Oblany test narodowców. Potrafią głośno wykrzyczeć złość, ale okazują się niezdolni do jej politycznego zagospodarowania. Szkoda

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Artur Zawisza (P) z Ruchu Narodowego przemawia, podczas wiecu w Parku Agrykola w Warszawie. Fot. PAP/Leszek Szymański
Artur Zawisza (P) z Ruchu Narodowego przemawia, podczas wiecu w Parku Agrykola w Warszawie. Fot. PAP/Leszek Szymański

Marsz Niepodległości za nami. Na chłodno oceniając ani to wielka rozróba, ani jakieś przełomowe wydarzenie. Histeryczny ton niektórych komentarzy zastanawia. No bo skąd w państwie tak dobrze rządzonym, kraju tak szczęśliwym tyle frustracji, tylu ludzi zbuntowanych? I to tych, którym Adam Michnik ze starszymi kolegami jak Jakub Władysław Wojewódzki wkładają do głów, że powinni buty ojców założycieli III RP całować? No skąd?

Na marszu nie byłem, ale byłem z dzieckiem na spacerze w porze gdy w jednej z dzielnic Warszawy, w środku wielkiego blokowiska, zbierali się (etapowo) jego uczestnicy. Młodzi i bardzo młodzi, przede wszystkim kibice. Duży tłum tych, którzy nie mogą marzyć o dobrej pracy, a opowieści o sukcesie to dla nich bajka o żelaznym wilku. Władzy nie lubią, ale Kaczyński jest im też obcy. Szukają swojego miejsca, środków wyrażenia własnej złości i realizacji swoich marzeń. To budzi szacunek bo to lepsze niż bierność, a  fakt, że robią to pod biało-czerwonym sztandarem mimo wszystko cieszy. Oczywiście, na wszystkich uczestników tej oceny nie przekładam. Opisuję co widziałem.

Czy Ruch Narodowy da tym ludziom narzędzia wpływu na rzeczywistość? Czy jego kadra kierownicza potrafi  wykorzystać tę energię? Tegoroczny marsz mógł dać nam wyraźną odpowiedź dzięki nowej sytuacji. Bo oto Prawo i Sprawiedliwość uchyliło się od konfrontacji i zeszło z pola, a narodowcy dostali możliwość czystej autoprezentacji.

Jak to wypadło? Gdy chodzi o starcia trudno o jednoznaczną odpowiedź, nie wiemy ile w tych wydarzeniach było prowokacji. Ale na pewno za poważny błąd trzeba uznać branie pełnej odpowiedzialności za bezpieczeństwo marszu przez organizatorów w sytuacji gdy w tak nikłym stopniu panowali nad jego uczestnikami. Oddzielenie się kilkuset uczestników i atak na lewacki squot nie znajduje usprawiedliwienia. Inne incydenty, jak kilka petard w jedną czy druga stronę, jak spalenie obrażającej katolików tęczy (obecnie to symbol homoseksualistów) na Placu Zbawiciela nie odbiegają od średniej zadymiarskiej i nie widzę powodu by używać tu zbyt wielkich słów. Generalnie jednak ruch narodowy nie był w stanie tak się sami zorganizować, by pokazać się jako siła odpowiedzialna i przewidywalna.

Działaczom i uczestnikom pewnie to nie przeszkadza, jak już wspomniałem wyglądało to podobnie do lat ubiegłych, ale ma swoje poważne konsekwencje w innym wymiarze. Wydarzenia te osłabią jeszcze bardziej intelektualne zaplecze narodowców, odpychają wielu możliwych sojuszników, niweczą szansę na wejście do poważnej politycznej gry. Narodowcy mają jak widać sporą siłę - nazwijmy ją bezpośrednią - potrafią przyciągnąć zbuntowanych, wykrzyczeć złość, ale kolejny rok z rzędu okazują się niezdolni do jego politycznego i intelektualnego zagospodarowania.

Wrażenie to pogłębiają przemówienia i wystąpienia ich kadry kierowniczej. Niewiele świeżych myśli, mało poza złością, często uzasadnioną, brak charyzmatycznego i widzącego dalej niż płonące race lidera. Coś tam się tli, coś dojrzewa, ale jeszcze chwila a publiczność powie: a, to ten wiecznie dobrze zapowiadający się student. Wiadomo, że na takiej pozycji można trwać i dziesięć lat, ale prędzej czy później przychodzi sprawdzian jak sobie taki młodzian radzi w życiu.

Na razie narodowcy kolejny raz w mojej ocenie swój test raczej oblali. Tym bardziej, że gdy spojrzymy wstecz do marszu poprzedniego to zobaczymy w przestrzeni publicznej pustkę. Jest tylko ta jedna impreza i nic więcej. A po tegorocznym 11 listopada kompletny brak jakiegoś przekazu do ogółu Polaków, jakiegoś pomysłu, nawet hasła. Nic poza kolejnym komunikatem, że mają pewną siłę. Owszem, mają, ale co z niej wynika? Jak chcą i z kim jeszcze zmienić Polskę? Cisza. Jak na środowisko, które skupiło uwagę całej Polski, a ma ambicje wywrócić polityczny stolik, to dramatycznie mało.

Szkoda. Uczestnicy marszu zasługują na lepszą ofertę, a Polska na mądrzejsze wykorzystanie tej energii, która powinna służyć wymuszaniu dobrej zmiany, a nie tylko dymieniu. Bo samo dymienie, bez przełożenia na rozsądny nacisk polityczny, władzy akurat służy.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych