Wraca groźne dla interesów Polski ocieplenie relacji na linii Berlin - Moskwa. Ster w niemieckiej polityce zagranicznej wobec Rosji przejął szczery fan Putina

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
spiegel.de
spiegel.de

Berlina wraca na drogę zbliżenia z Moskwą. Gwarantem tego jest nowy pełnomocnik ds. kontaktów z Rosją - Gernot Erler z SPD. Tygodnik "der Spiegel" poglądy Erlego skomentował w tytule (na zdjęciu): "Erler - nowy koordynator ds. rosyjskich: miłosne pozdrowienia do Moskwy".

Poprzednik Erlera - Andreas Schockenhoff z CDU, w ubiegłej kadencji Bundestagu i w czasie rządów chadecji z FDP, kilkakrotnie „nadepnął na odcisk” Kremlowi mówiąc otwarcie o łamaniu praw człowieka w Rosji. Tak się to nie spodobało Putinowi, że wszczął medialną nagonką na Schockenhoffa i ochłodził relacje z Niemcami.

Pies ujada, ale karawana jedzie dalej

Tak na potrzeby poniżenia Schockenhoffa Siergiej Ławrow, minister spraw zagranicznych Rosji zmodyfikował powszechnie znane przysłowie.

Teraz się to zmieni. Ze strony Gernota Erlera, slawisty, biegle władającego językiem rosyjskim, padło pod adresem Putina, tuż po wypuszczeniu przez niego Michaiła Chodorkowskiego, wiele wylewnych określeń. Sam czyn nazwał

Ukoronowaniem roku pełnego sukcesów prezydenta Putina.

Z pewnością Erler będzie chciał zawrócić niemiecką politykę wobec Rosji na tory znane dobrze w Polsce z lat kanclerstwa Gerharda Schrödera, gdy oba państwa w praktyce koordynowały swoją politykę zagraniczną (razem z Francją pod rządami Chiraca) względem Stanów Zjednoczonych, np. w kontekście ich interwencji w Iraku.

Jak pamiętamy w odstawkę poszedł wówczas premier Miller, z którym ponoć przyjaźnił się Schröder -  Niemiec wolał Władimira od Leszka, m.in. dlatego, że bardziej – jak się potem okazało – opłacało mu się to. Warto wiedzieć, że to właśnie Erler w ministerstwie spraw zagranicznych był odpowiedzialny wówczas za politykę Niemiec względem Rosji.

Podobnie będzie teraz. I ciekawie będzie patrzeć, w jaki sposób Erler doprowadzi do ocieplenia relacji między kanclerz Merkel, a prezydentem Putinem. Oboje nie przepadają za sobą, ale nie dlatego – jak sprytnie to szufluje PR pani kanclerz – że niby to uraz po czasach NRD. Nie, Angela Merkel nie była w opozycji w NRD. Była lojalną obywatelką komunistycznego państwa niemieckiego, o czym mówi książka "Das erste Leben der Angela M." ("Pierwsze życie Angeli M.") autorstwa Ralfa Georga Reutha i Günthera Lachmanna, która wkrótce ukaże się w Polsce. Między szefową rządu RFN a prezydentem Rosji zwyczajnie nigdy „nie zaiskrzyło”. Putin nie znosi kobiet polityków; lubi uderzyć pięścią w stół, rozwalić się w fotelu naprzeciwko rozmówcy jak tatarski chan, a przed kobietą nie wypada mu tego robić.

Do legendy przeszło zdarzenie, gdy podczas rozmowy face to face obojga polityków na Kremlu, nagle otworzyły się drzwi i do sali wbiegł labrador, który od razu z naturalnej ciekawości podbiegł do struchlałej z przerażenia Angeli Merkel. To był taki „żart” Władimira Władimirowicza, który doskonale wiedział, że pani kanclerz – pogryziona w dzieciństwie przez psy – ma wciąż uraz i bardzo boi się tych zwierząt.

Putin już nie będzie w ten sposób szarżował i będzie najsłodszym w Naszej Galaktyce byłym pułkownikiem KGB po to tylko, aby ułatwić działanie nowemu/ staremu sojusznikowi Kremla w Berlinie.

Erler nie będzie się bawił w zadawanie „carowi” „głupich pytań” o sprawę zabójstwa dziennikarki Annny Politkowskiej. Nie będzie się też wdawał w konwenanse w odniesieniu do relacji swojego kraju z Polską. Znana jest przecież jego wypowiedź, że:

Tarcza antyrakietowa może powstać jedynie w konsultacji z Moskwą.

Wykazał też jakiś czas temu:

Pełne zrozumienie dla obaw Rosji wobec Zachodu.

Całe grono takich "Erlerów" otaczało w grudniu 1981 r. kanclerza Helmuta Schmidta, który za pośrednictwem dyktatora NRD Ericha Honeckera przekazał Jaruzelskiemu „słowa zrozumienia” dla decyzji o pacyfikacji wolnościowych dążeń Polaków. To się nazywało wówczas Ostpolitik – polityka wschodnia.

Zapewne współczesny Erler będzie chciał wykorzystać „specjalne relacje” Donalda Tuska i polityki zagranicznej Radosława Sikorskiego z Berlinem, aby spacyfikować polski interes narodowy, jeśli będzie on przeszkodą w rozwoju relacji między Niemcami a Rosją. Bardzo łatwo sobie wyobrazić, że w razie jakiegoś konfliktu (np. politycznego), to Warszawę Berlin będzie namawiał do ustępstw, a nie Moskwę.

W czasie pierwszej czterolatki rządów Merkel, gdy relacje z Putinem nie były jeszcze tak schłodzone, stanęła ona w 2008 r. wyraźnie po stronie Rosji w jej konflikcie o zabór Gruzji dwóch terytoriów. Było to tak oczywiste dla wszystkich, że nawet Radosław Sikorski w poufnej rozmowie (która wyciekła dzięki Wikileaks) z dyplomatą amerykańskim nazwał Niemcy „rosyjskim koniem trojańskim w Europie”.

Ciekawe jak dziś zachowa się Sikorski, gdy Erler przywróci rolę Niemiec jako „konia trojańskiego” Kremla? Jest przecież po słynnym przemówieniu w Berlinie, gdzie zadeklarował, że mniej się boi niemieckich czołgów, niż niemieckiej bierności. Czy teraz też będzie chciał takiej nadzwyczajnej aktywności naszego zachodniego sąsiada, skoro ta aktywność będzie być może joint venture niemiecko-rosyjskim jako efekt dyplomatycznych zabiegów Gernota Erlera?

Będziemy mieli szczęście jeśli po proniemieckich rządach ekipy Tusk-Sikorski-Komorowski obudzimy się jedynie z ręką w nocniku…

W ORYGINALE O GERNOCIE ERLE W "DER SPIEGEL".

 

Sławomir Sieradzki

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych