To nie nerwy. To cyniczny i świadomy PR-owski zamysł. Piotr Zaremba po sejmowym wystąpieniu Tuska na temat wraku

Fot. PAP/Leszek Szymański
Fot. PAP/Leszek Szymański

Zgadzam się z Michałem Karnowskim: pomysł aby sejmową uchwałę żądającą wydania przez Rosję wraku tupolewa nazwać zdradą i targowicą to kuriozum. Polski Sejm powinien zrobić to już dawno, podobnie jak powinien kiedyś zrecenzować negatywnie raport MAK.

Wyraźnie dążący do widowiskowego starcia Donald Tusk, stwierdził, że to denuncjowanie polskiego państwa przed Rosją. To argument absurdalny zważywszy na to, że była to uchwała konfrontująca  nasz parlament z Rosją. Była to jednak równocześnie odpowiedź na jedno z wielu zaniedbań polskich władz. Mówiąc bardzo kolokwialnie: jeśli można w tej sprawie coś ugrać, to tylko krzycząc. Krzycząc jak najgłośniej. O ile naturalnie wszyscy po polskiej stronie mają te same cele.

Najwyraźniej jednak nie mają. Nie zgadzam się za to z Michałem Karnowskim w sprawie innej. Michał twierdzi, że ten wybuch premiera to odreagowanie, skutek zszarpanych nerwów i niepewności. Może nawet przekonania, że dotychczasowa linia zawodzi, że coś się sypie. To niestety wersja za bardzo "ku pokrzepieniu serc".

Tuskowi ostatnio wiele rzeczy nie wychodziło. Możliwe, że i w sprawie Smoleńska ma poczucie, że nie panuje już nad narracją tak skutecznie jak kiedyś.

Ale ta zaimprowizowana konfrontacja jest jednak kontynuacją jednej i tej samej strategii. Strategii starannie zaplanowanej, można by rzec marketingowej, i do tej pory skutecznej. Emocje odgrywają tu jakąś rolę, ale nie pierwszoplanową.

Kiedy pojawił się raport MAK, polski premier wytrwał kilka dni w milczeniu i na nartach. A potem przyjechał do Polski i zaatakował... opozycję. Wywołując u wielu wyborców wrażenie, że ratuje ich przed polsko-rosyjską wojną. Wojną, której - to wynika z wszelkich szczegółowych badań przeprowadzanych  przez różne partie - większość  Polaków się boi.

Ten efekt osiąga premier i teraz. Podczas obchodów 10 kwietnia występował jako skupiony i milczący. Demonstrował, że "nie wykorzystuje Smoleńska do celów politycznych". Trzeba też sobie szczerze powiedzieć, druga strona mu pomogła. Sceny politycznego wiecu na Krakowskim Przedmieściu były jak wymyślone przez propagandzistów PO. Nie dlatego, że szczególnie drastyczne, że pełne tez o zamachu.  Dlatego, że mieszające temat Smoleńska z krytyką rządów PO w innych dziedzinach.  Tusk mógł ogłosić: robicie kariery na grobach.

Po to między innymi sam wykreował głośną sejmową awanturę korzystając z pojawienia się wniosku PiS. Nikt mu przecież nie kazał pojawiać się na trybunie. I - to prawda - nerwy mu trochę puściły. Ale będzie powtarzał, że Kaczyńskiemu i Macierewiczowi puściły jeszcze bardziej. A jeśli ktoś od razu nie uwierzy, usłużna większość mediów tak to przedstawi. Już tego wieczoru.

To jest stała linia sztabu wokół Tuska: pokazywać go jako przedmiot agresji, od którego awanturnicy chcą niemożliwego. Że nie wszystko w sprawie Smoleńska było niemożliwe, że można było od Rosji czegoś żądać? A kto to zważy, zmierzy?

W ten sposób to PO czerpie polityczne korzyści z tragedii smoleńskiej i będzie czerpać nadal, choć nie wiadomo, czy ta machina nie zacznie się odrobinę zacinać. Niewątpliwie kompromitacje komisji Millera owocowały chwilową zadyszką. Ale w ostateczności obecny rząd odwołuje się do czegoś, co nazwałem w swoim artykule w "Rzeczpospolitej" z ostatniej soboty "nikczemną ulgą Polaków".

To jest ulga wywołana poczuciem, że nie poszliśmy na rzekomą wojnę z Rosją (tak naprawdę, rzecz jasna żadna wojna nie groziła), że nie ulegliśmy gorączce, że nie daliśmy się sprowokować, że nie potrzebujemy nadmiernych konfliktów, także wewnętrznych.

Jest wielkie pytanie, czy obóz "smoleński" ma kłopoty z przekonaniem tej większości, bo nie potrafi się z nią komunikować.  Czy też może nawet z największym dyplomatą na czele też by do tej większości skutecznie nie dotarł. Tego na sto procent nie wiem, ale jestem pesymistą: w najbliższym czasie ta sprawa będzie nadal paliwem bardziej dla PO. Nawet jeśli profesor Ireneusz Krzemiński powtórzy po sto razy, że wzmacnia się na tym PiS.

Warto mieć tego świadomość. Choć rozumiem tych, którzy szukają "pokrzepienia serc". Którzy oczekują po prostu nadziei. Więc widzą to starcie jako zapowiedź pęknięcia  Tuskowego systemu.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.