Donald Tusk jeszcze 6 czerwca zapowiadał publicznie w polskim radiu, że w kwestii kandydowania na urząd szefa Komisji Europejskiej:
Po czym już cztery dni później, wyraźnie zmieszany i jakby czymś zaskoczony, w kilku mediach wprost wyrzucił z siebie z żalem, że „trudny czas kryzysu wymaga jego premierostwa aż do 2015 roku”.
Co się stało, że tak niespodziewanie wcześnie premier został zmuszony do deklaracji, że pozostaje w Polsce?
W dniach 6-9 czerwca w Londynie odbyło się zebranie Grupy Bilderberg. To grupa wpływowych osób z całego świata, która od pierwszego spotkania w 1954 r. w hotelu Bilderberg w Holandii, ustala kto ma zająć jakieś ważne stanowisko z pominięciem procedur demokratycznych.
Na tę koicydencję czasową między pierwszą deklaracją Tuska, spotkaniem Grupy Bilderberg, a ostateczną decyzją Tuska, że jednak nie kandyduje zwrócił uwagę berliński prawnik, mecenas Stefan Hambura na swoim blogu na portalu wPolityce.pl:
Grupą Bilderberg, która także w Unii Europejskiej pełni rolę czegoś w rodzaju wszechmogącego, Biura Politycznego w krajach zależnych od Związku Sowieckiego, zainteresował się już kilka miesięcy temu znany włoski prawnik, były europarlamentarzysta - Alfonso Luigi Marra. Zażądał on od włoskiego prokuratora generalnego przeprowadzenia śledztwa w sprawie nieformalnego ingerowania Grupy Bilderberga w procesy wyborcze we Włoszech, które powinny podlegać demokratycznej kontroli.
Marra ma na myśli nieoczekiwany dla Włochów wybór na premiera Włoch Mario Montiego w 2011 r. Został on szefem rządu Italii po... zgadliście Państwo! Po spotkaniu Grupy Bilderberg w Szwajcarii. Zresztą Monti od 1974 r. jest członkiem tej Grupy.
Czym jest Grupa Bilderberg, skoro ma władzę ponadnarodową do podejmowania ważnych decyzji lub desygnowania swoich członków lub po prostu tych, których chce – na ważne stanowiska w różnych krajach? Ot np. Herman Van Rompuy został przewodniczącym Rady Europejskiej właśnie po spotkaniu Grupy Bilderberg
a
O tym ciele można znaleźć bardzo dużo informacji w internecie, wystarczy wstukać jej nazwę.
Ważne jest co innego. Coraz więcej Europejczyków uświadamia sobie, że tak naprawdę ma niewiele do powiedzenia w kwestiach unijnych. Mianowani urzędnicy coraz częściej mają czelność żądać podporządkowania się ich decyzjom od władz wybranych w demokratycznych wyborach, tak jak to niedawno działo się w stosunku do premiera Cypru, a co nieustannie spotyka premiera Węgier.
Donald Tusk, w myśl zasady - usiadłeś między wrony, kracz jak i one - oczywiście nie przyzna się, że za "zdjęciem" go z giełdy nazwisk stoi Grupa Bilderberg, na spotkaniu której był Jan Vincent Rostowski i właśnie najprawdopodobniej od niego premier dowiedział się, że tak szybko nie wyfrunie z Polski na fajniutką synekurę.
To, że Tusk nie zostanie ważnym urzędnikiem unijnym nie ma większego znaczenia. I tak zdaniem większości Polaków oddanie mu nawet zieleniaka może skończyć się bankructwem sklepiku lub zalaniem wodą z zepsutej rury. Jednak o losach politycznych tego polityka powinni decydować ci, którzy będą płacili mu pensję - czyli podatnicy-wyborcy, a nie jacyś koneserzy dobrych cygar z tej czy innej grupy. Unia Europejska zatraca swój pierwotny kształt – organizacji przenikniętej duchem demokracji. A może nigdy taką nie była?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/159616-za-utraceniem-kandydatury-tuska-na-szefa-komisji-europejskiej-stala-nieformalna-grupa-starszych-panow-z-brzuszkami