Nic się nie zmienia i dopóki rządzić będą w telewizjach ci sami osobnicy, zmian nie będzie. Oto najnowszy przykład, dzisiejszy. Tu i tam zebrało się trochę rozsierdzonych niewiast, by manifestować pod hasłem „manifa”.
W Warszawie organizatorzy, bo przecież organizatorki miały zapewne męskie wsparcie, w przypływie dobrego humoru, nazwali imprezkę „wielką manifą”. Jest Teatr Wielki, ma Schubert swą Wielką Symfonię, ma ją także Mozart, mieliśmy Kazimierza Wielkiego, dlaczego więc nie ma nam się przytrafić „wielka manifa”? Z nominacji zainteresowanych. Ale dość żartów.
Gdy przez Kraków przemaszerował ogromny, co najmniej dziesięciotysięczny, pochód w obronie telewizji Trwam przed agresją rządzących, telewizje ledwo tłum dostrzegły i to ze znacznym opóźnieniem. Dziś, gdy przed Uniwersytetem Jagiellońskim zebrało się może 50 kobiet, krakowska reporterka mało nie zjadła mikrofonu zachwycając się doniosłością zgromadzenia. Starczyło też czasu na przepytywanie uczestniczek o cel przemarszu. Jakby tego było mało, reporterka nawoływała do przyłączenie się do skromniutkiego pochodu. W myśl swoich wskazań powinna sama porzucić robotę i wmieszać się czynnie w tę garstkę przybyłych przed UJ. Wówczas dziennikarska misja byłaby naprawdę spełniona.
A Jan Dworak, ze swymi przybocznymi, zapewne dobranymi wedle cech szczególnych, będzie nas nadal zapewniać o niezwykle uczciwym relacjonowaniu wydarzeń w Polsce. Niezapomniany Jerzy Waldorff mawiał do takich – a niechże was gęś kopnie. A niechże…
Poniżej: Marsz w obronie wolności mediów w Krakowie, fot. PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/128501-wielkie-oszustwo-reporterka-malo-nie-zjadla-mikrofonu-zachwycajac-sie-doniosloscia-zgromadzenia