Swe sześćdziesięciolecie prezydent Komorowski obchodził na wesoło. Tak trzeba. Nigdy nie należy jednak przesadzać, bo wesołość przekształca się wówczas w komedię. Jak dziś.
Pan prezydent był główną postacią podczas otwarcia w Warszawie Skweru Wolnego Słowa. W okolicy ul. Mysiej, gdzie znajdowała się siedziba centrali urzędu cenzury, strzegącej by nikt nie śmiał powiedzieć, napisać coś złego o rządach komuny i jej głównych aktorach.
Pan prezydent był rześki, roześmiany, wszak cenzurę diabli wzięli, każdy może publikować, co tylko zechce. I nic nikomu do tego. Z całym przekonaniem potwierdzić to może autor portalu antykomor.pl. Naśmiewanie się z prezydenta Komorowskiego wcale nie kosztowało go, jak byłoby dawniej, wielodniowym przesłuchaniem, paką albo przynajmniej wylaniem z roboty. Dziś jesteśmy w Krainie Łagodności.
Do mieszkania, należącego do właściciela portalu, weszli o świcie funkcjonariusze ABW, dokonali rewizji, aresztowali komputery i ich posiadacza. Wkrótce wypuścili, ale procesik sądowy czeka. Prezydent zapewnia, że z uśmiechem znosi kpiny z własnej osoby, tylko że autor antykomora nie może tego potwierdzić ani jednym zdaniem. Jeśli wkrótce pójdzie siedzieć – jego sprawa. A pan prezydent posiedzi od czasu do czasu na ławeczce przy Skwerze Wolnego Słowa. I znowu powie coś wesołego i krzepiącego. Przecież od tego jest.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/133766-w-strefie-wolnego-slowa-prezydent-zapewnia-ze-z-usmiechem-znosi-kpiny-z-wlasnej-osoby-autor-antykomora-nie-moze-tego-potwierdzic