Pamiętacie Państwo, jak to bez miary, co parę dni oczerniano Jana Kobylańskiego, polskiego biznesmana zamieszkującego od wielu lat w Urugwaju? W „Wyborczej” festiwal szkalowania sędziwego Polonusa trwał najdłużej. Przypisywano mu nie tylko skrajny antysemityzm, ale także denuncjowanie w czasie wojny Żydów Niemcom. Po Ameryce Południowej przez kilka tygodni grasował propagandzista złej sprawy (niech imię jego będzie zapomniane), ale to, co przedstawił na łamach nie zasługiwało na miano pracy dziennikarskiej. Ot, zwykły, wielostronicowy paszkwil. Jak słyszeliśmy, podobno, mawiano, tu i ówdzie wyrażano złe opinie. Taki był główny zestaw oskarżeń wobec Jana Kobylańskiego. Żadnych konkretów, dat, faktów, autoryzowanych wypowiedzi o faktach.
Zniesmaczony tą nagonką przez ludzi Michnika i ich kręgu, wypowiedziami Jarosława Gugały, Daniela Passenta i innych jeszcze raz to dziennikarzy, kiedy indziej dyplomatów, Jan Kobylański skierował do polskiego sądu oskarżenie o zniesławienie. Po sześciu latach sąd ogłosił umorzenie sprawy z powodu przedawnienia. Przed dwoma laty przyjmowałem zakłady, że tak właśnie się będzie. Ale najciekawsze jest coś innego. Adwokaci oskarżonych domagali się uniewinnienia, ale sąd stwierdził, że zebrany dotychczas materiał nie upoważnia do takiego werdyktu. Czyli inaczej mówiąc – oszczercom się upiekło.
Są już godziny wieczorne, szukam tej informacji na portalach, ale z miernym skutkiem. To taki dalszy ciąg tej samej sprawy. I tej samej metody.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/123860-proces-zakonczony-niesmaku-jeszcze-wiecej-czyli-inaczej-mowiac-oszczercom-sie-upieklo