Umarł w Polsce nie całkiem takiej jak chciał - Piotr Zaremba o pogrzebie prof. Wiesława Chrzanowskiego

PAP/Jacek Turczyk
PAP/Jacek Turczyk

Już na kilkanaście minut przed mszą pogrzebową nie tak wielki Kościół Świętego Karola Boromeusza pękał w szwach, a BOR-owcy sprawdzali niektórym wchodzącym torby  - ze względu na udział prezydenta Komorowskiego. Stojąc przy drzwiach co chwila było się mijanym przez historyczne twarze: od Lecha Wałęsy i Tadeusza Mazowieckiego po obu Giertychów: Macieja i Romana. Byli marszałkowie Sejmu i Senatu: Ewa Kopacz i Bogdan Borusewicz. PiS reprezentowali wicemarszałek Marek Kuchciński oraz dawni ZChN-owcy, na przykład Ryszard Czarnecki czy Jarosław Sellin. Z pewnością jednak nie widziałem wszystkich.

Mszę za zmarłego przed tygodniem Wiesława Chrzanowskiego koncelebrowali Prymas Józef Glemp oraz metropolita warszawski Kazimierz Nycz. W kazaniu kardynał Nycz przedstawił zmarłego jako cichego bohatera stającego raz po raz do walki o Polskę: nawet gdy nie zgadzał się z decyzją o wywołaniu Powstania Warszawskiego, to przecież znalazł się w szeregu. Kardynał podkreślał osobistą skromność zmarłego. I akurat w tym przypadku nie była to czcza pochwała.

Każdy kto widział typowo inteligencką, staroświecką, ale też malutką kawalerkę byłego ministra i marszałka, kto popijał z nim kawę z maleńkich filiżanek zagryzając twardymi herbatnikami. miał takie właśnie wrażenie. Obserwując żołnierzy  z Reprezentacyjnej Kompanii Wojska Polskiego kroczących przed wynoszoną trumną, widząc niesiony na purpurowej materii Order Orła Białego, można było odnieść wrażenie, że Wiesław Chrzanowski, przygarbiony pan w charakterystycznym berecie, sam by się podczas tej uroczystości speszył. Pomimo całego swojego sardonicznego poczucia humoru.

Na koniec uroczystości w kościele przemawiał Bronisław Komorowski. - Żegnamy ostatniego, albo jednego z ostatnich historycznych przywódców Narodowej Demokracji, obozu o ogromnych zasługach dla Polski - mówił w zaskakująco niepoprawny polityczne sposób prezydent. Nawiązał do ulubionej koncepcji Romana Dmowskiego: tak zwanej Obrony Czynnej, która miała być metodą walki o polskość, inną jednak niż powstanie. - Marszałek Chrzanowski znalazł dwie twierdze tej Obrony, dwie ogólnonarodowe instytucje, najpierw Kościół Katolicki, a potem "Solidarność" - brzmiała konkluzja.

Początkowo pomimo całego tego tłumu miało się wrażenie pewnego chłodu - tak się żegna ludzi wiekowych i od dawna już nie czynnych. Niektórzy z uczestników pogrzebu mogli go nie widzieć od lat. Poruszający był jednak moment wynoszenia trumny, za którą posuwała się grupa ubranych na czarno, przeważnie mocno starszych członków rodziny. Z kolei zaraz za czołowymi politykami szli inni niepozorni staruszkowie z powstańczymi biało-czerwonymi opaskami, a potem poczty sztandarowe: hutnicy w kaskach ze sztandarem jakiegoś komitetu strajkowego "Solidarności", harcerze z ZHR. Kawałek wolnej Polski ruszał w ostatnią drogę profesora, który dziesiątki lat nie tylko przechował ją w swoim sercu, ale dzielił się nią z innymi.

Podczas długiego przemarszu przez Powązki, pośród charakterystycznych starych grobów, znalazłem się w pewnym momencie w pokaźnej grupie dawnych ZChN-owców. Wielu poznawałem, innych już nie, ale pamiętałem te charakterystyczne twarze. Niedaleko przede mną posuwał się Stefan Niesiołowski z byłym ministrem łączności Tomaszem Szyszko, kilka metrów dalej Kazimierz Marcinkiewicz. Widziałem także Jana Łopuszańskiego, Mariana Piłkę. - W końcu się spotkaliśmy - powiedział jeden starszy pan do drugiego. - Szkoda, że tylko na pogrzebie - odparł smutno zagadnięty. Czuło się prawie fizycznie smutek. Nie tylko z powodu śmierci pierwszego lidera. Także porażki całego projektu i wspomnienia dawnej świetności.

Poczułem ten smutek razem z nimi, mimo że niektórzy z dostrzeganych kątem oka polityków przegrali w sumie na własne życzenie. Warto jednak pamiętać: ZChN uwikłany w błędy i ludzkie małości był jednak próbą zatrzymania wskazówek historii. W szlachetnym przekonaniu, że da się zbudować solidną i poważną formację na dawnych wartościach: umiłowania narodu i katolicyzmu. Łatwo dziś dokonywać całościowych bilansów. Warto jednak pamiętać, że ta potem, po części i z własnej winy, zmarginalizowana formacja odważnie podnosiła sztandar spraw, tematów, idei, którą już wtedy wielu pogardzało. Na początku lat 90. to ZChN był przedmiotem takiego przemysłu pogardy, jaki później stał się udziałem innych formacji i środowisk. I za tę ich początkową odwagę warto tych ludzi docenić. To Łopuszański żądał w Sejmie kontraktowym nacjonalizacji majątku PZPR i pierwszy zgłosił wniosek lustracyjny.

Przy grobie piękne przemówienie wygłosił dawny wiceprzewodniczący ZChN, były prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki. Podsumowując raz jeszcze życie marszałka Chzranowskiego, powstańca, stalinowskiego więźnia i ideowego narodowca, powiedział, że dożył on odzyskania niepodległości, ale też zmarł w Polsce "nie całkiem takiej jak chciał". Ale to już nie Twoja wina, nasza - rzucił polityk w poruszającej ciszy,

Jeszcze raz: cześć Jego pamięci.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.