Dlaczego Tusk jest dziś kandydatem EPP na szefa KE? "Komisja musiała stać się słabsza, żeby on ją dostał"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP
Fot. PAP

"Bzdura!" - wyrokuje z właściwym sobie brakiem wątpliwości "Gazeta Wyborcza". Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zarzucił mi z kolei, że "niepatriotycznie" topię Donalda Tuska jako ewentualnego przyszłego szefa Komisji Europejskiej. Miałbym to zrobić pisząc, że już dziś politycy Europejskiej Partii Ludowej (EPP) stawiają na tę kandydaturę i zamierzają używać jej w kampanii do europarlamentu w 2014 roku, choć oficjalnie sprawy nie ma.

Równocześnie politycy PO z samym Tuskiem na czele zaprzeczają tej informacji. Jak można topić coś czego nie ma, pozostanie słodką tajemnicą szefa MSZ.

Żądanie aby dziennikarze milczeli w czyimś interesie jawi mi się jako kuriozalne z punktu widzenia logiki demokracji. Argumentacja Sikorskiego jest zresztą dziwna także z innego powodu. Przez ostatnie kilka lat obóz ministra przekonywał nas, że polityka europejska, a zwłaszcza działalność europejskich instytucji, nie ma nic wspólnego z realizowaniem narodowych aspiracji. Dlaczego więc zagradzanie Polakowi drogi do Komisji Europejskiej miałoby być osądzane jako brak patriotyzmu? Dalibóg nie wiem.

Kilka słów wyjaśnienia: jestem dziennikarzem krytycznym wobec linii i dorobku rządu Tuska. Ale nigdy w życiu nie podałbym informacji, której nie byłbym pewien. Nie używam newsów jako broni przeciw politykom, ani jako środka wsparcia dla nich. Także niektórzy czytelnicy portalu wPolityce.pl czasem tego nie rozumieją żądając ode mnie abym pomijał fakty niewygodne dla prawicy.

Informację o tajnym namaszczeniu Tuska poznałem, bo choć decyzję podjęli Merkel i Sarkozy, musieli w to wtajemniczyć pewną liczbę czołowych polityków swojej frakcji, EPP, w Parlamencie Europejskim. Ci z kolei wdali się w rozmowy z przedstawicielami innych frakcji. Formalnie konwersowali tylko o pomyśle aby już w trakcie kampanii 2014 odsłonić karty i walczyć o wynik z konkretnym kandydatem na szefa Komisji na sztandarach. Ale przy okazji pojawiły się pytania: a jeśli wskażemy tego i tego, poprzecie?

Kandydata na szefa Komisji Europejskiej desygnuje najsilniejsza frakcja, ale oczywiście całą Komisję wybiera się także głosami innych ugrupowań. To zaś wymaga międzypartyjnych uzgodnień.

Podczas takich rozmów EPP mówiła wyłącznie o Tusku. Dlaczego o nim? Bo pojawiła się intencja obsadzenia w tej roli kogoś z tzw nowej Unii, a w szeregach EPP nie ma nikogo innego, na kogo zgodziliby się wszyscy (z pewnością nie jest takim politykiem Victor Orban czy ktoś z węgierskiego Fideszu).

Francuzi są mniej entuzjastycznymi rzecznikami tej kandydatury, i to nie tylko dlatego, że Tusk, inaczej niż jego poprzednicy, nie mówi po francusku. W skomplikowanych wewnątrzunijnych rozgrywkach platformerska Polska była z reguły bliżej Berlina niż Paryża.

Ale też w obecnej sytuacji pozycja szefa Komisji Europejskiej raczej słabnie. Pakt Fiskalny wieńczy proces przesuwania decyzji z rąk instytucji wspólnotowych w ręce porozumień międzyrządowych, to wielki i groteskowy paradoks obecnej "ściślejszej integracji". Jego zawarcie było porażką ambicji Manuela Barroso i brukselskiej biurokracji. Można powiedzieć, że Tusk dostanie nagrodę za to, że nie próbował tej zmiany blokować. Mówiąc jeszcze prościej: Komisja Europejska musiała stać się słabsza, żeby on ją dostał.

Inna okoliczność to mniej pewna przyszłość Sarkozy'ego niż kanclerz Merkel. On może przegrać wybory prezydenckie za kilka miesięcy. Ona będzie prawdopodobnie kanclerzem Niemiec, nawet jeśli CDU-CSU wypadnie słabiej w wyborach parlamentarnych w roku przyszłym. Najwyżej stanie na czele rządu wielkiej koalicji. To dla Tuska dobra wiadomość.

Naturalnie przedwczesne wieści o tym, że to Donald Tusk jest głównym kandydatem do szefowania swoistemu rządowi europejskiemu (nawet jeśli dużo słabszemu niż rząd polski na swoim podwórku), komplikuje jego sytuację w kraju. PiS i Solidarna Polska będą go przedstawiać jako lidera będącego już jedną nogą w Brukseli. Każde jego posunięcie zinterpretują jako podlizywanie się Berlinowi i Paryżowi.

Z kolei w samej Platformie wzrośnie pozycja ewentualnych następców Tuska, wielu polityków może się orientować na nich bardziej niż na obecnego premiera. To dobra wiadomość dla Grzegorza Schetyny, pytanie dla kogo jeszcze.

Z tych powodów reakcja może być jedna: miękkie, ale jednak zaprzeczenia. Tymczasem przyszłość potwierdzi lub zaprzeczy tym doniesieniom. Widzę dwie okoliczności sprzyjające rezygnacji przez EPP z Tuska.

Pierwszą jest sytuacja, gdyby nie tylko Sarkozy, ale i Merkel poniosła widowiskową klęskę. Ale wtedy otwartą stanie się kwestia, czy Europejska Partia Ludowa ma w ogóle szansę wygrać wybory europejskie w 2014 roku. Możliwe, że w takim przypadku szefa Komisji obsadzać będą socjaliści. Choć patrząc z dzisiejszej perspektywy, wygrana EPP jest jednak bardziej prawdopodobna.

Inną okolicznością mogłaby być wcześniejsza widowiskowa klęska Tuska na polskim podwórku. To teoretycznie możliwe, ale pewnie dopiero w wyborach parlamentarnych 2015, a więc po wyborach europejskich. Zresztą jeśli Tusk byłby kandydatem do Komisji Europejskiej, pomogłoby to PO w walce o mandaty do europarlamentu w 2014. Możliwe nawet, że podciągnęłoby to ją w górę także w perspektywie wyborów następnych.

Inne partie, z Palikotem i Millerem na czele, powinny więc próbować "upolować" Tuska jeszcze wcześniej - przed rokiem 2014. Ale czy zaryzykują walkę o przedterminowe wybory do polskiego Sejmu? Wątpię. A czy Platforma będzie teraz rzeczywiście zjeżdżała w dół? Tego nie wiem. To możliwe, ale wcale nieprzesądzone.

Na sam koniec uwaga. Opisałem wymianę na stanowisku szefa delegacji PO w Parlamencie Europejskim.  Kanciastego niegdyś zwolennika ambitnej polityki europejskiej Jacka Saryusza-Wolskiego zastępuje właśnie euroentuzjastka Róża Thun. Nie można tego czytać inaczej niż jako wyraz nowej strategii PO w Europie. W kontekście osobistych ambicji Tuska ta strategia staje się bardziej zrozumiała.

 

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych