Protasiewicz wiernym odbiciem partii, która go wysunęła z ramienia. "Takich mamy asów. Na miarę rządzącej partii. I na jej potrzeby"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Grzegorz Jakubowski
PAP/Grzegorz Jakubowski

Nawalony Protasiewicz na niemieckim lotnisku przedstawił nie tylko siebie. Przedstawił także swoje polityczne środowisko. Butne, aroganckie, szydzące z opinii innych, zadufane w sobie do ostatnich granic. To jest rezultat opanowania przez rządzących w Polsce wszystkiego, zlikwidowania przez nich najmniejszych nawet posterunków demokracji w postaci choćby szefów kontrolnych sejmowych komisji oddanych w ręce opozycji. Nie tej od Palikota albo Millera, bo cóż to za opozycja, na którą PO może prawie zawsze liczyć? Dawniej, zwyczajowo Komisji do Spraw Służb Specjalnych przewodniczył ktoś z najliczniejszej opozycji. Teraz w roli opozycjonistki występuje Elżbieta Radziszewska z PO, tak jak Stefan N. w Komisji Obrony Narodowej, Grzegorz Schetyna w Komisji Spraw Zagranicznych, Dariusz Rosati w Komisji Finansów.

O Krajowej Radzie Radia i Telewizji napisano już tak wiele, że wszyscy jej zalety, zarówno intelektualne, jak i polityczne znają. Też sami swoi. Niedawno nawet NIK przejął działacz PO, więc Protasiewicze, Nowaki, Arłukowicze, zastępy ich towarzyszy i kumpli maja się wspaniale. Sami rządzą, sami kantują, sami robią wodę z mózgu widzom i czytelnikom, podporządkowując redakcje, anteny i wydawnictwa społecznymi pieniędzmi, wciskanymi prasowym wasalom w postaci ogłoszeń i kampanii reklamowych. Spółki Skarbu Państwa, urzędy wojewódzkie i samorządy płacą miliony jak za zboże za infantylne brednie o urokach czekających na wędrowca w lesie lub o czymś podobnym.

W przypadkach najbardziej już śmierdzących Donald Tusk coś tam bąknie o obowiązkach odpowiedzialnego polityka, ale wiadomo, że takim Protasiewiczom nic naprawdę stać się nie może. Jakieś chwilowe odsunięcie od łakoci, pogrożenie palcem i tyle. Inaczej jednak być nie może, ponieważ takimi Protasiewiczami właśnie, Drzewieckimi i im podobnymi Tusk realizował wszelkie intrygi, niezbędne do wykończenia politycznych rywali we własnych szeregach. Przypadek Protasiewicza na Dolnym Śląsku dość dokładnie rzecz ilustruje. Dziadostwa i politycznego krętactwa realizowanego za pieniądze spółek Skarbu Państwa było tam pod dostatkiem, ale żadna kontrola niczego nie znalazła, bo koleś kontroluje kolesia.

Dlatego właśnie Protasiewicze mają wszystko gdzieś. Idą na całego. Innych tam prawie nie ma, bo milczenie w opisywanych przypadkach też jest dziadostwem. Najbardziej, oprócz premiera, który stwierdził, że porozmawia z Protasiewiczem, gdy ten ochłonie, ubawił mnie niejaki Palikot. Powiedział on, że nasz bohater z niemieckiego lotniska, to zadowolony z siebie kretyn i zadowolony z siebie debil. Protasiewicz może spokojnie mu odpowiedzieć tymi samymi epitetami. Po polsku, choć i ten język kaleczy. Przypominając telewizyjne występy z penisem w dłoni i ze świńskim ryjem. Wówczas byli jeszcze partyjnymi towarzyszami.

Takich mamy asów. Na miarę rządzącej partii. I na jej potrzeby.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych