Nasz premier nie umie wydać miliardów euro by przy okazji nie zniszczyć firm budowlanych, ale zna sondaże z przyszłości. Ha!

Fot. PAP/Radek Pietruszka
Fot. PAP/Radek Pietruszka

Musi być z poczuciem bezpieczeństwa w "Gazecie Wyborczej" bardzo źle, skoro wywiadować z premierem Donaldem Tuskiem stawili się solidarnie Adam Michnik i Jarosław Kurski. W mojej ocenie powinno się było jeszcze wziąć Helenę Łuczywo, która uświadomiłaby liderowi PO iż ewentualna zmiana rządu oznacza ostateczne bankructwo tego dziennika, dziś utrzymywanego w ogromnym stopniu z reklam rządowych i współpracy promocyjnej.

Chociaż słowo "wywiadować" to złe słowo. To pogawędka trzech przestraszonych opozycją facetów, którzy prześcigają się w budowaniu nastroju grozy. Faszyzm za rogiem bo demokracja jest tylko wtedy, gdy oni rządzą. Ot, demokraci. Chwilami sprawiają zresztą wrażenie jakby sami siebie parodiowali, choćby w tej wymianie zdań:

Kurski: Odrzuca pan ideologie i twarde przywództwo. Jednak za głównego rywala ma pan właśnie ideologa i wodza, który z determinacją i wiarą dąży do zwycięstwa.

Tusk: Ma wizję i nie zawaha się jej użyć.

Kurski: Zwłaszcza - jak zapowiada - gdy uzyska wzorem Orbana konstytucyjną większość.

Michnik: Jest taki mit, że może i Kaczyński wygra, ale nie zrobi koalicji. Otóż mogę dać to na piśmie, że SLD Czarzastego zrobi z nim natychmiast koalicję i powieka mu nie drgnie.

Brakuje tylko diagnozy, że Kaczyński pozabiera dzieciom cukierki. Mamy tu zresztą nie tylko straszenie, ale i pomieszanie z poplątaniem. Bo skąd się np. wzięła teza iż Tusk "odrzuca ideologie i twarde przywództwo"? Kilkanaście pytań dalej czytamy taką deklarację Tuska, który mówi iż jego celem jest by "zmiany w prawie były adekwatne do stanu zbiorowej świadomości, a najlepiej, kiedy je minimalnie wyprzedzają". Ale przecież nie ma wątpliwości, ze Tusk tych zmian chce, że podąża za wskazaniami propagandy homoseksualnej bo dalej stwierdza:

Można sprawę małżeństw homoseksualnych postawić na ostrzu noża. Skutek będzie taki, że wygra PiS, a mniejszości homoseksualne tylko na tym stracą. Warto wygrywać to, co jest możliwe.

Nie dodaje pan premier, ale przecież rozumie się samo przez się, że w tym właśnie kierunku pan premier działa i sprawy pcha. Stara się wygrywać co możliwe na polu rosnących przywilejów homoseksualistów i ich propagandy w mediach, także niestety publicznych.

Generalnie, wynika z tej rozmowy, ze wspomnianą świadomością ludzi jest źle. W skrócie: nie doceniają wysiłków i sukcesów pana premiera. Pan premier zapytany o spadek poparcia odpowiada tak:


Wielu polityków opozycji, którzy uważają się za arcypatriotów, za główny cel stawia sobie zohydzanie własnego państwa i każdego sukcesu Polski. Tysiąckrotnie powtarzane słowo "katastrofa" musi w końcu przynieść negatywny skutek. Wśród części elit to wręcz odruch - kto bardziej dowali własnemu państwu. Ale nie jestem pesymistą.

 

To czysta pycha wynikająca z przyjętego powyżej założenia, że zniesmaczenie tym co robią politycy PO oznacza zohydzanie własnego państwa. Jest dokładnie odwrotnie: to miłość i duma z własnego państwa prowadzi u bardzo wielu Polaków do odrzucenia obecnej władzy, która gdzie tylko może i jak tylko może polską dumę niszczy. Tę z narodowej historii, tę z narodowego dorobku, z wiary przodków. To w końcu sławiący pana pemiera pajac wtykał psie kupy w narodowe flagi, a nie my. Przekonanie, że jak jest kiełbasa to wszystko inne musi się ludziom podobać, razi prymitywizmem.

