Będzie ocena. Według recepty Kisiela. "Tusk ma się przyjrzeć ministrom pod kątem ich dalszej przydatności"

Po przekształceniu się Donalda Tuska w przeciwnika reguł ACTA szykuje się następny akt komedii. Za parę dni premier zabierze się do oceny swoich ministrów, ale miny jakie przed tą oceną czyni mogą robić wrażenie, że ten gabinet skompletowali mu politycy opozycji, albo Olechowski z Rokitą. A może ministrów podrzucili w zemście prezydent Sopotu w porozumieniu z Drzewieckim i Rosołem, albo chińscy budowniczowie autostrad, których ludzie Tuska najpierw wybrali, a potem przegnali? Tak czy inaczej po kolejnych trzech miesiącach zbijania bąków, Tusk ma się ministrom przyjrzeć pod kątem ich dalszej przydatności.

A sprawa jest dość prosta. Pewnie jest tam kilka osób znających się na powierzonej rzeczy trochę lepiej lub trochę gorzej, a reszta to polityczni agitatorzy, próbujący za przykładem swego szefa przykryć swą niekompetencję bezustannym gadaniem. Gadanie o robocie nigdy roboty nie zastąpi. Elżbiety Bieńkowskiej nikt na głupie gadanie nie namówi. Pilnuje swych zajęć i na propagandę nie ma czasu. Kiedyś zdobyła się nawet na parę miłych słów o swej poprzedniczce. Jednak to raczej wyjątek.

Gdyby więc szło o solidną ocenę, to Tusk powinien przepędzić na cztery wiatry całe to zgromadzenie politykierów, którym do solidnej pracy spieszy się, jak Anodinie do prawdy, ale trudno się im dziwić, bo przecież każdy pracownik jest na ogół zapatrzony w swego szefa. A poza tym ocenę premier powinien rozpocząć od siebie, bo tu jest główny wzór do powielania.

Cieszmy się więc, że Tusk chce wreszcie coś rozwiązać. Tylko wciąż trzeba pamiętać o słowach Kisiela oceniających zmagania władz PRL z rzeczywistością. Według Niego przywódcy PRL starali się rozwiązywać problemy, które sami stworzyli. I pod tym względem nic się zmieniło. Zatem rzeczywiście czas na komedii akt następny, a potem już chyba epilog…