Na zdjęciu: Grzegorz Hajdarowicz jako "przedsiębiorca krakowski" w TVP Kraków rzuca kolejne obelgi na redakcję "w Sieci". Dziennikarka nie niepokoi go trudniejszymi pytaniami.
***
Pytają mnie Państwo w listach i mejlach, a także prywatnie, dlaczego nie odpowiadam na zaczepki Grzegorza Hajdarowicza czy też jego uległo-radykalnego wybrańca pana Jana Pińskiego. Otóż z dwóch powodów. Po pierwsze szkoda czasu. Po drugie nie mam czasu. Wskutek zbiegu okoliczności w ciągu miesiąca musieliśmy podjąć się budowy pełnowymiarowego tygodnika, do czego nie byliśmy oczywiście przygotowani. Naprawdę więc mamy ważniejsze sprawy na głowie niż polemizowanie z jakimiś nieszczęśnikami, którym - słusznie i mądrze - uciekają czytelnicy urażeni pomysłem, że da się im wcisnąć podróbkę. Zresztą, z chwilą gdy zwolniono mnie z Presspubliki i zamknąłem za sobą drzwi, zamknąłem też ten rozdział.
Ale oczywiście żądania czytelników nie można zlekceważyć, zatem kilka odpowiedzi na zarzuty.
Po pierwsze nie jest prawdą, że pismo "w Sieci" było przygotowywane z myślą o konkurencji z "Uważam Rze". Był to autorski projekt Jacka Karnowskiego, redaktora naczelnego portalu wPolityce.pl. Dlatego właśnie pomyślany został jako dwutygodnik i dlatego wydany został w formule kwadratowej. Chodziło o uniknięcie zderzenia ze wspomnianym tygodnikiem. Tu ważne zastrzeżenie - Jacek Karnowski nigdy nie był pracownikiem "Uważam Rze", czasem drukował tam teksty, a co tydzień przeprowadzał ze mną dla tego pisma wywiady. W samej redakcji był bodajże raz, towarzysko.
Po drugie, nie jest prawdą, co twierdzi pan Piński, że zajmowałem się wyceną tekstów autorów "Uważam Rze". Nigdy nie leżało to w moich kompetencjach. Choć nie wiem na czym, gdyby leżało, polegałby problem? Swoją drogą wchodzenie przez pana Pińskiego w dywagacje o tym kto ile zarabiał w tygodniku jest żenujące. Ale skoro już weszliśmy to doradzam: gdybym był na miejscu jakiegokolwiek wydawcy, a zatrudniałbym pana Pińskiego, zażądałbym wręcz od niego dopłaty za możliwość grzebania w piśmie i przy tekstach. To będzie bardzo kosztowny eksperyment.
Po trzecie, nie jest prawdą iż "w Sieci" zostało przygotowane na komputerach czy programach Presspubliki. Byłoby to zresztą fizycznie niemożliwe, bo projekt przygotowywał Jacek Karnowski, a jak już wspomniałem, nie przebywał w tej firmie. Skąd zresztą pomysł, że komputery i programy do składu gazet to dziś dobro tak rzadkie i tak niedostępne, że korzystać można z nich tylko u pana Hajdarowicza? Ale żeby nie być gołosłownym - oto potwierdzenie zakupu przez wydawcę odpowiedniego programu graficznego z marca 2012 roku:
Program, jak i odpowiednie komputery, zakupiono uruchamiając miesięcznik "Na poważnie". Rzucający na lewo i prawo słowa o złodziejstwie pan Grzegorz Hajdarowicz powinien się więc opanować, przestać kłamać, a jeśli nie potrafi, przedstawić jakieś dowody, jakieś fakty. Ich jednak nie ma.
Pracując w "Uważam Rze" przez półtora roku, a wcześniej przez pół roku pracując nad koncepcją tygodnika, dałem z siebie, jak wszyscy w "Uważam Rze" zaangażowani, wszystko. Powstała wielka wartość, także rynkowa. A potem, po przejęciu przez pana Hajdarowicza Presspubliki, należałem do zwolenników podjęcia próby koegzystencji z tym wydawcą. Bo dobro pisma stawiałem najwyżej. Niestety, zaledwie rok później dymią tam tylko zgliszcza. Podobnie zresztą jak po "Przekroju". Prawdziwy z pana Hajdarowicya, jak mawiała w takich wypadkach, przekazując mądrość pokoleniową, moja śp. babcia Felicja Piątkowska z domu Rogowska, majster-psuj.
Ale to zdenerwowanie kokosowego biznesmena jest zrozumiałe. Sytuacja miała być przecież odwrotna, plan był inny. To dziennikarze wyrzuceni z "Uważam Rze" mieli bezsilnie denerwować się operacją podmiany treści w tym piśmie, operacją wstawienia w miejsce oryginału rządowej podróbki. Wściekli i bezradni mieliśmy biegać po mieście, skarżyć się, szukając możliwości wznowienia pisma, bez szans na wykrzyczenie iż dokonuje się oszustwo. A pan Hajdarowicz miał spokojnie mówić, korzystając z otwartej anteny telewizji rządowych, że takie są prawa rynku. Tak przecież zawsze to działało w ostatnim 20-leciu.
Tak, tym razem ktoś był sprytniejszy. I nie chodzi o przygotowanie "w Sieci" jako alternatywy dla "Uważam Rze", bo tego nie zrobiliśmy. Mądrość polegała na upartym, zdeterminowanym, budowaniu struktury, która byłaby gotowa podjąć to wyzwanie w godzinie X, w momencie przełomu, po wyrzuceniu redakcji, co przecież dla każdego trzeźwo myślącego człowieka było oczywiste. Nie po to władza sprzedała tytuł temu panu, nie dlatego tak a nie inaczej to sfinansowano, by wszystko było po staremu. Nie. Plasterek po plasterku silny ośrodek konserwatywny miał zostać rozczłonkowany. I tego dokonano. Są świadkowie, że jednoznacznie to, choć ze smutkiem, przewidywałem. Bo nie stać nas na złudzenia, musimy twardo stąpać po ziemi.
Jak już wiemy planu władzy nie udało się zrealizować do końca. Ciężkie trzy lata pracy zespołu wPolityce.pl, pracy wykonywanej często za darmo, często kosztem życia rodzinnego, przyniosło efekty. Portal wPolityce.pl czyta dziś ponad milion unikalnych użytkowników miesięcznie, rosną kolejne przedsięwzięcia internetowe, udało się pozyskać kapitał na rozwój, budujemy z sukcesem swoje pismo, a pan Hajdarowicz, jak rozmazany dzieciak, płacząc nad własną "krzywdą", chodzi po mieście, po telewizjach i się skarży. Aż trudno uwierzyć. Tylu ludzi wyrzucił na bruk, tyle mediów zniszczył, tyle razy złamał słowo, a teraz się nad sobą użala.
I to jest kolejny powód dla którego zasadniczo z panem H. nie polemizuję. Bo choć obraża mnie i kolegów na wszystkie sposoby, kłamie i rzuca kalumnie, to widok tego wysłannika cynicznego rządu, przyjaciela pana Grasia, lejącego krokodyle łzy nad faktem iż bandycka operacja pacyfikacji niepokornych mediów nie całkiem się udała, jest bezcenny. Zniosę kolejne obelgi (nieszkodliwe zresztą w tych ustach) i śmieszne kłamstwa, by zobaczyć to jeszcze raz.
I na tym kończę wątek pana H. i podmienionego "Uważam Rze". Niech to pismo dalej zalega stosami w kioskach. Niech wierzga w przedśmiertnych konwulsjach. Nie nasza to już sprawa.
Tworzymy tygodnik "w Sieci" - pismo naprawdę niezależne, oparte na doświadczonym zespole redakcyjnym z wieloma gwiazdami dziennikarskimi. Pismo do którego nieustająco zapraszamy wszystkich niepokornych autorów. Wkrótce zresztą ogłosimy z dumą kolejne wzmocnienia.
Tego tygodnika żaden kokosowy plantator, żaden bankier wściekły na ujawnienie nieładnej przeszłości, żaden wysłannik czy przyjaciel pana Grasia, nigdy nie przejmie. Boli? Boli. I niech boli. Nie wiem jak państwo ale nas gra z wydawcami III RP o kawałeczek wolności przestała bawić. Albo wspólnie stworzymy własne, tożsamościowe, niezależne media, albo będą nas co tydzień, jak przez ostatnie 20 lat, zjadali na śniadanie.
Na to nie możemy pozwolić, w końcu jesteśmy dzielnymi Hobbitami:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/147673-widok-przyjaciela-pana-grasia-lejacego-lzy-nad-niepelnym-powodzeniem-planu-pacyfikacji-mediow-niepokornych-bezcenny