Przypadek usunięcia z UKSW profesora Zdzisława Krasnodębskiego pokazuje, że w tym systemie nie ma przypadków

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Z prawej prof. Zdzisław Krasnodębski. Fot. wPolityce.pl
Z prawej prof. Zdzisław Krasnodębski. Fot. wPolityce.pl

Z wywiadu z profesorem Zdzisławem Krasnodębskim wyłania się dość jasny obraz jak to wszystko funkcjonuje.

CZYTAJ: Prof. Krasnodębski usunięty z UKSW. "Rektor stwierdził, że musi ze mną porozmawiać, z powodu mojej „jednostronnej“ publicystyki"

Mamy więc znanego, cenionego za granicą i w Polsce profesora, stałego wykładowcę Uniwersytetu w Bremie, wiernego powołaniu polskiej inteligencji by zawsze mówić prawdę, który mógłby rozsławiać nadal imię uczelni - Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Ale tak już nie będzie.

Śmierć poprzedniego rektora, księdza profesora Ryszarda Rumianka w tragedii smoleńskiej także i tu, jak w tylu innych miejscach, spowodowała lawinę zmian. Ich finał jest dla profesora jednoznaczny: wypchnięto go z uczelni pod formalnymi pretekstami, wyraźnie jednak zanurzonymi w dziwacznym sosie zarzutów o "jednostronną publicystykę". Co zresztą jest o tyle zabawne, że trudno sobie wyobrazić publicystykę dwustronną. A jeśli już, to może jakieś przykłady? Czy liczni w środowisku akademickim żołnierze partii rządzącej spełniają te kryteria?

Mniejsza o to. To co spotkało profesora doskonale wpisuje się bowiem w liczne lekcje udzielane nam codziennie przez system III Rzeczpospolitej, tak pieczołowicie i tak skutecznie restaurowanej po 10 kwietnia 2010 roku, kiedy zginął kwiat elit postulujących budowę nowego państwa, ze śp. prezydentem Lechem Kaczyńskim, a na ich miejsce natychmiast wstawiono ludzi pozbawionych tej ambicji. I zaczęto udzielać lekcji. Jasnych, prostych, tak by nikt nie miał złudzeń jakie obowiązują reguły.

Tak więc o tym jakie poglądy są obiektywne decyduje dziś władza. Rzecznik rządu Paweł Graś uznał nawet, i słusznie, iż nie ma się co z tym kryć i wystawił po kampanii wyborczej cenzurki publicystom, jednych chwaląc, innych ganiąc. Świat dziennikarski przyjął to ze zrozumieniem.

Zmieniły się też kryteria tego czym jest sukces. Bo sukces, wbrew zgniłej definicji kapitalistycznego świata, nie polega dziś na zbudowaniu minimalnym kosztem największego tygodnika w Polsce i na bezpiecznym przeprowadzeniu swojej gazety codziennej przez okres kiedy inne projekty padają jak muchy. Nie. Bo jeśli media te są niezależne od władzy, to kończy się kłopotami.

Nowe czasy wymagają przewartościowań na wielu polach. I tak ulubionym księdzem polskich mediów bliskich władzy staje się ten kapłan, który dostrzega i potrafi wyrazić uroki satanisty, a widząc oblicze chamskiego antyklerykalizmu umie wydobyć jego świeżość i piękno.

Estetycznie nie do zniesienie jest natomiast dostrzeganie przyczyn i tragedii smoleńskiej głębiej niż widzi to nasza władza. Precyzyjna analiza jak mogło dojść do tak niewyobrażalnej w świecie Zachodu katastrofy, stawianie pytań o odpowiedzialność, co konsekwentnie i z wielką odwagą robi profesor Krasnodębski, skutkuje wykluczeniem.

I tak dalej, i tym podobnie. I dlatego, idę o zakład, władze UKSW wiedzą co robią. Przypadek profesora Krasnodębskiego pokazuje, że w tym systemie nie ma przypadków.

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych