Europoseł Ryszard Czarnecki myli się twierdząc, że nazwa „polskie obozy koncentracyjne” jest „rzadko używana w Niemczech”:
To skandaliczne stwierdzenie jest bardzo często używane, zwłaszcza w USA i Kanadzie, czasem również w niektórych krajach europejskich. Rzadko natomiast w samych Niemczech: ze zrozumiałych powodów byłaby to bowiem hucpa nad hucpami.
Europoseł bardzo się myli. Właśnie niemieckie media przodują w tego typu określeniach.
W grudniu ubiegłego roku „Nasz Dziennik” opisał stronę internetową gimnazjum w Kirchheim, na której uczniowie opowiadali o spotkaniu z Abbą Naorem, który jako 16-letni chłopiec znalazł się w „polskim obozie zagłady Stutthof”, gdzie życie straciła jego matka i brat. Gimnazjum Kirchheim w swym programie kładzie nacisk na historyczny profil nauczania.
Miesiąc wcześniej „Märkische Allgemeine Zeitung” poinformował o wycieczce do „polskiego obozu zagłady Auschwitz“:
Gdy jesienią ub. r. na ekrany niemieckich kin wchodził film „Zagubiony czas”, w którym grało wielu polskich aktorów, Niemcy dowiadywali się, że to historia miłości Żydówki i Polaka w... polskim obozie koncentracyjnym:
http://gyazo.com/406c398e50bc3bb4a779f408cbf01139
Nikt dawno nie robił takiej statystyki, ale wziąwszy pod uwagę liczne opisy i recenzje tego filmu, rok 2011 może być znowu rekordowy, jeśli chodzi o nazwanie przez Niemców swoich dawnych obozów – „polskimi obozami”.
Takim rekordowym rokiem był uprzednio 2009, gdy – według Wikipedii - dwadzieścia razy użyto tego kłamliwego sformułowania w mediach niemieckich, po szesnaście w mediach amerykańskich i hiszpańskich, osiem razy w Austrii, sześć w Kanadzie, sześć we Włoszech, pięć razy we Francji:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Polskie_obozy_koncentracyjne
I faktycznie – zważywszy na historię, całą sprawę można nazwać kolokwialnie „hucpą nad hucpami”. Jednak sprawa jest poważniejsza. Oszczercę, zwłaszcza jeśli pochodzi on z Niemiec, nie można prosić o sprostowanie, z nim trzeba iść do sądu. Zwłaszcza, że np. tygodnik „Focus”, który napisał w 2010 r. „polski obóz zagłady”, w kontekście procesu strażnika z niemieckiego obozu w Bełżcu, odmówił zamieszczenia sprostowania, czym stworzył groźny precedens, tym bardziej, że polska ambasada nie odwoływała się.
Nie jest oczywiście pewne jak duże są szanse na wygrywanie procesów. Choć trzeba przyznać, że media w Niemczech są dość ostro traktowane przez wymiar sprawiedliwości. Na przykład „Bild” przegrał sprawę z Gerhardem Schröderem, którego „pomówił” o to, że farbuje włosy. Brukowiec Axela Springera dostał zakaz pisania w tym temacie.
Jednak dla Polski ważny jest sam fakt pójścia z oszczercą na „wojenną ścieżkę”. A żądanie gigantycznego odszkodowania na pewno wywoła szeroką dyskusję.
Soft działania w postaci grzecznych próśb Niemcy szybko nauczą się lekceważyć i zbywać. A nagłaśnianie problemu w Polsce jest całkowicie nieskuteczne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/127708-z-oszczerca-do-sadu-nie-po-prosbie-o-sprostowanie-jeszcze-ws-polskich-obozow-smierci