Już wiadomo dlaczego Donald Tusk był taki zadowolony, gdy zakończył ostatnie spotkanie z Angelą Merkel. Otóż okazało się - według niemieckich statystyk - że Polacy są w czołówce osób, którym z powodzeniem udaje się nostryfikować w Niemczech dyplom polskiej uczelni. Tuż po Turkach.
Jak triumfalnie pisze na swojej stronie rządowa radiowo-telewizyjna stacja Deutsche Welle:
Według informacji organizacji rzemieślniczych 57 procent, czyli więcej, niż co drugi wniosek złożony w sprawie uznania kwalifikacji, został już rozpatrzony pozytywnie. Wnioskodawcy pochodzili z 77 krajów, a najwięcej podań pochodziło od Turków i od Polaków.
A więc? Udało się! Niemcy odnieśli sukces. Czy będzie kolejny medal dla ich najbardziej oddanego polityka w Europie środkowej? Z pewnością należy mu się; jak nic zmniejszy się bezrobocie w Polsce. I na dodatek będzie „wypłukana” z Polski warstwa, która potencjalnie mogłaby zagrozić beztroskiemu „harataniu w gałę”, gdyby zaczęła zadawać pytania. No i gospodarka zachodniego sąsiada przestanie borykać się z kłopotami kadrowymi.
Niemal jednocześnie z informacją o napływie wykwalifikowanej polskiej siły roboczej do Niemiec rozeszła się wieść o cieplutkich synekurach - dla Tuska szefostwo Komisji Europejskiej, a dla Radosława Sikorskiego – władanie dyplomacją UE? To by tłumaczyło, dlaczego obaj panowie jeżdżąc do Berlina biorą ze sobą klęczniki.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/154501-nasz-zachodni-sasiad-ma-szanse-na-dobre-odbic-sie-z-gospodarczej-zapasci-naszym-kosztem-polscy-fachowcy-zaczeli-walic-do-niemiec-drzwiami-i-oknami