Gauden i Bauman w jednym stali domu. Gauden może imponować konsekwencją i spoistością swej postawy wobec organów bezpieczeństwa PRL

fot.youtube
fot.youtube

Grzegorz Gauden się marnuje. Jest dyrektorem jakiegoś tam Instytutu Książki i niewiele może. Ewentualnie jako reprezentanta suwerennej Polski może posłać na targi wydawców do Lwowa rozwichrzonego, siwego Zygmunta Baumana, postczekistę i postmodernistę w jednym.

O Baumanie nie ma już co pisać. Jerzy Bukowski w krótkiej, ale instruktywnej nocie bezpieczniacką odyseję dzisiejszego piewcy płynnej ponowoczesności przedstawił. Zrobił to klarownie i wystarczająco dobitnie, żeby nawet minister Zdrojewski mógł uzupełnić braki w swej wiedzy o funkcjonariuszach słusznie minionego ustroju. Natomiast choćby szkicowy portret Grzegorza Gaudena skreślić na pewno warto.

Gauden może imponować konsekwencją i spoistością swej postawy wobec organów bezpieczeństwa PRL.

W styczniu 2005, jako naczelny dziennika „Rzeczpospolita”, wyrzucił z pracy Bronisława Wildsteina za upublicznienie wykazu nazwisk osób, których akta znalazły się w zasobach warszawskiej filii Instytutu Pamięci Narodowej. Na liście, nazwanej później nietrafnie listą Wildsteina, znajdowały się cztery kategorie osób: oficerowie służb cywilnych i wojskowych z czasów PRL, zwerbowani przez nich tajni współpracownicy tych służb (TW), osoby wytypowane do werbunku (TWk) oraz osoby rozpracowywane przez bezpieczniaków, czyli tzw. figuranci. Ten koktajlowy charakter katalogu, formalnie zresztą jawnego, choć trudno dostępnego, spowodował wówczas trochę lustracyjnego ożywienia, ale i zamieszania typu who is who.

Warto zauważyć, że pełna postać listy inwentarzowej zasobów IPN pozwalała dość łatwo odróżnić funkcjonariuszy służb komunistycznego państwa od pozostałych trzech grup osób, które znalazły się na liście. Upublicznienie treści jawnych nie narusza prawa, decyzję o przemieszaniu na liście różnych grup osób podjęły ówczesne władze IPN.

Za co więc Grzegorz Gauden wyrzucił wtedy Wildsteina? Lwowski epizod z roku 2013 oraz sposób, w jaki Gauden, dziś dyrektor Instytutu Książki, broni swej decyzji o wysłaniu na Ukrainę Zygmunta Baumana, rzuca pewne światło na motywy zwolnienia przez niego renomowanego publicysty „Rzeczpospolitej”, który chciał przerwać panujący wówczas lustracyjny marazm. Dziś jasno widać, że Gaudenowi z byłym funkcjonariuszem aparatu przemocy Baumanem jest po drodze, natomiast z prolustracyjnym Bronisławem Wildsteinem – wręcz przeciwnie. Pytanie, po co jeszcze mieszać do tego jakieś książki.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.