Ucieczka aktora w poprawność polityczną. Nie chce grać roli Lecha Kaczyńskiego, bo "nie jest zwolennikiem PiS"

Wikipedia
Wikipedia

Portal Onet.pl w reakcji na tekst na stronie wNas.pl o tym, że reżyser Antoni Krauze widzi w swym filmie „Smoleńsk” Mariana Opanię jako odtwórcę roli Lecha Kaczyńskiego, przeprowadził rozmowę z aktorem.

Dzięki temu dostaliśmy w pigułce obraz  III RP, która bardziej przypomina czasy autocenzury w PRL niż kraj wolnych ludzi, którzy mogą się spełniać w swym zawodzie bez obaw jak się będzie postrzeganym przez "środowisko".

Czy faktycznie można uwierzyć, że tak wybitny artysta jak Marian Opania nie chce zagrać śp. Kaczyńskiego, bo „nie jest zwolennikiem PiS ani braci Kaczyńskich”?

Czy w takim razie niemiecki aktor Bruno Ganz, który rewelacyjnie odegrał rolę Adolfa Hitlera w filmie „Upadek” z 2004 r. to zwolennik neonazistów? Albo może amerykańskiego aktora Omara Berdouniego, świetnie grającego rolę jednego z terrorystów w „Locie 93” Paula Greengrassa, ktoś traktuje jako ukrytego zwolennika Osamy bin Ladena?

Przykłady „niebezpiecznie politycznych” ról można mnożyć w nieskończoność. Jednak rzadko zdarzało się, żeby aktor odmówił grania jakiejś postaci z „przyczyn politycznych”.

Owszem, bywały sytuacje, gdy artysta nie chciał wcielać się w kogoś, aby „nie być  kojarzony”, np. Til Schweiger ponoć odmówił bycia „zabójcą” amerykańskiego żołnierza Millera granego przez Toma Hanksa w superprodukcji „Szeregowiec Ryan”. Jednak na pewno działo się to z powodów marketingowych, z obawy, aby nie być „zaszufladkowanym” u progu kariery.

Tymczasem mistrz Opania, rocznik 1943, stwierdza, że choć dla Lecha Kaczyńskiego miał „pewien rodzaj sympatii” to – jak czytamy w dalszej części wypowiedzi – „Jarosława Kaczyńskiego ocenia jako postać "antypatyczną", podobnie jak Prawo i Sprawiedliwość”.

Nawiasem pisząc dziwne, że portale typu Onet nigdy nie znajdują rozmówców odnoszących się do „sympatycznego” Kazimierza Kutza, Janusza Polikota czy Stefana Niesiołowskiego. Więc pewnie nigdy nie dowiemy się co pan Opania o nich sądzi...

Tak czy inaczej trudno uwierzyć, że aktorowi „czującemu odrazę” do smoleńskich teorii może chodzić o coś więcej niż o opinie z kręgów władzy i ich przyległości medialnych. Trzeba żałować, że mamy aktorów, którzy obawiają się brawurowych ról, wymagających tylko trochę odwagi. Bo przecież życiorys zawodowy mistrza Opanii jest mu tarczą.

Nikt Opanii, wcielającego się w postać dzielnego Lecha Kaczyńskiego przemawiającego w zagrożonym przez rosyjskie czołgi Tbilisi w sierpniu 2008 r., nie uzna za zwolennika zamachu w Smoleńsku, tak samo jak nikt nie widział w nim zblazowanego, słabego człowieka z problemami alkoholowymi, którego grał w „Człowieku z żelaza”.

Amerykanie mają szczęście. Tam zawsze znajdą się chętni, którzy chcą zagrać w filmach mówiących o "teoriach spiskowych". Na przykład w kontekście zabójstwa „przez pojedynczego szaleńca” prezydenta J. F.  Kennedy’ego.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.