam wszystko.
Może i jest w tym coś krzepiącego, że wielokontynentalny profesor ugania się za zwykłym śmiertelnikiem nie z tortem już nawet, a z siekierą. Tylko że siekiera siekierze nierówna. W moim świecie argument co do wyglądu pojawiał się pełną garścią w podstawówce, i to raczej w młodszych klasach. Ale już moi koledzy licealiści mieli z tym kłopot. Czuję się więc, jakbym cofnął się nagle do piaskownicy. Ale chyba niesłusznie.
Kilka lat temu Igor Janke, człowiek apostolskiej wręcz życzliwości wobec świata, polecał mi profesora S. jako tęgi umysł, otwarty na różne racje. Szukałem tego otwarcia w jego tekstach – daremnie. Teraz S. kpi sobie ze mnie, że hamletyzuję, rozpaczam, a w końcu zawsze i tak przyznam rację Kaczyńskiemu. Otóż on nigdy nie hamletyzował, zawsze wiedział, kto jest dobry, mądry i ładny, a kto na odwrót. Ale przynajmniej trzymał się kindersztuby.
Niedawno dostał szału i tak już zostało. Wbrew pozorom to chyba jednak nie cyklofrenia, a swoiste zachłyśnięcie się tym, że wreszcie można. Każdego z nas korci czasem aby zamiast dzielić włos na czworo, komuś po prostu nawymyślać. Profesor zauważył, że nie tylko można to robić bezkarnie, ale jest na to publiczność. Dzięki kształtowi współczesnych mediów, a już szczególnie nieograniczonej wręcz przestrzeni w Internecie.
Potrafiłbym wymienić pokaźne grono podobnie ukąszonych. Wsłuchują się w brawa publiczności za plecami i natychmiast wrzeszczą to, co im podrzucają najbardziej hałaśliwi i niemądrzy kibice. Żeby było jasne (znowu skok na barykadę), po mojej stronie też paru takich jest, choć na ogół nie ci z profesorskimi tytułami.
Internet, a szerzej współczesne media, to zdradliwy nałóg. Tylko najsilniejsi umieją się oprzeć pokusom. I tym razem trafiło profesora…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/137815-ksiadz-l-pisarz-p-profesor-s-czyli-z-dziejow-glupoty-w-polsce-felieton-piotra-zaremby