No, i jest pewien kłopot, kiełbasy jakby coraz mniej. Pan premier tłumaczy jednak, że to złudzenie:

Warto zwrócić uwagę, że dzieje się tak, mimo że Polska odnosi oczywiste sukcesy - choćby zastrzyk pieniędzy z Unii Europejskiej, skok cywilizacyjny, pozycja w Europie. Można przyjąć, że to wszystko nie tylko nie zaspokaja aspiracji, ale wręcz rozbudza aspiracje, którym trudno sprostać. Polacy oczekują po prostu więcej... Prognoza społeczna prof. Czapińskiego pokazuje, że Polacy widzą mniej powodów do narzekań, gdy oceniają własną sytuację, a więcej - gdy oceniają państwo.

Powyższy fragment jest kluczowy i w gruncie rzeczy bardzo optymistyczny. Dowodzi on bowiem, że tak szefostwo "Wyborczej", jak i sam pan premier, kompletnie nie rozumieją co się w Polsce w ostatnich miesiącach stało i z czego wynika drastyczny spadek poparcia dla PO. Nie mogą pojąć dlaczego ten rzekomy "zastrzyk pieniędzy z Unii" i skok cywilizacyjny, za którym kryją się niedokończone drogi i wielkie stadiony, większości już nie przekonuje.

Przyczyna jest banalnie prosta: wyszła na jaw imitacyjność całej zabawy w tuskowy rozwój. Polacy na co dzień widzą, że ich korzyści z owych miliardów i z inwestycji są minimalne. Miliardy euro faktycznie wydajemy, ale sporą część na głupoty (ile grantów z tych funduszy dostała skrajnie lewicowa "Krytyka Polityczna"?), dużą część na polepszenie estetyki otoczenia (np. rewitalizację starych miast), ale bardzo, bardzo niewiele na inwestycje, które przynoszą rozwój gospodarki, innowacje, miejsca pracy i polskie konkurencyjne produkty. Nie. Model rozwojowy to zakup niemieckiej sałaty w niemieckim supermarkecie.

Polska pod obecnymi rządami podążą grecką drogą. Rośnie zadłużenie, a jakie jest naprawdę w końcu  się przekonamy, możliwości jego ukrywania nie są nieograniczone. Inwestycje infrastrukturalne są rozgrzebane, nie układają się w  spójny system, a firmy drogowe je budujące zamiast się rozwijać, modernizować sprzęt poupadały jak muchy. Silnych firm, niezależnie czy dużych, małych czy średnich, za mało.

Co pozostaje? Propaganda sukcesu w której powody do ogłaszania owego sukcesu są coraz bardziej błahe i śmieszne. Amerykańskie samolotu dla LOT-u, który chwilę potem okazuje się bankrutem wykończonym zarządzaniem przez ludzi PO, włoskie pociągi dla PKP niezdolnych dowieść ludzi na czas do pracy na linii podmiejskiej... Ostatnio nawet jedna z telewizji, złakniona sukcesu, przez kilka minut pokazywała trójwymiarowe wizualizacje inwestycji, których budowy mają zacząć się za kilka lat. Trudno o lepsze granie ludziom na nerwach.

Polacy słusznie, bardzo racjonalnie, oceniają dziś jakość rządów Platformy, które, jeśli nie zostaną przerwane, prędzej czy później skończymy jak Grecjia. Dlatego właśnie tak śmieszny jest pan premier, który zaklina rzeczywistość słowami iż jego partia "kilka miesięcy przed wyborami prześcignie PiS". Bo tak już dawno wyliczył nasz premier-wróżbita-matematyk. Facet nie umie wydać miliardów by nie zniszczyć firm budowlanych, ale sondaże odczytuje z przyszłości. Z kolei jego minister spraw wewnętrznych debatuje z wydawcą dzieł zbrodniarza Lenina na temat zwalczania faszyzmu. Ha!

Bawcie się dobrze, rzeczywistość jest gdzie indziej.

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych