Gry i gierki, czyli mydlenie oczu: w spółkach Skarbu Państwa normą staje się zatrudnianie skazanych lub oskarżonych o korupcję

fot. PAP/Radek Pietruszka
fot. PAP/Radek Pietruszka

Nieważne, jakie studia skończyłeś i co umiesz. I tak nie znajdziesz pracy. Jeżeli jesteś w odpowiedniej „grupie”, to nawet wyrok za korupcję nie jest przeszkodą, a wręcz przeciwnie – dowodem na zdany test lojalności.

W ubiegłym tygodniu napisałem (http://goo.gl/s4kAO) o tym, co powoli staje się normą – procederze zatrudniania skazanych lub oskarżonych o korupcję w spółkach Skarbu Państwa.

Opisałem dwa „studia przypadku”. Oba szokują nie tyle bohaterami, co arogancją prezesów spółek, którzy przyjęli bohaterów afer korupcyjnych do pracy.

Henryk Dyrda, były poseł BBWR jest dziś prokurentem w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Robót Drogowych w Katowicach - spółce zależnej Elektrowni Chorzów SA, której właścicielem jest Skarb Państwa. Dyrda został skazany prawomocnym już od 2012 r. wyrokiem za korupcję na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i 15 tys. zł grzywny za pomoc w przekazaniu łapówki.

W 2007 roku Dyrda usłyszał zarzut, że przyjął od Barbary Kmiecik równowartość 100 tys. dolarów. Pieniądze miały trafić do ówczesnego szefa Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki, nieżyjącego już Jacka Dębskiego za (zakończone sukcesem) załatwienie zięciowi Kmiecik posady w kierowanym przez niego urzędzie. Sąd uznał, że Dyrda nakłaniał Kmiecik, by przekazała łapówkę, a później udzielił pomocy w jej wręczeniu - przyjął kwotę w dwóch ratach, łącznie 350 tys. zł (100 tysięcy dolarów), które miały trafić do Dębskiego. Czy trafiły? To już inna sprawa.

Wyrok w zawieszeniu to finał jednego procesu Dyrdy. W sądzie toczy się jeszcze jeden proces, w którym siedzi na ławie oskarżonych.

Po ujawnieniu, gdzie pracuje skazany za korupcję Dyrda, Jacek Matusiewicz (nazwisko znane w śląskiej Platformie Obywatelskiej bardzo dobrze, bo jej skarbnik, ale to temat na kolejny artykuł) prezes WPRD zastosował sprawdzony manewr. Zamilkł. Nie odpowiedział na przesłane pytania. Dopiero po kilku dniach (!) zdecydował się w mailu do szefa Rady Nadzorczej Adama Przybyło wyjaśnić fakt przyjęcia skazanego za korupcję do pracy na eksponowane stanowisko. List cytuję in extenso:

Szanowny Panie Prezesie w związku ze złożonym przez Pana zapytaniem dotyczącym zatrudnienia pana Henryka Dyrdy w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Robót Drogowych w Katowicach, informuję co następuje:

po dokonaniu szczegółowego wyjaśnienia sprawy, powziąłem informację o tym, że pan Henryk Dyrda jest osobą karaną, co nie stanowi formalnej przeszkody w pełnieniu przezeń funkcji dyrektora ds. handlowych. Jednakowoż mając na względzie tą okoliczność oraz interesy kierowanego przeze mnie przedsiębiorstwa, podjąłem decyzję o udzieleniu urlopu panu Henrykowi Dyrdzie oraz cofnięciu Mu prokury. Po wykorzystaniu urlopu przez tego pracownika podejmę dalsze kroki zmierzające do rozwiązania powstałego problemu w jak najlepszym interesie WPRD.

Jacek Matusiewicz albo oszukuje szefa rady nadzorczej, albo przez kilka lat żył w Matrixie, i nazwisko Dyrdy oraz jego losy były mu obce, nie dopuszczał do siebie informacji o mafii węglowej, Barbarze Kmiecik i śmierci Barbary Blidy. To ostatnie jest szczególnie dyskwalifikujące, bo jeszcze do niedawna J. Matusiewicz mieszkał w Siemianowicach Śląskich, tak jak Barbara Blida, ba – był nawet wiceprezydentem tego miasta! Nie ma na Śląsku średnio inteligentnego człowieka, który nie słyszał o problemach z prawem Henryka D. Ale pan Jacek nie tylko nie słyszał, ale dał byłemu posłowi robotę w spółce, dyrektorskie stanowisko i uczynił prokurentem. Ludzki pan! A kiedy to szambo wylało, pana Henia wysyła na urlop.

Założę się, że stan zdrowia „dyrektora ds. handlowych” szybko się pogorszy, i wszyscy będziemy pokrywać niemały zapewne zasiłek chorobowy wypłacany przez ZUS. Kwestią do zbadania pozostaje znalezienie odpowiedzi na pytanie: kto uczynił Jacka Matusiewicza prezesem WPRD i za jakie zasługi? Bo kilka lat szefowania Funduszem Górnośląskim raczej do wybitnych osiągnięć Jacka M. zaliczyć nie można (ten okres „rządów Jacka, brata Adama” będzie być może tematem dla jakiegoś dziennikarza).

Przypadek opisany przeze mnie wywołał reakcję Ministerstwa Skarbu Państwa. Dostałem następującą odpowiedź na prośbę o komentarz do „wydarzeń w WPRD z Henrykiem i Jackiem w tle”:

Pracodawcą w rozumieniu Kodeksu pracy jest spółka, a zatem czynności z zakresu prawa pracy dokonuje prezes zarządu lub osoby przez niego upoważnione i to one ponoszą odpowiedzialność za dobór kadry pracowniczej. Ministerstwo Skarbu Państwa wystąpi do nadzorowanej spółki o informację i wyjaśnienie opisanej przez Pana sprawy. Pozdrawiam,  Magdalena Kobos dyrektor Biuro Komunikacji Społecznej.

Czekam z niecierpliwością. Ciekawe, czy Jacek Matusiewicz będzie równie mało wylewny?

Także temat Leszka Jarno, który został „przytulony” w Koksowni Przyjaźń SA (spółka z Grupy Kapitałowej Jastrzębskiej Spółki Węglowej SA) jako „doradca zarządu w zakresie konsolidacji sektora koksowego oraz opracowywania i wdrażania strategii rozwoju spółki” z wynagrodzeniem (kieszonkowym?) 40 tysięcy złotych miesięcznie, zbulwersował mniej odpornych i nie mających pojęcia o układach i układzikach w górniczej branży.

Ten „doradca” zarządu koksowni w niektórych publikacjach prasowych występuje jako Leszek J. Powód? Banalny - J. jest oskarżony o przyjęcie ponad 600 tysięcy złotych łapówek. Zarzut usłyszał w czasie śledztwa, zainicjowanego doniesieniem złożonym w ABW przez Andrzeja B. współwłaściciela firmy Emes Mining Service, specjalizującej się w podziemnych robotach kopalnianych oraz w produkcji środków chemicznych. Andrzej B. zeznał, że w latach 2003 – 2008 wraz z drugim współwłaścicielem firmy Antonim G. oraz jego synem – Andrzejem G. – ich firma wygrywała przetargi na roboty i dostawy towarów w śląskim przemyśle wydobywczym, bo korumpowała prezesów spółek węglowych oraz dyrektorów kopalń.

Biuro prasowe Ministerstwa Gospodarki było oszczędne w komentowaniu tego skandalu.

Zgodnie z przepisami Kodeksu spółek handlowych sprawy spółki prowadzi Zarząd. Ten organ spółki jest więc odpowiedzialny również za politykę kadrową. Postawienie zarzutów lub skazanie nie oznacza automatycznego zakazu zatrudniania w spółce. Może natomiast powodować zakaz zajmowania określonych stanowisk lub pełnienia funkcji. W przypadku otrzymania przez Ministerstwo informacji o nieprawidłowościach w funkcjonowaniu spółek w większości sytuacji sprawa jest kierowana do Rady Nadzorczej z prośbą o jej wyjaśnienie w ramach posiadanych uprawnień nadzorczych.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.